I Strona główna I Wiadomości I Kultura I Sport I Pogoda I Turystyka I Narty I Kościół I

I Radio Alex I Głos Ameryki I Z peryskopu... I DH Zakopane I Telefony I Apteki I

I Reklama I Ogłoszenia I Muzyka I Video I Galeria I Archiwum I O Watrze I
 
 
Echa spod Giewontu

MIESIĘCZNIK  PARAFII  NAJŚWIĘTSZEJ  RODZINY  W  ZAKOPANE

* PAŹDZIERNIK 2001 *

W numerze:

Słowo Życia - rozważania ks. prof. dr hab.  Edwarda Stańka

Co znaczy „wypłyń na głębię” - Ks. Bp Kazimierz Nycz

W CO WIERZĘ? - Zagadnienia życia Duchowego

Odpowiedzialność nauczycieli  za wychowanie - Dr Teresa Olearczyk

Geneza Klubów Inteligencji Katolickiej

„Trzeba duszę dać"

Atak na   NOWY YORK

"Rola Różańca w życiu"

Kapliczka Matki Boskiej na "Skałce"

CZARODZIEJSKIE PACIORKI

W telegraficznym skrócie...

Archiwum: Echa spod Giewontu - wrzesień 2001

 

Młody Przyjacielu!!!

Jak się czujesz? Musiałem napisać do Ciebie ten list, aby Ci powiedzieć, jak bardzo troszczę się o Ciebie.

Widziałem Cię wczoraj, jak rozmawiałeś ze swoimi przyjaciółmi. Czekałem na Ciebie cały dzień mając nadzieję, że porozmawiasz ze mną. Dałem Ci zachód słońca, aby zakończył Twój dzień i chłodny powiew wiatru, abyś mógł odpocząć, i czekałem... Nie przyszedłeś. To mnie zraniło nadal, ale Cię kocham, ponieważ jestem Twoim przyjacielem.

Proszę Cię, porozmawiaj ze mną. Proszę Cię nie zapominaj o mnie. Chciałbym podzielić się z Tobą tyloma sprawami... Nie będę Ci więcej przeszkadzał. To jest Twoja decyzja. Wybrałem Cię i ciągle czekam, ponieważ jestem Twoim PRZYJACIELEM.

Zapraszam Cię na spotkanie w każdą niedzielę o godz. 19.00 w Kościele Najświętszej Rodziny na Krupówkach.

Jeśli chcesz przyjdź proszę. Ja wciąż na Ciebie czekam.

Kocham Cię  - Jezus.

Wszystkich  młodych chcących włączyć  się w redagowanie Naszego parafialnego miesięcznika Echa Spod Giewontu zapraszamy na spotkanie w środę o godz. 19 30.

Obecny numer w znacznej części został zredagowany przez młodzież. Gratuluję i życzę dalszych osiągnięć

Ks. Jan Przybocki


 

 

 

 

SŁOWO ŻYCIA             

Autorem rozważań jest ks. prof. dr hab.  Edward Staniek

Przymnóż nam wiary"

Ha 1,2-3;2,2-4; 2Tm1,6-8.13-14;Łk 17,5-10  7 października
Skończył studia, założył rodzinę, ceniono go w pracy. Dziś prawie że nie wychodzi z mieszkania. Chory, opuszczony przez żonę, dzieci i kolegów, szuka zapomnienia w butelce. Kiedy się upije, mówi o swoim nieszczęściu. Jego wyznań słucha opiekująca się nim siostra. Gdy wytrzeźwiał, postawiła mu pytanie: "A czy ja jestem szczęśliwa mając takiego brata?". Odpowiedział z nutą smutku: "Tak, ponieważ ty masz wiarę". W tej odpowiedzi zawarł wyznanie swego najgłębszego nieszczęścia. Nie jest nim ani choroba, ani rozbite małżeństwo, brak rodziny, kolegów, nałóg - jest nim brak wiary. Rzadko kto odkrywa wielkość skarbu wiary. Rzadko kto dostrzega ścisły związek istniejący między szczęściem a zawierzeniem. Podświadomie wyczuwamy, że do szczęścia jest potrzebny ktoś, komu można zawierzyć, lecz rzadko kiedy szukamy oparcia w Bogu. Ludzie zawodzą, nawet wtedy gdy są pełni dobrej woli, zawodzą z racji swej słabości, ograniczoności, bezradności. Jedynie Bóg nie zawodzi. Jemu można zawierzyć całkowicie.

 

Wdzięczność znakiem mądrości

2 Krl 5,14-17; 2Tm 2,8-13; Łk 17,11-19   14 października

Tylko człowiek mądry potrafi właściwie ocenić wielkość otrzymanego daru i dobroć dawcy. Dlatego tylko człowiek mądry rozumie wartość wdzięczności jako odpowiedzi na otrzymany dar. Zestawiając w Ewangelii jednego wdzięcznego z dziewięciu niewdzięcznymi, musimy pamiętać, że zestawiamy mądrego z dziewięciu, którym mądrości zabrakło. Wiemy jednak, że chodzi tu nie o zestawienie ze sobą trędowatych, których uzdrowił Chrystus, lecz o zestawienie nas z nimi. Chodzi o odpowiedź na pytanie: Czy nasza wdzięczność jest znakiem mądrości? Czy podziękowaliśmy matce za miesiące ciąży, strach porodu, tysiące godzin troski o nas? Czy podziękowaliśmy ojcu za trud pracy i zapewnienie środków do życia całej rodziny? Czy podziękowaliśmy za ich wspólne wysiłki wokół naszego wychowania i wykształcenia? Czy dziękujemy rodzeństwu? Czy jesteśmy wdzięczni nauczycielom, wychowawcom, katechetom za ich trud i bezinteresowność, za zdarte gardło i potargane nerwy? Czy jesteśmy wdzięczni żonie za czystą koszulę i przygotowanie obiadu? Mężowi za naprawienie żelazka, kranu, przyniesione pieniądze...? Czy jesteśmy wdzięczni Bogu za życie, za zdrowie, za oczy, za bijące serce, zdrowe ręce, za wiarę...? Czy jesteśmy wdzięczni? Jeśli tak, to znaczy, że jesteśmy mądrzy. Bo tylko głupi bierze i nie dziękuje. Mądry wie, że wdzięczność jest najskuteczniejszą prośbą o dalszy dar. Tej mądrości uczy nas Chrystus, wychwalając wdzięczność uzdrowionego z trądu Samarytanina.

"Zbaw nas od złego"

Wj 17,8-13; Ps 121,1-8; 2 Tm 3,14--4,2; Hbr 4,12; Łk 18,1-8 21 października

Chrystus w przypowieści o wdowie przychodzącej do nieuczciwego sędziego ukazuje wartość modlitwy prośby zanoszonej w chwili zagrożenia przez zło. Pragnie w ten sposób zapewnić słuchaczy, że modlitwa taka z pewnością zostanie wysłuchana. Powtarzane przez nas codziennie słowa modlitwy "Ojcze, zbaw nas od złego" można traktować jako pewnego rodzaju zabezpieczenie. Codziennie powtarzam Bogu, że gdybym się znalazł w zasięgu oddziaływania zła, to Ty, Ojcze, zbaw mnie od jego niszczącego działania. Zupełnie jednak inaczej brzmią te same słowa, gdy człowiek faktycznie znajduje się w ręku zła. Wtedy wołanie staje się krzykiem o ratunek, posiada charakter sygnału S.O.S. Jezus ma na uwadze taką właśnie sytuację, zapewniając, że jeśli Bóg usłyszy wołanie, ów sygnał S.O.S., prędko pospieszy z pomocą i weźmie wołającego w obronę.

Wejść do świątyni

Syr 35,12-14.16-18; Ps 34,2-3.17-19.23; 2 Tm 4,6-9.16-18; 2 Kor 5,19; Łk 18,9-14

28 października Rocznica poświęcenia kościoła
            "Wielkie rzeczy uczynił nam Pan, i święte jest Imię Jego". Największy święty i największy grzesznik w świątyni winni dostrzec dzieła Boga, a nie tylko swoje. Jeśli święty zatrzyma się jedynie na swoich czynach, choćby największych, łatwo zapomni, co Bóg dla niego uczynił. Jego dzieła są zaledwie kroplą wobec oceanu dobrodziejstw, jakimi Bóg zalewa świat, a to, co on nazwie "swoim", w większej mierze należy do Boga, aniżeli do niego. Jeśli natomiast grzesznik zatrzyma się na swoich dziełach, a nie dostrzeże wielkiej przebaczającej miłości, nie potrafi wzbudzić prawdziwego żalu. Żal ten pojawia się bowiem dopiero w odkryciu swej niewdzięczności wobec niepojętej dobroci i miłosierdzia Boga. Gdyby i on zestawiał się z innymi, nabawi się tylko kompleksów i będzie spoglądał w przepaść rozpaczy nie widząc dla siebie ratunku. Tylko pełne uwielbienia i dziękczynienia spojrzenie na to, co Bóg dla nas uczynił, jest w stanie wyzwolić człowieka z jego egoizmu i napełnić go prawdziwym szczęściem. Zastanówmy się, w jakim celu przychodzimy do ołtarza Pańskiego? Czy przychodzimy, by wielbić Go za niepojęte dzieła, które dla nas uczynił, czyni i będzie czynił? Czy też, by myśleć o sobie i swojej wielkości. We Mszy świętej, jak w soczewce, koncentrują się wszystkie zbawcze dzieła Boga i ktokolwiek się do nich zbliża, by ich doświadczyć, winien śpiewać pieśń uwielbienia i dziękczynienia. Tylko wtedy Bóg może dokonać w jego sercu jeszcze jednego zbawczego dzieła i złączyć je z innymi sercami otwartymi na Jego działanie.


Ks. Bp Kazimierz Nycz

Co znaczy „wypłyń na głębię”

Homilia wygłoszona w czasie Mszy św. Pasterskiej w Ludźmierzu w Wigilię Uroczystości Wniebowzięcia NMP (fragmenty)

Moi Kochani !

Stawiamy na początku Trzeciego Tysiąclecia razem z Janem Pawłem II  pytanie:, „Co trzeba robić, żeby wejść owocniej i lepiej w Trzecie Tysiąclecie, nowy XXI wiek?” Papież Jan Paweł II mówi nam ciągle,  trzeba „wypływać na głębię”. „Wypływać na głębię” razem z Chrystusem tak jak św. Piotr, który  zawierzył Chrystusowi i wypłynął. Owoc jego wypłynięcia był wielki dlatego, że wypłynął wezwany słowem Jezusa.  Jego owoc był wielki dlatego, że  wypłynął na głębię tam, gdzie może jest czasem niebezpiecznie, ale okazuje się dane człowiekowi i zadane, żeby nie tylko łowił przy brzegu, ale żeby nie zamykając się w getcie własnych spraw szedł tam, gdzie ludzie są zagrożeni. Tam, gdzie wiara ludzi jest słaba i chwiejna. Tak jakby to powiedział przed wielki pasterz Podhala, niedawno zmarły ks. prof. Józef Tischner: „tam, gdzie ludzie są na manowcach, tam musi być także kapłan i apostoł Jezusa Chrystusa”. Manowce to są te wszystkie współczesne ścieżki, na których nie ma jasnych i wyraźnych drogowskazów, gdzie ludzie się gubią, gdzie gubi się młodzież, bo  zaczyna schodzić z drogi przykazań, gdy zaczyna je po swojemu interpretować. Tam wszędzie  jest potrzebny współczesny Maksymilian. Tam jest potrzebny współczesny apostoł, także apostoł Podhala, Orawy i Spisza, który potrafi zagubione owce wprowadzać do Chrystusa.

Moi Drodzy! Wypłynąć na głębię w tej podstawowej dziedzinie życia i pobożności, którą się szczycimy i chlubimy na Podhalu, to znaczy wkroczyć na drogę pogłębionej religijności. Wypłynąć na głębię -  tzn.  rzeczywiście się dać odnowić. Rozmawiać z Bogiem, umieć się wyciszyć, umieć się modlić  tak, żeby Bogu otworzyć swoje serce i nie tylko do Niego mówić, ale także słuchać. Wypłynąć na głębię  -  to znaczy  być zdolnym do wielkich uroczystości religijnych, w których uczestniczymy chętnie i gorliwie, ale wypłynąć na głębię -  to  znaczy także  wrócić do zwykłej, a przecież niezwykłej niedzielnej Eucharystii. Zawsze i w każdą niedzielę wrócić,  to znaczy  uczestniczyć, a uczestniczyć  znaczy daleko więcej niż być. Uczestniczyć tzn. daleko więcej niż nawet na Mszy św. w niedzielę się modlić. Uczestniczyć to znaczy jednoczyć się i łączyć z Ofiarą Jezusa Chrystusa.  Oświęcimiu jest  wstrząsająca wystawa malarska jednego ze współwięźniów św. Maksymiliana, żyjącego do dzisiaj scenografa - pana Kołodzieja, który przez 50 lat milczał o Oświęcimiu, choć był więźniem przywiezionym w pierwszym transporcie - z numerem 442. Przeżył obóz do ostatniego dnia. Poprzez  wstrząsające obrazy  oświęcimskich przeżyć 5 lat temu zaczął odkrywać i mówić o nich  swoim talentem malarskim. Jest wykształconym malarzem. Przedtem milczał, nosił to wszystko w sobie. Na jednym z obrazów namalował Chrystusa, który zdjął jedną rękę przybitą do krzyża po to, żeby wygłodzonego więźnia, przedstawionego jako szkielet ludzki  wziąć i przyciągnąć do swojego Krzyża, a twarzą tego więźnia jest podobizna malarza. To właśnie znaczy - uczestniczyć w Krzyżu. Umiera człowiek, umiera w nim Chrystus. Cierpi chory człowiek, cierpi w nim Chrystus. Prześladowany jest człowiek, prześladowany jest w nim Chrystus. Uobecnia się  w tym  Krzyż Jezusa Chrystusa. Oddaje życie za drugiego człowieka - człowiek Maksymilian i wielu innych. Zwycięża w nich Jezus Chrystus, a to wszystko się koncentruje i staje wtedy, kiedy przychodzimy na niedzielną Mszę, św., która jest Eucharystycznym, sakramentalnym przez znaki chleba i wina - uobecnieniem Krzyża i my się do tego Krzyża przytulamy. To właśnie znaczy uczestniczyć we Mszy św. niedzielnej. Kto tak Mszę św. pojmuje i pojmie, ten będzie przychodził na nią w duchu takiego zjednoczenia i „wypłynięcia na głębię”. I wtedy stanie się tak, jak mówi Jan Paweł II. Wreszcie „wypłynąć na głębię” Moi Kochani – to znaczy na serio związać wiarę z życiem i uwierzyć, że bez Chrystusa, bez Niego - nic nie możemy uczynić. Ze zjednoczenia z Nim, z prawdziwie pojętej religijności i pobożności musi wypływać chrześcijańskie życie, które jest nade wszystko życiem według przykazania miłości bliźniego i miłości Boga; które jest służbą drugiemu człowiekowi. I znowu, tak jak jesteśmy zdolni do wielkich religijnych uroczystości, to czasami brakuje nam zdolności „wypływania na głębię” i modlitwy i Mszy św. i pobożności wtedy, kiedy jest zwykła niedziela,  kiedy wyjeżdżamy za granicę do pracy – wtedy często brakuje  nam tej gorliwości. Czasem też w tym służeniu bliźniemu, w tej służbie dla drugiego człowieka także brakuje nam wytrwałości i potrzebnej  jedności. Jest w nas wiele pokładów dobra i te pokłady dobra się uwidaczniają w takich momentach jak ostatnia powódź , kiedy ludzie są zdolni odjąć sobie ostatni grosz  i zrezygnować ze swoich potrzeb po to, żeby się podzielić z bardziej potrzebującym.

Moi Drodzy, Młodzi Przyjaciele pamiętajcie o tym, że nie zrealizujecie planów Waszego życia i nie będziecie naprawdę szczęśliwi, jeżeli nie przyjmiecie Chrystusa, jeżeli nie przyjmiecie Jego Ewangelii. Jeżeli nie przyjmiecie tej Ewangelii, której największym przykazaniem jest miłość piękna, czysta i zdolna do tego, żeby sobie wielu rzeczy odmówić, by się dobrze przygotować do małżeństwa, do założenia rodziny.  Nie będziecie szczęśliwi, jeżeli nie wejdziecie na drogę, która będzie was uczyła właśnie owej postawy służby. Rodzino Podhalańska! Czy do ciebie czasem nie dociera tak wielki i groźny  egoizm, który się wyraża w kraju  tym, że tragicznie pogorszyła się sytuacja demograficzna Polski. Przeniosła się ta pycha na dziecko, na dzieci, gdy odkłada się poczęcie pierwszego dziecka na okres po zrobieniu kariery, a potem czasem w  ogóle nie podejmuje się tej decyzji! Czy nie jest to czasami ów brak gotowości do służby? Moi Kochani w tych ostatnich dziesięciu latach, jakże  znacząco mniej było powołań kapłańskich i zakonnych także z Podhala, Orawy i Spisza!  Czy nie jest to również wyrazem braku służby i służebności, do której  powinno wychowywać  się w rodzinie? Kapłan, siostra zakonna - to ten, który tak, jak św. Maksymilian potrafi przyjąć swe powołanie i usłyszeć głos Chrystusa, bo jest nauczony w domu służyć. I wreszcie - Moi Drodzy popatrzmy  jeszcze na to wszystko, co jest służbą społeczną, służbą młodemu pokoleniu, służbą w wychowaniu młodego pokolenia nie tylko tam w Warszawie, ale także tutaj w powiatach podhalańskich i gminach podhalańskich, które służą przez to, że  troszczą  się o młode pokolenie,  o jego wykształcenie,   i o to, by miało  pracę i przyszłość. Jest to także służba reformy szkolnictwa, jest to służba powoływania roztropnych i rozsądnych szkół podstawowych i gimnazjów,  w których kryterium jedynym i zasadniczym jest dobro młodego pokolenia i poziom nauczania, a nie prywatne interesy idące przez wioski, poprzez gminy, niekiedy w poprzek społeczeństwa. Wyrazem tej służby pięknej jest także to, byśmy na Podhalu mieli Szkołę Wyższą, aby młodzież w tym trudnym i biednym okresie nie musiała wyjeżdżać do Krakowa na studia, bo bardzo często ojca i matki na to nie stać. Ale by mogła studiować i uczyć się tutaj, a także stwarzać sobie tę mądrą i roztropną przyszłość rozwijając talenty, które  pochodzą  od Boga. To jest konkretny wyraz naszej  służby i nawet, jeżeli niektórzy tę inicjatywę w poszczególnych miejscach Podhala odrzucali, „sypali piasek w przysłowiowe tryby”, to przecież ten wysiłek i upór wielu  ludzi przez ostatnie parę lat doprowadził do wspaniałego efektu.

            Moi Kochani, stawiajmy sobie wszyscy  mądre pytania. O tych  polityków, którzy rządzą i kierują Polską w Warszawie.  Po co oni tam są? Czy chcą innym  służyć? Czy są  po to, żeby zrobić karierę? Niech sobie te pytania stawiają wszyscy, którzy na różnych szczeblach władzy samorządowej służą braciom. Czy naprawdę służą tak -  jak św. Maksymilian i Matka Najświętsza? Ale my, Kochani, nie pocieszajmy się, że te pytania tylko ich dotyczą. Tam są ci, którym te pytania trzeba stawiać i z nich rozliczać. Pytajmy  przede wszystkim siebie, czy potrafię służyć? Czy potraficie służyć jako mąż i żona w rodzinie, czy potraficie służyć jako pokolenie młodsze starszemu? Stawiajcie sobie to pytanie wy starsi, czy potraficie służyć w tym znaczeniu, żeby być potrzebnym, a nie wtrącać się niepotrzebnie  w sprawy młodego pokolenia i jego życia. Niech stawia sobie to pytanie i robi  rachunek sumienia każdy z nas. Uczmy się prawdziwej służby temu samemu Chrystusowi, który mieszka w drugim człowieku, którego można znaleźć wtedy, kiedy się pochylamy nad kimś potrzebującym. To wszystko, „cośmy uczynili jednemu z tych braci najmniejszych, tośmy Jemu uczynili”. Tak naprawdę to Sąd Ostateczny, który będzie się dokonywał nad każdym z nas, będzie właśnie sądem ze służby drugiemu człowiekowi.


Zagadnienia życia Duchowego

W CO WIERZĘ?

 Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?... A wy, za kogo mnie uważacie?(Mt 16,13-15)

Prowadząc katechezę, stałem się kiedyś niewierzącym, młodym człowiekiem. Stanąłem wobec moich uczniów i zadałem im  pytanie:, W co wierzysz? Chwila konsternacji, Ksiądz mówi, że nie wierzy i chce wiedzieć, w co my, uczniowie wierzymy. Ktoś zdobył się na zabranie głosu. Padały krótkie odpowiedzi: w Boga, w Jezusa, który jest Zbawicielem. I tyle. Właściwie nikt nie umiał dać pełniejszej odpowiedzi, nie mówiąc już o odpowiedzi na pytanie, co to znaczy  - wierzyć.

Deklarujemy się jako ludzie wierzący, ale gdy przyjdzie zabrać głos, ciężko nam jest mówić o naszej wierze. Każdej niedzieli wypowiadamy w liturgii słowa: CREDO – Wierzę w Jednego Boga, ale gdy trzeba przyznać się do wiary trudno powiedzieć, w co wierzę? A gdyby tak dziś sprawdzić siebie samego, czy potrafiłbym bez zająknięcia wypowiedzieć Credo tak by nie pomieszać go ze Składem Apostolskim z pacierza? Wielu z nas  z pewnością miałoby z tym problemy.

Jesteśmy wierzącymi ludźmi, ale właściwie tak często nie myślimy, na co dzień o tym, w co wierzymy. Dlatego spróbujmy przeanalizować wyznanie wiary, które zawiera wszystkie najważniejsze artykuły naszej wiary. I pozwala lepiej zrozumieć, kim jest Bóg i jaki jest Jego Kościół.

Może tak rozpisane Credo mówione przez nas w czasie liturgii pomoże nam świadomie je wypowiadać i nabyć umiejętności w jednoznacznym mówieniu o tym, w Co, w Kogo i Komu wierzymy. Życzę mężnego przyznawania się do Boga i świadomego dzielenia się z innymi swą wiarą.

W kolejnych spotkaniach będziemy próbować zgłębiać poszczególne prawdy wiary, aby lepiej rozumieć i poznawać Boga a przez to bardziej go kochać.

Ks. Roman Zapała

 


Odpowiedzialność nauczycieli  za wychowanie.

Z Dr Teresą Olearczyk, adiunktem w Wyższej Szkole Filozoficzno- Pedagogicznej, redaktorem programów katolickich Telewizji Polskiej rozmawia ks. Jan Przybocki

Ks. Jan Przybocki: W czym przejawia się odpowiedzialność nauczycieli za wychowanie i na jakich płaszczyznach powinna być realizowana?

Dr Teresa Olearczyk: Są różne rodzaje odpowiedzialności: odpowiedzialność wobec prawa, odpowiedzialność wobec Boga, jest także odpowiedzialność wobec społeczeństwa. Nauczyciel to szczególny zawód,  to powołanie i ponieważ dotyka człowieka i kształtuje człowieka. Do szkoły przychodzi małe dziecko w wieku 6- 7 lat, natomiast ze szkoły wychodzi dorosły człowiek mający maturę. Zatem nauczyciel odpowiedzialny jest za wiele rzeczy: za słowo, którym się zwraca do młodego człowieka, za troskę i opiekę nad nim. Jest odpowiedzialność, za jego wszechstronny rozwój. Nie sposób jest samemu nie wzrastać, kiedy świat posuwa się do przodu.. Młody człowiek coraz więcej potrzebuje i stawia różnorodne wymagania. Ponadto nauczyciel  jest dzisiaj człowiekiem szczególnie pożądanym, poszukiwanym, którego coraz częściej zwracają się z nadzieją oczy rodziców  W domu ojciec lub matka bywają,  nieobecni często i nie radzą sobie z wychowaniem swoich własnych dzieci.  Właśnie z tego powodu, że ich nie ma, bądź z takiego powodu, że oboje rodzice pracują. Nie ma w naszych rodzinach trzeciego pokolenia, nie ma kto rodzicom w tym wszystkim pomóc. Świat ponadto przynosi wiele problemów, z którymi rodzice sobie nie radzą. A więc szkoła staje się tą instytucją, która nie tylko wychowuje dzieci, ale także jest pośrednikiem między nimi a rodzicami, albo wręcz wspomaga rodziców. Trudno powiedzieć, że szkoła nie pełni funkcji dydaktycznych, bo przecież takie jest jej główne  przeznaczenie, że musi przede wszystkim nauczać, uczyć człowieka, ale nie może to być czysty werbalizm, bo przecież ucząc równocześnie wychowujemy przez odpowiedni dobór lektur, treści nauczania i poprzez nasze wymagania wobec drugiego człowieka. Ważna jest konsekwencja, uczciwość, podawanie prawdy, wreszcie wzbudzanie w młodym człowieku najszlachetniejszych uczuć, które powodują jego wrażliwość: jak poczucie wstydu, poczucie powinności, prawdomówności, koleżeństwa, przyjaźni. W szkole te wszystkie uczucia się rodzą. W szkole nad tym wszystkim czuwa nauczyciel, przed którym stoi ogromne wyzwanie, bo przecież trzeba pokazać to wszystko, co jest prawością tego świata i co musi być przekazanie do następnym pokoleniom.

Ks. Jan Przybocki: Jan Paweł II na XV Światowych Dniach Młodzieży mówił o laboratorium wiary w człowieku. Jakie zadania mają nauczyciele w rozbudzaniu wiary młodego człowieka w Boga, a jednocześnie w przygotowaniu go do życia w zmieniającej się rzeczywistości przełomu tysiącleci?

Dr Teresa Olearczyk:   Samo słowo laboratorium wskazuje na to, ze musi tam być wiele odczynników, wiele różnorodnych naczyń, różnych działań. Człowiek jest bardzo skomplikowany. Sam organizm ludzki jest jedną wielka biochemiczną fabryką, a do tego wszystkiego trzeba wziąć pod uwagę fakt, jak delikatne jest kształtowanie sumienia i wnętrza. A nauczyciel czyni to właśnie przez swoja postawę, przez dobieranie kluczy do serca młodego człowieka, przez bliskość bycia z tym człowiekiem i przede wszystkim przez swój własny przykład. To, co najbardziej pociąga w Ojcu Św. młodzież, to – myślę- że jest Jego autentyczność. On tak żyje, jak mówi. Jest rzeczywiście autentycznym przykładem wielkiej troski o człowieka. Jeżeli ktoś miał kontakt z Ojcem Świętym doskonale wie, jak to wygląda. On patrząc na człowieka nie tylko przenika go do wnętrza duszy, ale w każdym człowieku potrafi zobaczyć dobro. Jego wzrok zobowiązuje do lepszego życia. Sądzę, że także nauczyciel i jego kontakt z młodym człowiekiem powiniem być taki, aby powodował zmianę życia  poprawianie się, stawanie się lepszym, dojrzalszym człowiekiem. Rodzi się wtedy chęć niesienia pomocy innym, a co za tym idzie pragnienie respektowania i praktykowania przykazania miłości Boga i bliźniego.

Ks. Jan Przybocki:  Jeden z księży, który był uczestnikiem Światowych Dni Młodzieży opowiadał takie zdążenie, że grupa francuskojęzyczna nie bardzo była zainteresowana przemówieniem Papieża, ale kiedy Ojciec Święty zaczął mówić o swojej drodze do Pana Boga, o tych poszczególnych etapach wtedy się wyciszyli i naprawdę zaczęli słuchać. Czyżby chodziło nie tylko o słowa, ale przede wszystkim o świadectwo życia?

Dr Teresa Olearczyk: Oczywiście, słowa bez przykładu, słowa bez przeżycia nie dają żadnych efektów. Staramy się uczyć młodzież, ale gdy za słowami nie idzie przykład, to niewiele się zrobi. Ojciec Święty jest wyjątkowym człowiekiem. Jest człowiekiem głębi, refleksji. Życie Jego było dość trudne i skomplikowane. Jak wiadomo, dosyć wcześnie obumarła Go matka, potem była śmierć brata, a następnie ojca. A więc cierpienie było kamieniami milowymi rozwoju wewnętrznego Ojca Świętego. Przy czym  istotne było Jego wielkie umiłowanie modlitwy. Rzadko się zdarza, żeby młody człowiek tak bardzo  mocno i autentycznie praktykował modlitwę i refleksję. Sądzę, że nie ma młodego człowieka, który nie byłby człowiekiem pełnym ideałów, które niestety można zgubić po drodze. Ale jeżeli  się dokładnie przyglądnąć sobie, to na pewno one głęboko w człowieku  gdzieś drzemią. Ojciec Święty ma wyjątkowy talent dotykania człowieka i sądzę, że kiedy mówi o własnych przeżyciach, to wtedy każdy z nas się przymierza, jakby można pójść taką drogą. Czy powtórzyć tę drogę, czy pójść inną, bo każdy z nas chce być szczęśliwy i zbawiony. Szczęścia bez zbawienia nie ma. Nie ma takiej możliwości. Życie ludzkie, chociaż niekiedy długie, zawsze ograniczone jest czasem. Dobrze przeżyte życie jest nadzieją na zbawienie. Każdy człowiek chce być dobry, bo proszę mi powiedzieć, czy istnieje człowiek, który nie chce być szczęśliwym?

Ks. Jan Przybocki: Nie wiem, bo o takim jeszcze nie słyszałem.

Dr Teresa Olearczyk: Ojciec Święty uczy, jak kochać taką naprawdę mądrą miłością, bo przecież miłość ma także wiele odcieni, powiedziałabym wiele kontekstów.  Inaczej przecież kocha matka swoje dziecko, inaczej mąż żonę, inaczej dziewczyna chłopaka, a inaczej wygląda miłość bliźniego czy miłość „caritas”. Miłość jest więc takim wielkim pojemnikiem, ogromnym zbiorem, matematycznie mówiąc, w którym mieszczą się różne pojęcia miłości. Ta miłość, która nam wszystkim jest najbardziej potrzebna, to jest miłość bliźniego. To znaczy  zobaczenie mieszkającego w drugim  człowieku Chrystusa. Pan Bóg, kiedy stwarza człowieka,  obdarza go duszą. Nie ma człowieka bez duszy, bo ciało bez ducha to  trup. Bez względu na to, czy  jest wierzący, czy nie jest wierzący, jest  zawsze człowiekiem, który ma duszę. A to znaczy, że Bóg mieszka w każdym człowieku. Wystarczy sobie postawić pytanie: Czy ma u mnie wygodne mieszkanie?

Ks. Jan Przybocki: Dziękuję za rozmowę.

Rozmowa została przeprowadzona na antenie Radia Alex

WSZYSTKIM KATECHETOM, NAUCZYCIELOM

I WYCHOWAWCOM Z OKAZJI ŚWIĘTA EDUKACJI NARODOWEJ REDAKCJA  ECHA SPOD GIEWONTU SKŁADA NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA ZDROWIA

I BŁOGOSŁAWIEŃSTWA BOŻEGO OD PANA JEZUSA, NASZEGO NAJLEPSZEGO NAUCZYCIELA


Geneza Klubów Inteligencji Katolickiej

W październiku 1956 r., po dojściu do władzy Władysława  Gomułki, nastała krótkotrwała „odwilż”. Został zwolniony z internowania kardynał Stefan  Wyszyński, „zelżała” polityka władz wobec Kościoła. Zezwolono na działalność niektórym organizacjom katolickim. Aktywniejsi działacze katoliccy, dotąd nie mający żadnych możliwości działania, postanowili powołać organizacje katolików świeckich. Nadano im nazwę „Kluby Inteligencji Katolickiej”. Ale władze zorientowały się  rychło, że organizacje te są niezależne od wszechwładnej partii. Dopuściły do działania jedynie pięć Klubów:  w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu i Toruniu. Kluby te były szczególnie inwigilo­wane, poddane cenzurze, ale ich działalność była prowadzona. Statut był zredago­wany odpowiednio do potrzeb tych ciężkich czasów. Zarząd wybierano na rok, aby uniemożliwić niepożądanym osobom nadawanie kierunku i aby nie uzależnić się od władz świeckich. Kluby Inteligencji Katolickiej wrosły w atmosferę tamtych czasów, zdobyły niezależność. Ale nie wszędzie. Nie udało się utrzymać niezależności KIK-owi poznańskiemu. Władzom udało się przeforsować na prezesa współpracującego ściśle z nimi  - Ołdakowskiego (nie pamiętam imienia; M.J.), bodaj wicepremiera  w komunistycznym rządzie. Pozostałe KIK-i utrzymały swą niezależność. Trzeba podkreślić, że Kluby Inteligencji Katolickiej były całkowicie niezależne, nie współpra­cowały z powołanym przez partię PAX-em. Sprzyjał im kard. Stefan Wyszyński, brał je w obronę, żywo interesował się ich działalnością, podobnie jak i biskup, a następnie kardynał Karol  Wojtyła. Wszystkie poczynania krakowskiego KIK-u były z nim uzgadniane, swym autorytetem osłaniał KIK przed zakusami władz, a tych nieporozumień było co niemiara.

Aż przyszedł rok 1980 - zryw „Solidarności”. Bez mała cała Polska poparła „Solidarność”. Jeszcze nikt nie przypuszczał, że Polska wyzwoli się  z okowów socjalizmu, a jednak. władze zgodziły się wówczas na powołanie następnych Klubów. W latach 1980-81 powstawały one jak grzyby po deszczu. Na tej fali powołano w marcu 1981 r. w Zakopanem KIK pod nazwą „Tatrzański Klub Katolicki KIK”. Inicjatorem jego powstania był niezapomniany  ksiądz prałat Władysław Curzydło.

Obecnie jest  w Polsce około osiemdziesiąt KIK-ów. Każdy z nich jest samodzielny, podlega tylko władzom wybieranym na rok. Ostatnio wymóg ten nie jest już potrzebny. Niektóre KIK-i wybierają zarząd na dłuższy okres (np. w Zakopanem raz na 2 lata). Pomimo tego, że każdy z KIK-ów jest samodzielny, odbywają się przeważnie dwa razy w roku zebrania prezesów: jedno w czerwcu w Częstochowie, a drugie - do niedawna - w miejscowościach podwarszawskich (Wesoła, Otwock). W ubiegłym roku drugie ze spotkań odbyło się w Nowym Sączu, natomiast w tym roku zebranie prezesów zaplanowano w Zakopanem. Powodem tego były Jubileusze XX-lecia pracy KIK-ów: w ubiegłym roku taki jubileusz był w Nowym Sączu, a w tym roku będziemy obchodzić jubileusz naszego XX-lecia.

Pracę Klubów koordynuje Rada Porozumienia. Wyznacza ona tematykę zebrań, proponuje prelekcje, podejmuje też  niekiedy uchwały, jak np. w związku z wyborami, ważnymi problemami w życiu Kościoła itp. Rada wybiera rokrocznie prezesa; obecnie jest nim  pan Sta­nisław Winczura z Tarnowa, a sekretarzem Rady jest  pan Stanisław Latek z Warszawy.

Jubileusz zakopiańskiego KIK-u

Obecnie obchodzimy jubileusz XX-lecia zakopiańskiego KIK-u. Jak już wspomniano, został on powołany w marcu 1981 r. Pierwszym prezesem był  pan Stanisław Machajewski, piszący te słowa był vice- prezesem. Klub działał do stanu wojennego, później został na rok zawieszony. Drugim pre­zesem był  pan Antoni Romaszkan, a trzecim - pan Joachim Brzozowski. Vice-prezesem w tamtych latach była pani Ewa Koźmińska, pełna energii i zapału. Następnym prezesem był pan Tadeusz Piłat.

Co to były  za lata? Polacy spragnieni wolności. Wszystkie zebrania były tłumnie obsadzone, a jacy prelegenci przyjeżdżali do nas! Wystarczy wymienić: ks. prof. Józef Tischner, prof. Leszek Kułakowski (obecny negocjator Polski do Unii Europejskiej), prof. Władysław Bartoszewski, prof. Strzembosz, artyści – Gustaw Holoubek,  Magdalena Zawadzka, Wojciech Młynarski, a z miejscowych poetów Tomasz Gluziński i wielu, wielu innych wspaniałych ludzi i wspa­niałych prelegentów. A oprócz tego prowadzona była działalność artystyczna. Członkiem Zarządu był wówczas prof. Tadeusz Brzozowski, awangar­dowy artysta malarz. Wieczory poezji, czytanie interesujących i aktualnych tekstów, rozważanie Pisma Świętego, a także wiele innych spraw było wtedy „na wokandzie” zakopiańskiego KIK-u. Jeszcze delikatnie, jeszcze dyskretnie przygotowywali się członkowie KIK-u do wolności, do innych, poważniejszych zadań w wolnej Ojczyźnie, która coraz bardziej zbliżała się do nas.

Nic dziwnego, że po czerwcu 1989 r. odeszli oni do odpowiedzialnych funkcji w organizacjach politycznych i społecznych czy też w stowarzy­szeniach religijnych. Normalna rzecz, a jednak w działalności Klubu zabrakło tych najbardziej aktywnych ludzi. Frekwencja na zebraniach Klubu spadała, a co najgorsze - KIK coraz bardziej się starzeje. Przybywają lata, a nie przybywa do KIK-u młodzież. Zresztą zauważyć to można nie tylko w naszym Klubie, ale we wszystkich KIK-ach w Polsce. Zaczynamy być powoli klubem emerytów. Ale są w Polsce wyjątki - Klub warszawski - liczy około 800 członków. W czasie ostatnich wyborów do Zarządu wybrano samą młodzież! Zdaje się, że wśród członków Zarządu nikt nie przekracza 50 lat. Są Kluby mające sekcję młodzieży i są Kluby zajmujące się dziećmi. To przyszłość KIK-ów. Niektóre Kluby, jak np. poznański, współpracują z harcerzami i stamtąd przychodzą do Klubu młodzi.

Zakopiański KIK u progu trzeciego dziesięciolecia

Inaczej wygląda działalność KIK-ów w dużych ośrodkach. Zrzeszają one nie tylko więcej członków, ale i mają ułatwio­ną działalność. Są bowiem na terenie ich pracy wyższe uczelnie, seminaria duchowne, fakultety papieskie, itp. KIK-i w mniejszych miejscowościach są tych atrybutów pozbawione. My zaliczamy się właśnie do takich KIK-ów. Większość prelekcji nie jest wygłaszana przez własnych członków, ale zaproszonych prelegentów. I właśnie ta działalność odczytowo - formacyjna to główna działalność naszego (i przypuszczalnie nie tylko naszego) KIK-u. Mamy pogłębiać swą wiedzę religijną, historyczną, filozoficzną. Mamy przemyśleć poruszone w referacie problemy. Muszę powie­dzieć, że nam się to w dużej mierze udaje. Dzięki szerokim kontaktom i wielu osobistym znajomościom naszego Księdza Dziekana mamy możliwość zapraszania wspaniałych prelegentów, głównie z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, ale nie tylko. Serdecznie dziękujemy pracownikom Akademii za życzliwość. Zajmują się przecież własną pracą naukową, a są gotowi w każdej chwili przyjechać do nas, dzie­lić się swymi przemyśleniami, popularyzować zagadnienia naukowe. Dzieje się tak nie tylko podczas comiesięcznych zebrań, ale zwłaszcza w Tygodniach Kultury Chrześcijańskiej, które wrosły już w pejzaż Zakopanego i są niejako jego tradycją. Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej mają swoje motto i poruszają aktualne zagadnie­nia.

W działalność naszego Klubu staramy się wpleść tematykę histo­ryczną, zarówno z dalszej, jak i nowszej historii. Włączamy się w rocznicowe obchody, a często sami je organizujemy. Tematykę historyczną przybliża nam znakomicie pan Józef Olszewski. Jego pogadanki historyczne - zwłaszcza w czasie pielgrzymek i wycie­czek - są naprawdę na wysokim poziomie. W działalności naszego KIK-u dużo miejsca  poświęcamy stosunkom z bliższymi i dalszymi sąsiadami. Nawiązaliśmy przede wszystkim kontakt ze Słowakami. Byliśmy nie tylko w pobliskiej Lewoczy, ale także  w Preszowie i w Koszycach. Szczególne miejsce w naszych stosunkach z sąsiadami zajmują kontakty ze Lwowem i Kresami Wschodnimi. Niespożyta w organizowaniu tych kontaktów jest pani Danuta Haczewska. Już przed pielgrzymką Ojca Świętego na Ukrainę staraliśmy się łagodzić napięcia w stosunku do Ukraińców. Pielgrzymka Ojca Świętego pokazała, jak bardzo to było potrzebne. Wędrowaliśmy również do nieco bardziej od Zakopanego sąsiadów – na Litwę, gdzie złożyliśmy hołd Matce Boskiej Ostrobramskiej.

Pragniemy również mieć swój udział w łagodzeniu napięć polsko- niemieckich. Jak bardzo pogmatwane są stosunki polsko-niemieckie, przekonaliśmy się podczas wizyty naszych członków u ks. abp. Nossola, a pielgrzymka na Górę św. Anny, do Trzebnicy i Wrocławia, miała na celu łagodzenie wiekowych napięć między sąsiadami. Wizyta u ks. abp. Nossola zapoczątkowała cykl wizyt u biskupów polskiego Kościoła, bowiem w rok po tej wizycie odwiedziliśmy w Łowiczu ks. bp. Józefa  Zawitkowskiego. Ta podróż pozostawiła niezapomniane wrażenia i trwałą przyjaźń ze złotoustym ks. bp. Józefem  Zawitkowskim.

Oprócz comiesięcznych zebrań organizujemy pielgrzymki i wycie­czki (nie tylko zagraniczne). Sprzyjają one w integracji członków naszego Klubu, zacieśniają więzy przyjaźni.

KIK zakopiański istnieje dzięki wszechstronnej pomocy i życzli­wości  Ks. Dziekana Stanisława Olszówki. Klub działa przy Parafii Najświętszej Rodziny, ale swą działalnością obejmuje cały obszar Zakopanego i jego okolic. Księże Dziekanie, trudno wyrazić w słowach, jak bardzo cenimy tę pomoc i życzliwe wsparcie  Serdecznie za nie dziękujemy! Niech nadal doznajemy opieki i życzliwości Księdza Dziekana.

Mieczysław Jarosławski

PROGRAM OGÓLNOPOLSKIEGO ZJAZDU PREZESÓW KLUBÓW INTELIGENCJI KATOLICKIEJ W ZAKOPANEM, 19-21 X 2001*

Piątek 19.X.2001

17. 00 XX - lecie Tatrzańskiego Klubu Inteligencji Katolickiej

18. 00 Złożenie kwiatów pod pomnikiem Jana Pawła II

18. 30  Kolacja

19. 15 Różaniec

Sobota 20.X. 2001

7. 00   Msza św.

8. 00   Śniadanie

9. 00   Referat O. Macieja Zięby - „Na progu III Tysiąclecia”

10. 00 Przerwa

10. 15 Wyjazd do Sanktuarium na Krzeptówkach, złożenie kwiatów na grobie Olgi   Małkowskiej, przejazd na Bachledówkę

13. 30 Obiad

15. 30  Referat ks. doc. Jacka Urbana - „Kard. Stefan Sapieha na początku swojej posługi w diecezji krakowskiej”

17. 00 Referat ks. inf. Zdzisława Króla - „Świadek“ o Kard. Stefanie Wyszyńskim

19. 30 Posiady na Olczy

Niedziela 21. X.2001

7. 30   Śniadanie

8. 00-10. 15    Obrady Prezesów

11.00 Msza św. w kościele Najświętszej Rodziny

12. 45 Obiad

13. 30  C.d. obrad Prezesów (ewentualnie) i zakończenie Zjazdu

Miejsce Zjazdu: Dom Wypoczynkowy Konferencji Episkopatu Polski „Księżówka”


„Trzeba duszę dać"     

            Tak wie Je napisano i powiedziano o miłosierdziu. Ciągle wertujemy biblioteki, słuchamy odczytów, kazań, urządzamy Tygodnie Miłosierdzia^ kwesty. Istnieją na całym świecie instytucje dzieł miłosierdzia. Poświęcali się i ciągle poświęca/ą się ludzie potrzebującym. A my ciągle dociekamy co to za moc? Skąd pochodzi? Że każe „duszę dać ". Codziennie wychodzimy z domu, by pełnić miłosierne czyny względem sióstr i braci potrzebujących. Czy my sami me potrzebujemy miłosierdzia i to niemal na każdym kroku, w każdej napotkanej sytuacji w spotkaniu z drugim człowiekiem. Czekając w Przychodni zaglądamy ukradkiem na twarz-rejestratorki czy okaże nam życzliwość. Z tremą wchodzimy do gabinetu lekarskiego czy lekarz zrozumie nasze niedomagania i postawi właściwą diagnozę, przypisując właściwe leki. Czy pielęgniarka z miłością pochyli się nad ciężko chorym, by ulżyć mu w cierpieniu. Czy ekspedientka w sklepie pomoże wybrać odpowiedni towar. Czy w autobusie znajdzie się ktoś kto staruszce ustąpi miejsca, przeprowadzi przez ulicę niewidomego. Zrobi codzienne zakupy. Załatwi bieżące sprawy samotnemu, odwiedzi, porozmawia, okaże zainteresowanie potrzebującymi. Nie tylko od święta i raz w roku obchodzimy Tydzień Miłosierdzia. Dla nas ludzi wierzących każdy dzień powinien być napełniony czynami miłosierdzia względem drugiego człowieka. Rodzi się pyłowe: gdzie my ludzie XXI wieku mamy szukać uniwersytetów miłosierdzia, gdzie zaczerpnąć życiodajnej mocy, by sprostać zadaniu? Ojciec Św. Jan Paweł II w Liście do Sióstr i Braci Rodzin Zakonnych 6w. Brata Alberta z okazji 150  rocznicy Jego urodzin zachwyca się Św. Bratem Albertem i stawia nam za wzór do naśladowania. Jest to święty o duchowości urzekającej zarówno swym bogactwem, jak i swą prostotą. Pan Bóg prowadził Go drogą niezwykłą: uczestnik powstania styczniowego, utalentowany artysta malarz, który staje się naszym polskim „Biedaczy­ną", szarym bratem, pokornym jałmużnikiem i heroicznym apostołem miłosierdzia. To w krakow­skiej „Ogrzewalni", wśród najuboższych, pogar­dzanych i wyrzuconych poza nawias społeczeń­stwa, Brat Albert odkrył swoje ostateczne powoła­nie. Nie tylko służył ubogim, ale sam stał się jednym z nich, gdyż oni stali się dla niego żywą

Jest to święty o duchowości urzekającej zarówno swym bogactwem, jak i swą prostotą. Pan Bóg prowadził Go drogą niezwykłą: uczestnik powstania styczniowego, utalentowany artysta malarz, który staje się naszym polskim „Biedaczy­ną", szarym bratem, pokornym jałmużnikiem i heroicznym apostołem miłosierdzia. To w krakow­skiej „Ogrzewalni", wśród najuboższych, pogar­dzanych i wyrzuconych poza nawias społeczeń­stwa, Brat Albert odkrył swoje ostateczne powoła­nie. Nie tylko służył ubogim, ale sam stał się jednym z nich, gdyż oni stali się dla niego żywą ikoną Chrystusa - Ecce Homo. Przeżył tam wstrzą­sającą prawdę Chrystusowych stów: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniej­szych, Mnieście uczynili" (Mt 25,40). Zobaczył jasno, iż „trzeba duszę dać" - właśnie za tych z krakowskiej „Ogrzewalni" i za innych.

Postać Brata Alberta jest bardzo bliska naszym czasom. Dzisiaj wiele mówi się i pisze o „cywilizacji miłości", o potrzebie „opcji preferen­cyjnej na rzecz ubogich". Św. Brat Albert nie pisał uczonych traktatów na ten temat. On po prostu pokazał, jak trzeba miłosierdzie czynić. Pokazał, że kto chce prawdziwie czynić miłosierdzie, musi sam stać się „bezinteresownym darem" dla drugie­go człowieka (por. Gaudium et spes, 24). Służyć bliźniemu, to według niego przede wszystkim dawać siebie - „być dobrym, jak chleb. Św. Brat Albert jest dla naszych czasów ja­kimś znakiem i równocześnie wyzwaniem. Dzisiaj, kiedy w zastraszający sposób szerzy się egoizm, obojętność i znieczulica serc, jakże potrzeba od­nowionej wrażliwości na człowieka, na jego biedy i cierpienia. Świat woła o miłosierdzie - woła o ludzi na wzór św. Brata Alberta, którzy Ewangelię miłosierdzia wezmą dosłownie i na serio, którzy zechcą nieść ją odważnie współczesnemu człowie­kowi.

Dziękując Bogu za wzory miłosierdzia chrześcijańskiego. Napełnieni Mocą Bożą otwórzmy nasze serca, by stać się „ bezinteresownym darem " dla drugiego człowieka.

                                                                                              s. Michaela - albertynka

 


Atak na   NOWY YORK

11 września 2001   rok  - to dzień, który przejdzie do historii jako koniec epoki bezpiecznych lotów samolotami, ale przede wszystkim jako koniec epoki, w której Amerykanie w swoim kraju czuli się bezpiecznie. Dotąd, jeżeli na świecie coś się działo to, chociaż sprawy czasem dotyczyły USA, chociaż brali w nich udział Amerykanie, to zawsze mieli poczucie, że ich miasto, domy są bezpieczne. Wojny, wybuchy  -były gdzieś daleko. Można było je oglądać w telewizji pomiędzy jednym a drugim łykiem coli, przegryzanej chipsem. Nagle wszystko się zmieniło. Ofiary, ból, rozpacz, trupy  -są na sąsiedniej ulicy, a kurz z rozpadających się wież WTC gryzie w oczy przez ekrany telewizora. W ciągu kilku minut jedna z największych potrzeb człowieka, potrzeba bezpieczeństwa oddaliła się od przeciętnego Amerykanina prawie za horyzont. Jak poradzą sobie  z tym Amerykanie, dziś nikt nie umie na to pytanie  odpowiedzieć? Nie pomoże nawet tarcza antyrakietowa   i  największa armia, jeśli przeciw społeczeństwu występują religijni fanatycy i desperaci.

Maciej Rzankowski

Zamach na USA

Zamach terrorystyczny dokonany na Amerykę 11 września 2001 roku był dla mnie wielkim szokiem. Siedząc u koleżanki nagle usłyszałam: „zamach na Amerykę”. To było coś strasznego. Zginęło tylu niewinnych ludzi. Ja do dzisiejszego dnia nie mogę pogodzić się z tą tragedią. Zadaję sobie pytanie: Dlaczego na świecie jest tyle nienawiści? Czy to musiało się zdarzyć? Niestety, odpowiedzi nie znam. Wiem, że na świecie powinien zapanować pokój, radość i miłość. Wtedy nie będzie wojen, zamachów. Teraz jedynie pozostaje mi modlitwa za tych ludzi, by mogli spokojnie żyć, a ci, którzy zginęli, by mogli cieszyć się z naszym Ojcem w niebie.

Dorota Cymer

Co czujemy po ataku na Stany Zjednoczone?

Co czuję? No cóż. W momencie, kiedy nastąpił atak, ja byłam daleko od domu, od  miasta rodzinnego, a na dodatek  nie miałam  żadnej możliwości otrzymywania nowych informacji. Ale chyba do końca życia nie zapomnę uczucia, jakie towarzyszyło mi w czasie, kiedy ze znajomymi stałam pod jakimś sklepem, nad którego wejściem wisiał głośniczek. Z niego to  słuchaliśmy najświeższych informacji z USA. Niewiele słyszeliśmy, bo sklepik stał w samym centrum miasta, ale to, co wiedzieliśmy wystarczyło, żeby zacząć się bać. Niewielu z moich znajomych chciało w  ogóle uwierzyć w podawane informacje. Ja  chyba do końca nie zdawałam sobie sprawy z tego, o czym się  dowiedziałam. Wiedziałam też, że dopóki nie zobaczę na własne oczy, jak World Trade Center się składa, jak uderza w niego samolot z kamikadze i niewinnymi ludźmi na pokładzie - nie będę mogła pojąć, że to, co się stało, stało się naprawdę. Całą noc przed przyjazdem do domu spędziłam na odczytywaniu informacji przesyłanych na mój telefon komórkowy. Kiedy weszłam do domu,  włączyłam telewizor. Rodzice nagrali mi "Wiadomości" z poprzedniego dnia, więc mogłam, choć przez chwilę czuć to, co czuli ludzie, oglądając i słuchając relacji w dniu zdarzenia. Siedziałam przed telewizorem i nie mogłam uwierzyć  własnym oczom, ale powoli docierało do mnie to, że budynków już nie ma, że ludzie giną pod gruzami. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, kto to zrobił, ale była pewność, że jest  to zamach terrorystyczny. Do dziś irytują mnie stwierdzenia, że te kilka tysięcy osób "zginęło". Oni nie zginęli. Oni zostali zamordowani. Ja nie nazwałabym tego za zamachem, a raczej  masowym morderstwem. Od tragicznego dnia mija (w chwili, gdy piszę ten tekst) ponad tydzień. Spod gruzów wyciągnięto kilka rannych, ale żywych osób. Raczej nikłe są nadzieje na to, że pozostałe 5 tys. jeszcze żyje.  Amerykanie jednak  akcję swoją  nadal nazywają akcją ratowniczą. Stany Zjednoczone szykują się do odwetu, czyli do ataku na Afganistan. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, po co ten odwet. Nie przywróci on nikomu życia, a na pewno do ogromnej liczby  niewinnych ofiar doda jeszcze wielu także niewinnych  ludzi... . Zemsta? To godne tylko terrorystów. Walka z terroryzmem? Jestem prawie pewna, że w Afganistanie nie ma już winnego, czyli Bin Ladena. A przecież nie można bombardować wszystkich miejscowości, w których przypuszczalnie chowa się terrorysta. Jest to  pogoń za bezsensem. Mam tylko żal do Polaków. Nie wiem, jak na zamach reagują mieszkańcy innych krajów, ale kiedy dowiedziałam się, że w internecie dostępna jest już gra, która polega na ratowaniu Manhattanu przed atakiem terrorystów czy -za przeproszeniem, robieniu sobie żartów z wpisów na liście zaginionych, poczułam jeszcze większą  niechęć do niektórych Polaków, niż miałam dotąd. Jak widać „ niektórzy Polacy to jeszcze nie ludzie” Trzeba czasu żeby „dojrzeli do świata”. Nie chcę tu niczego  uogólniać. Większość Polaków oczywiście się solidaryzuje etc...   Dobrze wiemy, że i tak nikt nie pomoże Amerykanom. Ani budżetem, ani wojskiem... ale cóż - liczą się chęci.

            Takie są moje odczucia po ataku na Manhattan. Nie czuję ani nienawiści, ani chęci zemsty na terrorystach. Jest mi bardzo przykro z powodu niewinnych ofiar i wiem, że to niesprawiedliwe. Ale odczuwanie zemsty w niczym nie pomoże ani mnie, ani zamordowanym. Tak samo jak odszkodowanie pieniężne nie zmniejszy bólu rodzin ofiar...

Katarzyna Paluch

USA  4 dni po zamachu

Mam napisać co czuję po ataku na Stany Zjednoczone. Nie chcę powtarzać tego, co wszyscy, chociaż mają rację. To wstrząs, tragedia, szok, koszmar..., każde z tych słów oddaje moje uczucia. Prezydent Stanów mówi o cichym, nieustającym gniewie. Ja próbuję walczyć z nienawiścią, jaka się we mnie rodzi. Dziesiątki poruszających zdjęć, straszne opisy, ostatnie rozmowy ludzi mających świadomość o nieuchronnej śmierci. Cierpienie i ból. To wszystko przez terrorystów. To sprawia, że walka z nienawiścią do nich jest ciężka. Szukanie najlichszego usprawiedliwienia niemożliwym. Zastanawiam się czy prócz Papieża i innych dostojników kościelnych, jest ktoś wystarczająco silny, by móc modlić się za tych zbrodniarzy. Po czterech dniach od tragedii po raz pierwszy płakałam. Zdałam sobie sprawę z ogromu zła, jakie istnieje na świecie i to mnie przeraziło. Czuję teraz nieutulony ból, ten sam, który sprawia, że ludzie pytają głucho: „Boże, dlaczego do tego dopuściłeś?”

Myślę, że na. świecie są rzeczy, które pojmuje Wszechmocny i ten atak jest jedną z nich.

Uczennica kl. 3 a

Gimnazjum nr 2

Terror

Czy ktokolwiek z nas mógł przypuszczać, że tak olbrzymie i mocne mocarstwo jak Stany Zjednoczone zostaną zaatakowane przez terrorystów ? Jest to jedno z wielu pytań, które prześladuje każdego z nas. Jeszcze kilka tygodni przed terrorem widziałam te wieżowce w Nowym Yorku . Spotkałam ludzi, którzy tam pracowali a teraz prawdopodobnie nie żyją. Gdyby kilka dni przed terrorem ktoś spytałby się czy Polacy potrafią współczuć czy spróbowali by pomóc jakiemuś zagrożonemu państw? Prawdopodobnie obcokrajowcy odpowiedzieli by nie, co ich tam obchodzi jakieś inne państwo jak sami swoje państwo prowadzą do ruiny. Co się okazuje? Te sceny spontanicznych marszy żałobnych za Amerykanów i za rodziny ofiar to świecenie świec w oknach wielu domów z myślą nie poddawajcie się jesteśmy z wami , razem sobie jakoś poradzimy. Te wszystkie kwiaty pod konsulatami i ambasadą USA. Uważam, że Polacy przez swoje cierpienie rozumieją innych. W końcu to nas Polaków nie było na mapach, ale nie poddaliśmy się i teraz kiedy ktokolwiek wzywa pomocy nie będziemy stać obojętnie i się przyglądać , tylko będziemy starać się pomóc. Na pewno wielu z nas w Dzień Wszystkich Świętych nie zapomni o ofiarach terroru i choćby na chwilę złączy się myślami z cierpiącymi rodzinami.

 

Katarzyna Rabiej I gim. POSA


Przeżywamy miesiąc październik. Młodzież naszej parafii poprosiła kilka osób o wypowiedź na temat roli Różańca w ich życiu i kiedy po raz pierwszy zetknęli się z Różańcem. Poniżej kilka przeprowadzonych rozmów.

Ks. Bp Jan Szkodoń

- Czym jest modlitwa różańcowa dla księdza biskupa i kiedy po raz pierwszy ksiądz biskup miał różaniec w ręku?

Podobno - tak mi kiedyś mamusia mówiła - kiedy byłem bardzo małym chłopcem, może jeszcze nie chodziłem, był taki zwyczaj, że koło dziecka stawiało się różne rzeczy i patrzyło, po co najpierw ono sięgnie. Podobno sięgnąłem po różaniec. To słyszałem kiedyś dawno, potem mamusia już do tego nie wracała, a ja nie śmiałem pytać. Czyli mogło to być bardzo wcześnie.

Czym  modlitwa różańcowa jest dla mnie dzisiaj? Jest codzienną modlitwą, czymś, co przeplata moje różne zajęcia i wypełnia moje długie podróże. Nieraz wypełnia późny wieczór, jest rozważaniem tajemnic Pana Jezusa, Matki Bożej w streszczeniu Ewangelii. Jest streszczeniem życia. Próbuję, żeby przejść od tych treści do życia, do moich duszpasterskich problemów. Staram się – raz lepiej, raz gorzej - żeby tajemnice różańcowe przenikały się z moim życiem. Czasem zasypiam z modlitwą różańcową. „I niech Cię sen nasz nawet chwali...”.

Ks. Prał. Stanisław Olszówka

- Czym dla księdza jest różaniec?

Jest on moją codzienną modlitwą, odmawianą wśród innych modlitw. Staram się nigdy nie opuścić różańca, może kiedyś zdarzyło mi się opuścić, ale nie pamiętam. W każdym razie staram się różaniec odmawiać codziennie.

- Kiedy ksiądz po raz pierwszy spotkał się z różańcem?

Tego nie pamiętam. Wiem, że było to bardzo dawno temu. Na pewno spotkałem się z różańcem jako małe dziecko. W domu różaniec był odmawiany codziennie. A szczególnie w październiku. Do kościoła było daleko. Babcia, dziadek, rodzice uczyli mnie jako  pierwszego - bo najstarszego z rodzeństwa - klękać do różańca. Wtedy więc spotkałem się z różańcem, a poza tym widziałem go przy różnych okazjach, widziałem, jak ludzie wyjmowali różaniec i modlili się na nim w kościele. Widziałem też jako dziecko - to było bardo ciekawe - jak ludzie kładli różaniec na grobie zmarłego. W mojej parafii był taki zwyczaj, że jeżeli ktoś należał do Żywego Różańca, to podczas pogrzebu kładziono na jego grób duży różaniec. W mojej parafii było bardzo dużo ludzi należących do Róż Różańcowych: mężczyzn, kobiet i młodzieży. W każdą niedzielę była zmianka różańcowa dla różnych grup.

- Może ksiądz pamięta, kto jako pierwszy nauczył księdza modlić się na różańcu?

W domu rodzice, a potem ksiądz katecheta w szkole podstawowej. W klasie piątej szkoły podstawowej ksiądz Mirek powiedział do mnie i kolegi, abyśmy zorganizowali Różę Różańcową i pamiętam, że już wtedy należałem do takiej Róży. Różaniec jest bardzo piękną modlitwą.

Opracowały: Dorota Cymer, Izabela Graca

 

1. Czym dla Pana jest Różaniec?

Jedną z najpiękniejszych modlitw, która pozwala s/ę skupić, ale i przez to odnajdywać właściwy sens życia, działania. Wydawałoby się, że powtarzanie modlitwy Zdrowaś Maryjo jest czynnością mechaniczna, tak wielu myśli, natomiast te piękne słowa  proste i cieple wprowadzają nas w głębię wiary, pozwalają się zmienić.

2. Kiedy po raz pierwszy spotkał się Pan z Różańcem.

            Na pewno dostałem Różaniec, gdy szedłem do I Komunii świętej, ale jako małe dziecko widziałem go w ręku ojca, mamy, babci. Od tamtego czasu z Różańcem nie rozstaję się.  Staram się odmawiać przynajmniej jedną dziesiątkę. Z domu nie wychodzę bez różańca. Napisałem również kiedyś w formie wiersza góralskiego, wszystkie tajemnice Różańca pod tytułem „Góralski Różaniec". Otrzymałem za niego I nagrodę w konkursie poetyckim.

Andrzej  Gąsienica - Makowski

Starosta Tatrzański,  Prezes  Związku Podhalan

Opracował:

Dawid Ciagwa, Mateusz Doege

Kontakt z różańcem miałam już od najmłodszych lat, bowiem jako dziecko nie rozumiejąc, co to jest zakładałam Go sobie na szyje. Różaniec jest dla mnie czymś świętym, czymś, co staram się mieć zawsze ze sobą, abym w każdym momencie mogła poczuć jak paciorki różańca przesuwają się w moich dłoniach. Modlitwa różańcowa jest dla mnie najpiękniejszą rozmową z Maryją, naszą Matką. W tej modlitwie uświadamiam sobie, że jestem człowiekiem grzesznym i jednocześnie proszę, aby Maryja się za mną wstawiała, dodawała mi sił abym zawsze kroczyła drogą, która prowadzi do Jej Syna.

Dziewczyna 17 lat

Różaniec jest dla mnie bardzo ważną modlitwą. Odmawiając różaniec mogę porozmawiać z Matką Bożą, która jest równocześnie moją Matką. Zawierzyć Jej mogę wszystkie smutki, radości powodzenia i prośby. Uważam, iż ludzie, gdy mają różne, trudne sytuacje w swoim życiu i niewiedzą jak je rozwiązać powinni zawierzyć to Matce Niebieskiej odmawiając przynajmniej dziesiątek różańca.

17 lat

Różaniec jest dla mnie czymś wielkim, wskazuje mi drogę mojego postępowania, a słowami modlitwy wypraszam sobie i bliskim oraz rodzinie potrzebne łaski. Różaniec ma trzy części, każda z nich ma swoje rozważania. Rozważamy w nich życie Pana Jezusa i życie Jego Matki. Tak samo Ja jestem Matką i mam różne troski, zmartwienia i radości. W zależności od mojej sytuacji życiowej rozważam jedną tajemnicę, która odpowiada rzeczywistości, w jakiej jestem. W modlitwach proszę o ukojenie, radość, zdrowie, a zarazem dziękuje Przenajświętszej Matce i Panu Jezusowi, który cierpiał za nasze grzechy, za to, co otrzymałam. My też cierpimy i radujemy się. Różaniec jest takim przewodnikiem, a zarazem ukojeniem dla wszystkich ludzi. Dla mnie w ostatnim okresie jest bardzo ważny, mogę wiele w modlitwie wyrazić i uprosić, jest szczególnie ważny i jest moim wielkim przyjacielem.

Matka

Moim zdaniem różaniec to swoista łączność z Maryją. Specyficzny rodzaj modlitwy błagalno - dziękczynnej. W ten sposób wyrażam swoją ufność i oddanie się pod opiekę Maryi. W ten sposób wypraszam łaski u Matki Boskiej. Poprzez różaniec wzbogacam się wewnętrznie i pogłębiam swoją wiarę przez pewnego rodzaju medytację podczas rozważania poszczególnych tajemnic. Dla mnie różaniec to akt zawierzenia mnie i mojej rodziny Najświętszej Matce.

17 lat

 

Opracowała: Joanna Sopiarz

Różaniec

            Różaniec jest formą modlitwy. To jak gdyby zbiór modlitw, a modlitwa to rozmowa z Bogiem.  Modlitwa to rozmowa z Panem Bogiem i Matką Boską.

Po raz pierwszy z Różańcem spotkałam się podczas pierwszej Komunii świętej, kiedy go dostałam  i kiedy uczyłam się przy jego pomocy modlić.

Natalia Rutkowska lat 16

Różaniec

Różaniec jest dla mnie formą modlitwy  łączenia się z Bogiem, rozmową  zMatką Bożą.  Jest bardzo ważny w moim życiu. Odmawiam go systematycznie, zarówno prosząc o łaski, jak i dziękując za nie. Jest dla mnie  rozważaniem, jedną z najistotniejszych form modlitwy. Z Różańcem spotkałam się po raz pierwszy w wieku 3 - 4 lat. Zarówno rodzice jak i dziadkowie uczyli mnie, jak należy modlić się na Różańcu.

Monika lat 16

 Czym dla Ciebie jest różaniec?

 Różaniec jest dla mnie wspaniałą modlitwą, dzięki której  mogę porozmawiać z Panem Bogiem.

2)Kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z Różańcem?

Dokładnie nie wiem. Pamiętam tylko, ze jak byłem bardzo mały mama zabierała mnie w październiku na Różaniec. To było chyba wtedy.

E.G.

Jest dla mnie modlitwą, dzięki której mogę porozmawiać z Bogiem, zwierzyć Mu się  z moich problemów i uzyskać wsparcie.

2)Kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z Różańcem?

Nie pamiętam. Kiedy tyłam mała, malutka moi dziadkowie odmawiali Różaniec. Tak chyba wtedy.

 Ksiądz Rafał Marciak, katecheta w gimnazjum nr 6 w Zakopanem

1) Czym dla Księdza jest  Różaniec?

- Modlitwa.. Piękną codzienną modlitwa, ale trudna.

2) Kiedy po raz pierwszy  zetknął się ksiądz z Różańcem?

Jak byłem dzieckiem, kiedy mama mnie uczyła. A potem, kiedy byłem w oazie na 2 stopniu sam się, zacząłem modlić po jednej części. Potem w seminarium odmawiałem cały Różaniec codziennie

 

                                    Opracował Dawid Ciągwa

Różaniec

Czym dla Pani jest Różaniec?

Czym jest dla mnie  różaniec?  Różaniec dla mnie zawsze by zawsze, od najmłodszych lat  ukochaną modlitwą.

Będąc małym dzieckiem uczestniczyłam jak większość dzieci na Podhalu w pożegnaniu zmarłych w domach. Bałam się w tym czasie patrzeć na twarz ludzi, którzy odeszli, więc całą moją uwagę skupiałam na zaplecionych palcach.  W nich zawsze był Różaniec, a ja podziwiałam zmarłego za wytrwałość w modlitwie wpatrując się w nierówne, wytarte drewniane paciorki. W szkole podstawowej zapisałam się do "Żywej Róży", ale niestety potraciłyśmy ze sobą kontakt, nie było zmian tajemnic,, a u mnie pozostały wyrzuty, że nie spełniam obietnicy odmawiania  codziennej modlitwy różańcowej„

Na studiach,  jadąc długo na zajęcia tramwajem odmawiałam cząstki różańca, jednak moje myśli najczęściej błądziły gdzie indziej.

Prawdziwa moja "przygoda" z Różańcem zaczęła się dopiero 6 lat temu, kiedy to po raz pierwszy odwiedziłam Medjugorie i "poczułam" obecność Matki Bożej. Wtedy zrozumiałam, że do wielu rzeczy trzeba dorosnąć, a  na  wiele niestety dopiero zasłużyć. Tam też powiedziano mi, że nie jest ważne "odklepywanie" na siłę tajemnic,, Można mówić codziennie tylko jedno  Zdrowaś Maryjo i ta modlitwa może być skuteczniejsza, jeśli jesteśmy skupieni na tym, co wymawiamy i co się dzieje wtedy  z nami. Ważna jest duchowa łączność z osobami, czy wydarzeniami, które ukazuje nam Różaniec. Musimy  śledzić każdy szczegół   z życia Najświętszej Rodziny w danym momencie.

Jednego, czego chyba nigdy nie uda mi się osiągnąć, to doczekać, aby mój różaniec był "wymodlony" jak u moich przodków. Nie myślę tu o długości życia czy gorliwości w modlitwie, ale ja po prostu kocham „różańce”. Gdziekolwiek jestem, kupuję ich  po kilka sztuk, staram się jak najgodniej je poświęcić /np. przez Ojca Świętego/      i potem najczęściej, jak tylko poczuję, że jest potrzeba, to je rozdaję /np. dałam rozrabiającemu chłopakowi - Włochowi -w Bazylice św. Piotra w Rzymie: zapytał „różaniec”  Medjugorie? Wzbudziłam zainteresowanie całej ich grupy. Różaniec z Lourdes, pamiątkowy, podarowałam umierającemu kuzynowi. Kolejny dostała pacjentka, której nikt nie dawał szans na przeżycie (a do dziś kwitnie).

Nie przywiązuję się do konkretnego różańca. Mam  ich zawsze po kilka w torebce, w kieszeniach. Lubię różańce tzw.  podróżne /10 – tki /.­Muszą być tylko poświęcone i wierzę, że chronią mnie od złego. Dawniej cierpiałam, gdy musiałam zmówić cząstkę Różańca. Teraz, mając już inne podejście do modlitwy, staram się codziennie ofiarować Matce Bożej w Jej intencjach, jak najwięcej modlitwy, o którą nas prosi we wszystkich Swoich Objawieniach. Jako ciekawostkę powiem Ci Wojtusiu, że za tak ofiarowaną modlitwę / w intencjach Matki Bożej/ można czasem od Niej, uzyskać jakiś radosny, nieoczekiwany prezent. Na pewno za wierność Matce Bożej nagrodą dla nas będzie kiedyś niebo.

Opr. Wojciech Łukaszczyk

Rola Różańca w moim życiu.

                        Mając 6 lat babcia podarowała różaniec, nauczyła mnie wtedy jak z niego korzystać. Dowiedziałem się, że jest to rzecz święta służąca do modlenia, czyli do odmawiania pacierza.

            Dla mnie różaniec jest czymś szczególnym. Odmawiam go czasami, ale najczęściej w miesiącu Październik. Modląc się odczuwam działalność Matki Bożej tym bardziej, że należę do krucjatek pod nazwą „Dzieci Maryji”. Z modlitwy różańcowej korzystam na mszy świętej, a także w domu. Ta modlitwa różańcowa poświęcona jest Matce Bożej.

                                                                                 

Diana Kozak  

Kiedy po raz pierwszy spotkałeś się z Różańcem?

Dla mnie Różaniec jest  formą modlitwy i to nie jest  taka forma monotonna, taka schematyczna, że  cały  czas  powtarza się pewne słowa w kółko, tylko to jest głębszy sens  tej modlitwy. I tutaj powołuję się na słowa Ojca Świętego, który bardzo ceni Różaniec i jest to Jego ulubiona modlitwa. Właściwie to nie wiem, kiedy się po raz pierwszy spotkałem z Różańcem, najprawdopodobniej w domu. Bardziej utrwaliło  mi się odmawianie Różańca w Kościele, gdy odmawialiśmy go wspólnie, najpierw z ministrantami, potem z lektorami – ze służbą liturgiczną, z księdzem - zawsze razem odmawialiśmy tę modlitwę. Często uczęszczaliśmy na nabożeństwa różańcowe w październiku.  Trzeba zauważyć głębszy sens modlitwy różańcowej, a nie tylko pojmować ją jaki schemat, który się powtarza. . Modlitwy „Zdrowaś Maryjo” i nauczyłem się tej modlitwy w różnych językach, a zwłaszcza po łacinie i po włosku. Jak  odmawiam

Czym dla Ciebie jest Różaniec?

Różaniec sam, to każdy dziesiątek mówię w innym języku,  to jest takie urozmaicenie duchowe dla mnie. Lubię  modlić się po łacinie, oglądać „Anioł Pański” – transmisję z Watykanu i słuchać jak Ojciec Święty odmawia tę modlitwę w języku łacińskim. Myślę, że trzeba rozumieć sens tego, co się mówi, niekoniecznie jakąś lingwistyczną, czy gramatyczną wykładnię całości. Na pewno trzeba być skupionym, trzeba myśleć o tym, co się mówi.. Różaniec wydaje się być schematem; „Ojcze nasz”, potem dziesięć razy „Zdrowaś Maryjo” i „Chwała Ojcu”, które przerywa co dziesiątą „zdrowaśkę” – a to właśnie nie jest taki schemat. Zgodzę się, że na pierwszy „rzut oka” Różaniec jest schematem i odmawianie go wydaje się nam  takie monotonne, takie „klepanie” w kółko, że to jest takie  zamknięte koło. A to właśnie nie jest tak! Trzeba umieć dostrzec głębię modlitwy właśnie w tym, co odmawiamy i powinniśmy te słowa bardziej rozważać w swoim sercu, a z resztą to są bardzo mądre słowa i trzeba się w nie wgłębiać. Przypominam sobie taką sytuację -  kiedyś byliśmy na wyjeździe z ministrantami, z księdzem Andrzejem  Kamińskim – to było bardzo dawno temu -  wieczorem o godzinie osiemnastej, przy ognisku odmawialiśmy Różaniec. Odmawialiśmy  Różaniec, stając wszyscy w kręgu  i każdy z nas miał odmówić jedno „Zdrowaś Maryjo” i tak szła kolejka, aż na jednego ministranta przypadło odmawianie  mniej więcej  trzy razy. Jak trafiło na mnie za  pierwszym razem, to pomimo, że jakoś nie byliśmy zestresowani, to pomyliłem się  – pamiętam  jakby to było dziś - że po prostu zaciąłem się  i nie mogłem dalej  kontynuować modlitwy, dopiero ksiądz  pomógł mi dokończyć. Każdy myślał, że to jest „wypadek przy pracy”, a  jednak j okazało się, że gdy drugi raz odmawiałem modlitwę, znowu  zaciąłem  się  w tym samym miejscu. To było dziwne, ponieważ  każdy z nas bardzo dobrze zna  modlitwę różańcową na pamięć. Ten przykład ukazuje nam jak łatwo człowiek  potrafi się pomylić. Przypominam sobie, że na oazie odmawia się cały Różaniec, albo przynajmniej jeden dziesiątek, czy dwie dziesiątki. Na ostatniej oazie ksiądz zaproponował, abyśmy odmawiali sobie wieczorem Różaniec przy świecy oazowej. Dla mnie takim bardzo głębokim przeżyciem było osobiste spotkanie z Ojcem Świętym Pod Skocznią 7 czerwca 1997 roku  i   otrzymanie papieskiego  Różańca.  Ojciec Święty chce rozpropagować tę formę modlitwy między innymi poprzez rozdawanie każdej spotkanej osobie Różańca. Modlitwa różańcowa jest poświęcona Maryi, a Ojciec Święty bardzo zawierzył Maryi i we wszystkich sanktuariach, które nawiedza zawsze modli się na Różańcu. Podczas każdej pielgrzymki staramy się odmawiać tę modlitwę  w różnych intencjach. Przyjemnie jest też odmawiać Różaniec, śpiewając.  Zawsze  intonuję ten śpiew  na pielgrzymkach do Kalwarii, wtedy poprzedzam modlitwę wstępami i  rozważaniami do każdej z tajemnic.

A.P.

Wywiad przeprowadził MB i KJ


Kapliczka Matki Boskiej na "Skałce"

Idąc  od Ronda  w stronę Aleją Przewodników Tatrzańskich dochodzimy do pomnika '"Prometeusz rozstrzelany" - autorstwa Władysława Hasiora. Gdy skręcimy w prawo, idąc  drogą w górę po przekątnej Polany Kuźnickiej, dochodzimy do małej turni w Masywie Krokwi (Spadowiec nad Kamieniołomem). W tę  turnię wmurowano obraz za szkłem Matki Boskiej Częstochowskiej. Historię tej  niezwykłej kapliczki opowiedziała mi pani Teresa Gromczak z Kuźnic. Kapliczka została postawiona na pamiątkę dokonanej w tym miejscu zbrodni na młodej kobiecie w latach 1880- 1890. W Kuźnicach pani hrabina   Zamoyska między innymi prowadziła w latach dwudziestych  ochronkę dla dzieci. Pani Teresa uczestniczyła w zajęciach ochronki, więc  wspomina, że w pogodne  dni dzieci chodziły z wychowawcami na wycieczki i nosiły. Miejsce to odwiedzali również pracownicy leśni. W roku 1968 kapliczka zastała całkowicie zniszczona. Dopiero parę lat później mąż siostry pani Teresy - Jan Kolczak zrobił całkowicie nową kapliczkę Matki Boski Częstochowskiej, widoczną na załączonym zdjęciu.  Od kapliczki  rozciąga się przepiękny widok na turnie Nosala i Doliny Bystrej.

Marian Mitan


CZARODZIEJSKIE PACIORKI

Kłócili się codziennie. Nawet kilka razy. Czasem o głupstwo. Starszy o rok Tomek miał zresztą wieczne pretensje do Kasi.

— Bo ona nie wynosi śmieci! Co to? Może jakaś księ­żniczka? Mama zawsze tylko do mnie: zrób to! podaj! przynieś! A ona sobie tylko siedzi. Też mogłaby coś zrobić.

Kasia wtedy również nie milczała.

— O proszę, jaka ofiara losu. A w kuchni kto poma­ga? Może ty! Kto z Mamą zmywa? Nic ci się nie stanie, jak trochę pomożesz.

Tomek nie mógł patrzeć spokojnie na dwa warkoczy­ki Kasi. Aż wstyd powiedzieć, ale przypominały mu się linki do dzwonów, które oglądał w kościele. Na pół go­dziny przed Mszą św. pan kościelny lub ministranci po­ciągali za linki i wtedy pięknie odzywały się dzwony.

Biedna Kasia! Za każdym razem, gdy Tomek pocią­gał ją za warkocz, krzyczała wniebogłosy: — Mamo! Tomek mnie za włosy ciągnie.

Nieraz sobie postanawiał, że da już spokój, ale trud­no się było powstrzymać.

Czasem nawet bili się. Zaczynało się od żartów, a pó­źniej to już ze złości. Kiedyś Kasia machnęła Tomka po twarzy swoimi pazurkami i zostały ślady zadrapania. Zlękła się wtedy. Chusteczką umaczaną w wodzie otar­ła Tomkowi twarz.

— Poskarżysz się? — pytała przestraszona.

— Zobaczę — odpowiedział Tomek.

Nie wydał wtedy Kasi. Na pytanie Mamy powiedział, że to kot go podrapał. Mama tak jakoś dziwnie spojrza­ła i nie pytała więcej. Może była już bardzo zmęczona. Pewnie się domyślała, ale uszanowała dyskrecję Tom­ka.

Mniej więcej w tym czasie w kościele misjonarz mó­wił o Różańcu. Przypominał słowa Matki Bożej z Fatimy i z Gietrzwałdu. Mówił o historii Różańca, o tym, że papieże ostatniego stulecia zachęcali do wspólnego Ró­żańca w rodzinie. Dzieci na swojej Mszy św. też słucha­ły misjonarza.

To było dobre przygotowanie do uroczystości wrę­czenia różańców. Ksiądz Proboszcz w pierwszą niedzielę października po Mszy św. dla dzieci poświęcił różańce. Dzieci, które przygotowywały się do Pierwszej Komunii św. ustawiły się szeregiem i z rąk księdza Pro­boszcza otrzymały różańce.

Siostra Katechetka szepnęła coś księdzu i popchnęła Kasię. I ona dostała różaniec, choć była od Tomka o rok młodsza. Dobrze się stało, bo była już bliska płaczu.

Przed wyjściem z kościoła dzieci podniosły różańce jako swoją broń i przyrzekły, że będą tą bronią walczyć ze swymi wadami. I szykować w swym sercu miejsce dla Pana Jezusa. Przez modlitwę tę umacniać będą ro­dziny, swą Ojczyznę i ratować świat od wojny.

W drodze do domu Kasia odezwała się do Tomka: — Ty masz dobrze. Możesz nosić różaniec przy sobie. Masz chyba sześć kieszeni. Już wiem! — ucieszyła się nagle. — Babcia przyszyje mi kieszonkę do sukienki i też będę nosić.

Tomek popatrzył na Kasię i rzekł trochę niepewnie:

— Kasiu! Pamiętasz, co mówił misjonarz? Różaniec może nas poprawić, ale musimy go razem odmawiać. — Tak. Mówił również, że taka rodzina stanie się mocna i może wiele uprosić, nawet pokój na świecie.

— Ale kto będzie u nas się modlił? — martwiła się Kasia. — Tata często ma nocne zmiany w pracy, a Mama chodzi wieczorem dawać zastrzyki.

— Tylko my zostajemy. Ale ty, Kasiu, chyba nie ze­chcesz ze mną się modlić?

— No cóż? Mam tylko jednego brata. Nie mam innej rady.

— Naprawdę? Zgadzasz się? To już dziś zaczniemy. I zaczęli.

Wieczorem Tomek czytał z książeczki krótki wstęp do tajemnicy. Chwilę milczeli i zastanawiali się nad tym, co znaczy dla nich to zdarzenie z życia Pana Jezu­sa i Matki Bożej. Tak radził misjonarz. Dopiero po chwili, na klęczkach mówili jeden dziesiątek. Tomek do połowy każdą modlitwę, a Kasia drugą część.

I tak już było codziennie. Czasem klękał z nimi Ta­tuś, czasem i Mamusia.

Coś się zaczęło zmieniać w ich wzajemnych kontak­tach. Tomek sięgał jeszcze po warkocz Kasi, ale zaraz cofał rękę. Jakoś głupio mu było drażnić ją, skoro ra­zem się modlą. Przekonał się, że dobrze było podrapać się w dłoń, gdy taka pokusa przychodziła. Kłócili się coraz rzadziej. Tomek już nie mówił kolegom, że to straszne nieszczęście mieć siostrę. A Kasia powiedziała przyjaciółce, że do tej pory nie znała brata.

— Wiesz, on jest nawet fajny.

Pewnego wieczoru dziewczynka długo nie mogła zas­nąć. Do pokoju Rodziców drzwi były uchylone. Myśleli, że Kasia dawno już śpi. Zupełnie niechcący usłyszała jak Mama mówiła do Taty: — Niepokoję się o dzieci, może są chore? Przestali się bić, a i kłócą się rzadko. Może trzeba pójść z nimi do lekarza?

— Ale ty jesteś śmieszna — zaśmiał się Tatuś. — Niedawno biadałaś nad ich zachowaniem, a teraz znów się martwisz, gdy się poprawiły.

Kasi mocniej zabiło serce. Z radości. Z wdzięcznością spojrzała na różaniec wiszący na szpilce wbitej w słom­kę przy łóżku. Zaraz potem zasnęła.

Rano powiedziała o tym Tomkowi. Zmrużył szelmo­wsko oko i szepnął: — A może rzeczywiście mamy go­rączkę. Do szkoły by się nie poszło.

Po chwili już na serio potwierdził: — Wiesz, Kaśka, Mama ma rację. Zachorowaliśmy na Różaniec. Ale to dobra choroba.

Ks. Olgierd Nassalski


W telegraficznym skrócie...

1 września w rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej na Mszy św. o godz. 17.00 Kombatanci i licznie zebrani parafianie modlili się o pokój i za wszystkich, którzy oddali swoje życie w obronie Ojczyzny

W poniedziałek 3 września o godz. 8.00 została odprawiona Msza św. na rozpoczęcie nowego roku szkolnego. We Mszy św. uczestniczyły dzieci, młodzież gimnazjalna i szkół średnich całej naszej parafii.

W niedzielę 9 września miała miejsce IX Pielgrzymka Rodzin do Kalwarii Zebrzydowskiej. W pielgrzymce wzięło udział kilkudziesięciu naszych Parafian.

15 września  wszyscy potrzebujący mogli odebrać  używaną odzież. Akcja została zorganizowana i przeprowadzona przez Zespół Charytatywny przy Parafii Najświętszej Rodziny.

W sobotę 15 września mieszkańcy ulicy Kościeliskiej obchodzili swoje święto. Po Mszy św. o odprawionej o godz. 10.00 w kościele Najświętszej Rodziny odbyły spotkania i wspólna zabawa.

W niedzielę 16 września Katolickie Stowarzyszenie Wychowawców po Mszy św. o godz. 15.00 zorganizowało spotkanie formacyjne w Sali Domu Parafialnego.

W kolejną rocznicę sowieckiej napaści na Polskę w poniedziałek 17 września w kościele Najświętszej Rodziny miała miejsce Msza św., której organizatorem był Zakopiański Oddział Związku Sybiraków. W tym samym dniu o godz. 19.00 odprawiono Mszę w intencji Ojczyzny, po której miała miejsce prelekcja prof. Franciszka Adamskiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego poświęconą sprawie Ojczyzny. Spotkanie zorganizował Tatrzański Klub Inteligencji Katolickiej

30 września Podhalańskie Stowarzyszenie Osób Chorych na Stwardnienie Rozsiane zorganizowało spotkanie w sali Domu Parafialnego. Wcześniej uczestnicy wzięli udział we Mszy św. sprawowanej o godz. 12.30.

W sobotę 29 września  w Katedrze na Wawelu zostało pobłogosławionych na ministrantów Słowa Bożego kilku ministrantów naszej parafii.

W niedzielę 30 września miała miejsce VIII Zakopiańska Pielgrzymka do Lewoczy w intencji Ojca Świętego i wszystkich Rodzin. W pielgrzymce wzięło udział  około 250 pątników. W tym samym dniu o godz. 16 miało miejsce spotkanie z Rodzicami dzieci klas drugich, które w naszej parafii będą przygotowywać się do I Komunii św.

Stopka redakcyjna:

"Echa spod Giewontu" - Pismo Parafii Najświętszej Rodziny w Zakopanem ul. Krupówki 1a, 34 - 500 Zakopane. Skład redakcji: Beata Kępińska, Maria Krupa, Maciej Małeta, Monika Olszewska, Ks. Jan Przybocki (redaktor naczelny), Barbara Sularz, Marian Mitan (fotografie). Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i zmiany tytułów nadesłanych materiałów. Adres internetowy naszej parafii: www.swrodzina.zakopane.pl
 

 

I Strona główna I Wiadomości I Kultura I Sport I Pogoda I Turystyka I Narty I Kościół I

I Radio Alex I Głos Ameryki I Z peryskopu... I DH Zakopane I Telefony I Apteki I

I Reklama I Ogłoszenia I Muzyka I Video I Galeria I Archiwum I O Watrze I