I Strona główna I Wiadomości I Kultura I Sport I Pogoda I Turystyka I Narty I Kościół I

I Radio Alex I Głos Ameryki I Z peryskopu... I DH Zakopane I Telefony I Apteki I

I Reklama I Ogłoszenia I Muzyka I Video I Galeria I Archiwum I O Watrze I
Ksiądz Drozdek nie był TW...

(03.03.2007) Piątkowe wydanie Gazety Krakowskiej z 2 marca 2007 zamieszcza rozmowę z Andrzejem Szczepańskim b. szefem SB w Zakopanem. Rozmówca  wyraźnie podkreśla, że ksiądz Mirosław Drozdek nie był współpracownikiem tajnych służb PRL!

Gazeta Krakowska:

O lustracji dawno zapomną, a sanktuarium na Krzeptówkach zostanie na pokolenia. Ksiądz Drozdek nie był TW.

Rozmawiamy z Andrzejem Szczepańskim b. szefem SB w Zakopanem

Dziękuję, że zgodził się Pan na tę rozmowę.

(AS) - Ja się nie chowam po kątach. Jestem w Zakopanem 40 lat, przyjechałem tu do SB i na emeryturę odszedłem z SB, wszyscy to wiedzą. Ale czemu mam zawdzięczać to wyróżnienie, że chciał pan rozmawiać właśnie ze mną?

Powstała o Panu opinia że był Pan bardzo skutecznym oficerem IV Wydziału.

(AS) -Bo co?

Udało się Panu nakłonić do współpracy znanego z antykomunizmu księdza Mirosława Drozdka, kustosza sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach.

(AS) - Bzdura totalna! Ksiądz Drozdek nie był tajnym współpracownikiem. Gdzie pan to wyczytał, w „Tygodniku Podhalańskim"? Pan Jurecki miał już o to proces.

Zakończony ugodą. Jednak „Tygodnik Podhalański" to nie jedyne źródło. Jest Pan także bohaterem jednego z tekstów w książce „Kościół katolicki w masach komunistycznej dyktatury", wydanej przez krakowski IPN i Wydawnictwo WAM.

(AS) -Tak? Pierwsze słyszę. Pokaż pan... No i widzisz pan, co ci historycy wypisują. Na przykład tutaj: „W dniu 27.02.1979 r. Wydział IV Poznań, realizując plan skompromitowania MD, wysłał do metropolity poznańskiego anonim przedstawiający jego praktyki homoseksualne...". Bzdura totalna! W '79 Drozdek był już superiorem w Zakopanem i podlegał Nowemu Sączowi. Gdyby Poznań coś przy nim wtedy majstrował, byłoby to sprzeczne z przepisami obowiązującymi w resorcie. Takich rzeczy się nie robiło.

Historycy wzięli ten cytat z akt SB, na które się powołują.

(AS) - Co z tego? To po prostu nieprawda. Gdyby napisali, że taką prowokację urządził Wydział IV Departamentu IV MSW, to co innego. Ale Poznań na pewno nie.

Pracownicy IPN podkreślają, że w aktach SB nie ma nieprawdziwych dokumentów.

(AS) - A ja wiem, że są. W zeszłym roku w jednym z numerów „Tygodnika Podhalańskiego" na pierwszej stronie ukazała się fotokopia raportu podpisanego przeze mnie; chodziło o przyspieszenie paszportu Drozdka, a oprócz tego była tam informacja, że ksiądz dostawał drobne upominki. Stwierdzam, że to nie jest mój raport, tylko falsyfikat, choć pod spodem figurowała pieczątka funkcyjna i moja pieczątka podpisowa.

Kto takie fałszerstwo mógłby sporządzić?

(AS) - A skąd ja mam wiedzieć? W'90 roku, kiedy kończyła się firma, pieczątki trzeba było zdać, wszystko poszło do archiwum. Co się z tym działo potem, to już nie moja sprawa.

Jednak prawdą jest, że ksiądz Drozdek z Panem rozmawiał?

(AS) - Oczywiście, wiele razy. W latach 1976-1981 kierowałem pionem paszportowym w Zakopanem i już w tym czasie Drozdek wyjeżdżał za granicę kilkadziesiąt razy. I żeby była jasność, zawsze za zgodą swoich przełożonych. Na kwestionariuszach paszportowych była rubryka „potwierdzenie zakładu pracy". W tym miejscu na wszystkich kwestionariuszach Drozdka była zgoda prowincjała zakonu. Rozmawiałem z każdym księdzem, który wyjeżdżał za granicę albo wracał.

A po roku 1981?

(AS) - Też rozmawiałem.

I zarejestrował Pan księdza Drozdka?

(AS) - Zarejestrowałem.

A więc musiał o tym wiedzieć?

(AS) - Bzdura totalna! Nie wiedział. Proszę pana, sprawa rejestracji była wewnętrzną sprawą firmy. Nawet jeśli ktoś podpisał zobowiązanie, o rejestracji nie wiedział.

Ksiądz Drozdek podpisał?

(AS) - A po co? Mnie nie o to chodziło. Po cholerę miałem zrażać człowieka do siebie?

To o co Panu chodziło?

(AS) - Proszę pana, praca tajnej służby ma charakter totalny. Zawsze mogło się udać pozyskać interesującą dla nas informację.

Z księdzem Drozdkiem udało się?

(AS) - Nie. Drozdek przejrzał, co to za gra, wymigiwał się.

W aktach zachowały się Pana notatki, z których wynika, że ksiądz Drozdek jednak informował...

(AS) - O czym? Że na Krzeptówkach był Wałęsa? Faktycznie, napisałem taką notatkę. W takiej firmie, w jakiej pracowałem, po każdej rozmowie pracownik jest do tego zobligowany. Gdybym był nadal w służbie - pierwsze, co bym zrobił po pana wyjściu, to napisał notatkę. No więc wtedy też napisałem. A rozmowa wyglądała mniej więcej tak: To co, ruch u was, macie ważnego gościa? Drozdek coś tam bąknął: No, mamy. Przecież głupotą byłoby odpowiedzieć, że nie mają, w sytuacji kiedy Wałęsa był na mszy, łaził po Skibówkach, wszyscy go widzieli. A teraz w gazetach piszą, że ksiądz kapował, jacyś ludzie wydzwaniali do Drozdka, że donosił na Wałęsę. Panie, przecież można zwariować z takim sposobem myślenia.

Kto wymyślił dla księdza Drozdka kryptonim „Ewa”?

(AS) - No, ja wymyśliłem.

Czy to miała być jakaś aluzja?

(AS) - Nie rozumiem, niby jaka?

Rozumie Pan. Nadać mężczyźnie żeński pseudonim, to aż nadto czytelne. Zwłaszcza jeśli się wiedziało o tych prowokacjach, które Pan sam cytował.

(AS) - Mówiłem, że w nie nie wierzę. Wie pan, kogo mi pan przypomina? Starą nauczycielkę, która pyta: „Co poeta miał na myśli". Nic takiego na myśli nie miałem. Wymyśliłem tę „Ewę" może bardziej dla zmyłki. Zresztą, ten kryptonim był głównie dla mojego użytku.

Dziś zna go cała Polska.

(AS) - Panie, gdybym przewidział... To tak jak w tym porzekadle: Gdyby dziadek wiedział, że się przewróci, to by sobie usiadł. A tak na marginesie - to panu powiem, że ci mędrcy, którzy próbują rozszyfrowywać kryptonimy z naszych akt, nawet nie wiedzą, jak bardzo mogą się pomylić, jaką krzywdę zrobić niewinnym ludziom. Kryptonim wcale nie był przypisany do człowieka. W niektórych operacjach, informatorom bez ich wiedzy zmieniano pseudonimy. Pod kryptonimem X w jednej sprawie mógł występować jeden człowiek, a w drugiej ktoś całkiem inny. Tego nie wiedzieli nawet nasi pracownicy. Mogło być kilku pracowników „po tym samym zagadnieniu", ale ich źródła informacji znał tylko przełożony. Było niedopuszczalne, żeby pracownik wiedział; kto ma jakiego agenta.

Nie mieliście zaufania nawet sami do siebie?

(AS) -To nie była kwestia zaufania, tylko bezpieczeństwa.

To kto w Zakopanem znał tożsamość wszystkich agentów?

(AS) - No, ja znałem. Dlatego mogę powiedzieć, że ksiądz Drozdek nie był TW

Nie widzi Pan w tym niczego niewłaściwego, że Pan, były oficer SB, daje świadectwo moralności księdzu?

(AS) - Nie daję żadnego świadectwa, tylko pokazuję obiektywną stronę zagadnienia. Co ja mam panu powiedzieć: że było, jak nie było? Obowiązująca wciąż ustawa lustracyjna precyzuje, że TW to ktoś, kto współpracował w sposób tajny i świadomy. Z Drozdkiem nie miałem ani jednego spotkania poza biurem przy Kościuszki 7. O jakiejkolwiek tajności nie mogło być więc mowy. Kwestię świadomości w orzecznictwie sądu lustracyjnego wyczerpuje podpisanie zobowiązania albo składanie informacji na piśmie. Ani jedno, ani drugie w przypadku Drozdka nie miało miejsca. Rejestracja to sprawa drugorzędna, czego najlepszym przykładem jest osoba pani wicepremier Gilowskiej.

Jednak sam Pan przyznał; że ksiądz Drozdek odbył z Panem wiele rozmów...

(AS) - Panie, każdy ksiądz, który w tamtych czasach wyjeżdżał za granicę, odbywał takie rozmowy. Każdy! Rozumie pan, co chcę powiedzieć? Niech mi pan wytłumaczy, dlaczego ci lustratorzy czepili się właśnie Drozdka, który akurat ostro występował przeciw ustrojowi, a nie ruszają tych, co namawiali, żeby z władzą współpracować?

Zaczęło się od tego, że dziennikarz zakopiańskiego tygodnika zainteresował się teczką znanego w Zakopanem kapłana. To takie dziwne?

(AS) - Naprawdę taki pan naiwny? Rozumiem, że pan bierze stronę kumpla, ale myśli pan, że on sam dotarł do tej teczki? Wpuścili go i tak sobie grzebał? No, co pan o tym myśli?

Może Pan mi to powie?

(AS) - Proszę bardzo. Moim zdaniem, tu chodzi o aktualne rozgrywki.

Kogo z kim?

(AS) - Różnie. Pamiętajmy, że Drozdek to nie był byle kto, miał prawie nieograniczony dostęp do papieża. Nie warto mu przyłożyć za taką znajomość? Więc może wchodzić w grę zwykła zawiść: Ale przede wszystkim te materiały służą do załatwiania aktualnych porachunków politycznych. Przecież to się jawnie rozgrywa, ta walka między Kościołem „łagiewnickim" i „toruńskim". Z jednym i drugim związane są określone osoby i siły polityczne. A lustracja to tylko pic na wodę dla maluczkich.

Skoro Pan twierdzi, że lustracja jest prowadzona wybiórczo, może rozszerzy Pan naszą wiedzę? Prowadził Pan także innych księży z Podhala?

(AS) - A do czego panu taka informacja potrzebna? Musi pan wiedzieć, że rozmawiamy o żywych ludziach. Wystarczy to wielkie świństwo, jakie zrobiono Drozdkowi w celu podciągnięcia wyników sprzedaży gazety. A naukowcy? O kant takich naukowców rozbić. Teraz namnożyło się tylu bojowników, że się śmiać chce. Wtedy na stojąco pod stołem przechodzili, a teraz chcą rozliczać sprawy, o których pojęcia nie mają.

Czy to prawda, że Pan tak broni księdza Drozdka, bo się Pan dzięki niemu nawrócił?

(AS) - Ja się nie musiałem nawracać.

Ale kustosz umożliwił Panu potajemny ślub kościelny u palotynów.

(AS) - Bzdura totalna! Rzeczywiście, wziąłem ślub kościelny, ale pod koniec '92 roku. Przed kim się miałem kryć? Bezpieki już dwa lata nie było. Ja go nie muszę bronić, jego broni to, co zrobił w Zakopanem. O Drozdku zapomną, o lustracji zapomną, a to sanktuarium zostanie na pokolenia.

Rozmawiał MAREK LUBAŚ-HARNY

I Strona główna I Wiadomości I Kultura I Sport I Pogoda I Turystyka I Narty I Kościół I

I Radio Alex I Głos Ameryki I Z peryskopu... I DH Zakopane I Telefony I Apteki I

I Reklama I Ogłoszenia I Muzyka I Video I Galeria I Archiwum I O Watrze I