I Strona główna I Wiadomości I Kultura I Sport I Pogoda I Turystyka I Narty I Kościół I

I Radio Alex I Głos Ameryki I Z peryskopu... I DH Zakopane I Telefony I Apteki I

Reklama I Ogłoszenia I Muzyka I Video I Archiwum I O Watrze I Leader +
Nazywano go „beskidzkim jastrzębiem”…
Józef Przybyła

(24.03.2009) Wojciech Szatkowski: "W sobotę 21 marca br. po ciężkiej chorobie zmarł znany skoczek narciarski Józef Przybyła, skoczek z Beskidów, który często startował także w Zakopanem. Dzisiaj odbył się jego pogrzeb.  Z bólem żegnam dawnego mistrza skoków narciarskich, gdyż miałem zaszczyt poznać go osobiście i tę znajomość zawsze sobie bardzo ceniłem, a więc:-  żegnam Cię ”beskidzki jastrzębiu”, jeszcze raz przypominając jakim byłeś zawodnikiem i człowiekiem...
Kolejnym miejscem, które odwiedzam w związku z historią  polskich skoków są Buczkowice. To niewielka miejscowość położona przy drodze do Szczyrku. Tu mieszkał bohater niniejszego tekstu – Józef Przybyła. Wyruszyłem z Zakopanego, by odtworzyć historię tego jednego z najlepszych skoczków  połowy lat 60. Przy ulicy Ogrodniczej w Buczkowicach przechadzał się szczupły pan w okularach. Pytam: - Gdzie mieszka Józef Przybyła? Odpowiedział: - Tutaj. To ja. Trafiłem więc do celu.
Pobudka o 6, mocna kawa i wsiadam do swojego Forda. Nie powiem, lubię jeździć samochodem, więc droga z Zakopanego do Buczkowic upłynęła szybko. W domu Przybyłów zasiadam do stołu z legendą polskich nart. Wokół pamiątki sportowe, dyplomy i zdjęcia z lat, gdy wygrywał konkursy. W krajowej prasie sportowej nazywano go w latach 60. „beskidzkim jastrzębiem”. Skakał pięknie i daleko. Był zawodnikiem odważnym  - klasycznym fighterem – jak mówi się o tego typu skoczkach. Koledzy z kadry nazywali go „Justkiem”. W latach 60., tak jak obecnie Adam Małysz, odnosił spektakularne sukcesy na skoczniach całego świata. Bił rekordy skoczni: „Bergisel” w Innsbrucku, Bischofshofen, a w kraju Wielkiej Krokwi, skoczni w Szczyrku, Wiśle-Malince i wielu innych. Jego sukcesy  przypominały obecne wyczyny Adama Małysza. Józef Przybyła jadąc na Zimowe Igrzyska do Innsbrucku (1964) był w gronie zdecydowanych faworytów. Należał bowiem do „piątki” najlepszych skoczków świata. Czasami, jak Państwo zauważycie w poniższym tekście, szczęście nie sprzyjało jednak i to wybitnie uzdolnionemu zawodnikowi z Beskidów, który mimo ogromnego talentu, nie zdobył medali olimpijskich, ani z mistrzostw świata FIS, mimo iż nieraz przeskakiwał swoich rywali…
Urodził się 29 stycznia 1945 r. Ojciec Józefa Przybyły pochodził z Brennej (tam także jeszcze przed wybuchem II wojny światowej istniały dwie skocznie narciarskie) i jeździł już w okresie przedwojennym na nartach. Natomiast starszy brat Józefa, Władysław Przybyła, skakał na nartach i on właśnie wciągnął „Justka” do sportu. – Brat nauczył mnie skakać i jeździć na nartach – wspominał pan Józef. Jeździłem na  „zjazdówkach” w LKS Bystra. Mój klub miał w tych czasach wielu zjazdowców. W Bystrej, gdzie się wychowywał, w połowie lat 50. powstał klub narciarski, wybudowano skocznię. Młodzież garnęła się wtedy do sportu. Na skoczni w Bystrej zaczynał swoją karierę sportową. Była to tzw. skocznia na „Kozoku” (od Koziej Górki). – To była bardzo zgrabna skocznia – wspominał skocznię w Bystrej Przybyła. Otwierał ją ówczesny mistrz Antoni Wieczorek – skoczył wtedy 24,5 m. Wieczorek był wtedy najlepszym narciarzem z Beskidów, który potrafił wygrać z zakopiańczykami, a nawet z samym „Dziadkiem” Marusarzem.
Poszedł w ślady Wieczorka i osiągnął jeszcze lepsze wyniki. Pierwszy skok oddał w wieku 11, może 12 lat, na drewnianych jesionowych deskach. Było to w roku 1956. Jego pierwszym trenerem był Stefan Nikiel. – To był dobry trener. On miał „nosa” do sportowców – mówił  Józef Przybyła. Wychował wielu dobrych zawodników. Kariera „Justka” zaczęła się spokojnie, bez spektakularnych sukcesów. Nie zdobył nawet tytułu mistrza Polski w kategorii juniorów. Niestety, nie z wszystkich lat posiadamy wyniki skoków juniorów, jednak np. w 1961 r. w młodzieżowych mistrzostwach Polski w konkurencjach klasycznych (Zakopane, 16.-20.02. 1961 r.) niespełna 16-letni skoczek był 5 w grupie młodzików[1].
W 1962 r. należał już jednak do czołówki klubowych skoczków i oglądał zawody FIS w Zakopanem. Trener Nikiel wziął wówczas swoich najlepszych wychowanków, w tym i „Justka”, by oglądnęli te Mistrzostwa Świata. – Powiedział nam, że powolutku musimy się „przymierzyć” do skakania na Wielkiej Krokwi – wspominał pan Józef. Na niej odbył się główny konkurs Mistrzostw Świata 1962 r. Wielka Krokiew zrobiła na młodym „Justku” ogromne wrażenie. To była skocznia o wiele większa od największych na których wcześniej skakał. Pojawił się strach. Powiedział trenerowi, że chyba nigdy nie skoczy na tak wielkiej skoczni. Nie dotrzymał jednak słowa. Po latach – twierdził, że lubił właśnie duże obiekty i długie loty. W rok później „wskoczył” przebojowo do kadry narodowej. Jak to się stało? Przyjechał z trenerem Nikielem do Zakopanego i z kolegami obserwował trening seniorów. Wtedy padła propozycja:
 - Co chłopcy, idziecie na górę skoczyć? No to idziemy. Poszliśmy w trójkę...Z dołu jeszcze tak groźnie to nie wyglądało, ale tam na górze...Co było robić, słowo się rzekło, poszliśmy na rozbieg, wyżej niż skakali seniorzy, po to żeby, jak to się mówi, „bulę” przeskoczyć. Pierwszy pojechał Wirgiliusz Hula, potem Janica, ja byłem trzeci w kolejce. Zobaczyłem jak dojechali, skoczyli, no i nie upadli. Więc spróbowałem. Cały czas myślałem, żeby dojechać do progu i zdążyć się odbić. Udało się – skoczyłem. Ucieszony byłem, ale jeszcze na dole nogi mi się telepały. A tu mi powiadają – aleś skok odwalił –
86 metrów! Podbudowany udanym początkiem, chwilę odpocząłem, dokręciłem w wiązaniach dwa obroty i dawaj znowu na górę. Poszedłem znów na ten wyższy rozbieg. W tamtych czasach nie wchodziło się na belkę, a wjeżdżało we wcześniej zrobione ślady. Skoczyłem. Jak mnie zaczęło nieść w powietrzu, to zdawało mi się, że już nie spadnę na ziemię. Po wylądowaniu przybiegł do mnie trener i woła: - Justek, skoczyłeś blisko setkę – 99 metrów!
W niedzielę wystartujesz w zawodach[2].
Wtedy też zainteresował się nim ówczesny trener polskich skoczków – mgr Mieczysław Kozdruń i „Justek” znalazł się w kadrze narodowej. Należeli do niej: Władysław Tajner, Antoni Łaciak, Antoni Wieczorek, Piotr Wala, Gustaw Bujok, Józef Gąsienica-Bryjak, Andrzej Gąsienica-Daniel, Andrzej Sztolf, Ryszard Witke, Józef i Andrzej Kocyanowie, Jan Pezda i Stefan oraz Józef Przybyłowie. - Bardzo mocna grupa – mówi krótko pan Józef. Trzeba powiedzieć, że Kozdruń stale pracował nad stylem skoków Przybyły i innych skoczków, zwłaszcza nad równym prowadzeniem nart i poprawnym lądowaniem. Ważnym elementem treningu były też ćwiczenia akrobatyczne na sali, które prowadził mgr Świętek. To był trening uzupełniający samo skakanie i powodujący, że nasi kadrowicze byli niezwykle sprawni: potrafili wykonywać salta w przód i tył z miejsca, skoki, „fiflaki” i inne trudne ćwiczenia gimnastyczne. Mieli też świetną kondycję, trenując latem sporo w górach: marszobiegi itd. Nacisk na ten element treningu był za czasów trenera Kozdrunia bardzo duży. Jeśli chodzi o sprzęt, to skakał najpierw na nartach metalowych „Kästla”, które kupił od kolegi z kadry - Piotra Wali. Potem na „Poppach”, wyśmienitych skokówkach produkcji NRD
[3]. – To były najlepsze narty skokowe w tym okresie na świecie. Skakali na nich Czesi, zawodnicy ZSRR i my. Buty mieliśmy produkcji krajowej, z Krosna. Były to buty bardzo wysokiej jakości. Na naszych butach skakało bardzo dużo dobrych zawodników – wspomina.
Skakaliśmy w wełnianych fińskich swetrach z wcięciem w „serek”. Spodnie szyli nam z polskiego elastiku. Między innymi Hoły w Zakopanem. Dopiero po ZIO w Grenoble, w NRD wprowadzono  kombinezony elastyczne[4].

Potrafił powalczyć z Recknaglem...

Przybyła został zgłoszony w 1963 r. do turnieju skoków Memoriału Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Odbył się one na Wielkiej Krokwi. Wtedy też walczył, jak równy z równym, z  najlepszym skoczkiem świata tamtego okresu  – Helmutem Recknaglem. Stoczył z nim na Krokwi pasjonujący pojedynek, który zelektryzował kibiców. Wszyscy cieszyli się z tego, że wreszcie znalazł się w kraju „kozak”, który potrafi powalczyć z samym mistrzem olimpijskim i mistrzem świata, jednym z najlepszych skoczków świata – Helmutem Recknaglem.
11 marca 1963 r., na Wielkiej Krokwi w Zakopanem odbył się konkurs skoków w ramach Memoriału  Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Do Zakopanego zjechał opromieniony sławą jeden z najlepszych skoczków wszechczasów, mistrz świata i mistrz olimpijski Helmut Recknagel, co wystarczyło by u stóp skoczni zebrało się kilkadziesiąt tysięcy widzów. Niestety, skokom naszych zawodników towarzyszył jęk zawodu. Wreszcie u góry na rozbiegu pozostało już tylko dwóch skoczków: Recknagel i Józef Przybyła. Sławny Recknagel „odpalił” najdłuższy skok – 91,5 m. Sytuacja wyglądała dla naszych reprezentantów beznadziejnie. Aż tu nagle prawdziwa bomba. Józek po potężnym wybiciu skacze w przepięknym stylu 90,5 m. Ludzi ogarnął szał radości... Konkurs odbywał się w trzech seriach. Dwie następne kolejki toczyły się pod znakiem fantastycznego pojedynku dwóch tylko skoczków, pojedynku, który zelektryzował wszystkich widzów. W drugiej serii skoków Recknagel wyciąga 87 m, ale Przybyła ląduje na 86,5 m. Ostatnia kolejka jest niesłychanie denerwująca. Recknagel wie, że nie ma zbyt dużej przewagi nad nieznanym mu juniorem... Mistrz długo koncentruje się przed skokiem, wreszcie po błyskawicznym rozbiegu wybija się i ląduje na 90 m... Józek postawił wszystko na jedną kartę, a gdy wylądował na 91 m widzów ogarnął szał radości[5].
Recknagel wygrał ten konkurs z notą 231,2 pkt, ale Przybyła stracił doń zaledwie 3,2 pkt! Okazało się, że i z Recknaglem można powalczyć – wspomina tamte chwile po latach pan Józef.

Polski morderca rekordów” – Turniej Czterech Skoczni – 1963/64…

Pierwszym bardzo udanym  międzynarodowym startem Józefa Przybyły, po walce z Recknaglem na Krokwi w Zakopanem, był udział w Konkursie Czterech Skoczni 1963/64. Jak zwykle rozgrywano go na czterech skoczniach: w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen w Niemczech i Innsbrucku i Bischofshofen w Austrii, na przełomie stycznia i grudnia; tym razem 1963/64 roku. Już pierwsze treningi pokazały, ze w dotychczasowej grupie najlepszych pojawił się ktoś zupełnie nowy – Józef Przybyła z Polski. O polskim skoczku pisano wtedy w atmosferze sportowej sensacji - „polnische rekordmörder” – czyli „polski morderca rekordów”, gdyż pobił rekordy skoczni: „Bergisel” w Innsbrucku i Bischofshofen. Dawny rekord skoczni „Bergisel” z 91 m przesunął do 95,5 m oraz skoczni w Bischofshofen – z 97,5 na 100 metrów. Skakał pięknie, a zwłaszcza bardzo daleko. Dziewiętnastoletni Polak potrafił wygrać z najlepszymi skoczkami świata – Finami Kankonnenem, Immonenem, skoczkami ZSRR – Czakadze, Iwannikowem, Kowalenką, Norwegami – Wirkolą i Yggesethem i innymi „tuzami” światowych skoków narciarskich. Polski skoczek był w znakomitej formie i dyspozycji. Józef Przybyła wspominał tamte cztery konkursy:
Nie znałem tych skoczni. Na Konkurs Czterech Skoczni jechałem przecież po raz pierwszy. Zaczęło się od treningu w Oberstdorfie, gdzie oddawałem bardzo długie skoki. Byłem tam szósty. Wygrał Yggeseth, przed Immonenem, Kowalenką, Bolkartem. Trener Kozdruń był bardzo zadowolony. W Ga-Pa na pierwszym treningu skoczyłem jeden z najdłuższych skoków. Wokół mnie mówiono: - Polen, Polen, a ostatecznie w Ga-Pa byłem trzeci. Wygrał Kankkonen przed swym rodakiem Halonenem. Ja byłem tuż za tymi wspaniałymi fińskimi narciarzami.
Przybyła świetnie skakał w Garmisch-Partenkirchen. Podobnie jak w Oberstdorfie skakało na skoczni olimpijskiej 79. zawodników. Polak zrobił na wszystkich niezwykłe wrażenie już swoim skokiem treningowym, w którym osiągnął wyśmienitą odległość 89 m, bijąc na głowę wszystkich rywali. - Trening, treningiem, zobaczymy jak będzie na zawodach – powiedzieć mieli podobno niektórzy rywale. Faktycznie w konkursie, mimo skróconego rozbiegu, znakomicie skakali zwłaszcza zawodnicy z Finlandii, a szczególnie Kankkonen i Halonen. W momencie skoku Przybyły na skoczni powiał wiatr i polscy dziennikarze obawiali się o jego lot. Przybyła jednak mocno wybił się z progu, ładnie szybował, a jednak lądowanie nie było już tak pewne jak w treningu i po pierwszej serii był .ósmy. W drugiej serii konkursowej  Kankkonen poleciał wspaniale na 86 m. Polak postawił wszystko na jedną kartę i skoczył niezwykle daleko – miał 86,5 m, a więc o pół metra dalej od Fina i awansował o pięć pozycji kończąc konkurs na 3. miejscu. Po dwóch konkursach w TCS prowadził Norweg Yggeseth – 425,9pkt, 2. był Przybyła – 425,4 pkt, 3. był Immonen (Finlandia) – 423, 2 pkt, 4. Kowalenko (ZSRR) – 420,2 pkt i 5. Kankkonen  - 420 pkt.
W Innsbrucku bardzo „spasowała” mi skocznia olimpijska „Bergisel”. Zresztą, gdy się dobrze skacze, to na każdej skoczni. W konkursie przeskoczyłem skocznię ustanawiając jej nowy rekord – 95,5 m
,. W drugiej serii miałem 86 m i ponownie byłem trzeci, za Kankonnenen i zawodnikiem ZSRR – Iwannikowem. Po trzech konkursach zajmowałem drugie miejsce. Do znakomitego Fina – Veikko Kankkonena brakowało mi zaledwie 1,5 punktu![6]

Wyniki konkursu skoków – Innsbruck „Bergiel Schanze” - TCS 1963/64

Imię i nazwisko skoczka

Kraj

Skok 1

Skok 2

Nota łączna

1. Veikko Kankkonen

Finlandia

92 m

89,5 m

228,5 pkt

2. Aleksander Iwannikow

ZSRR

89,5 m

89,5 m

222,0 pkt

3. Józef Przybyła

Polska

95,5 m (r. skoczni)

86 m

221,7 pkt

4. Niilo Halonen

Finlandia

88 m

88,5 m

220,5 pkt

5. John Balfanz

USA

91 m

86,5 m

217,8 pkt

6. Baldur Preiml

Austria

90 m

85,5 m

215,5 pkt[7]

 Zanosiło się na to, że młody polski skoczek będzie zwycięzcą tego turnieju, gdyż z konkursu na konkurs skakał coraz lepiej. Wszystko miało się rozstrzygnąć podczas skoków w Bischofshofen. Zaczęły się one dla Przybyły wspaniale.
W pierwszym skoku skoczyłem rekord skoczni – 100 m i objąłem wtedy prowadzenie w generalnej klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni. Dostałem wtedy już na zeskoku, specjalną odznakę „stumetrowca”, gdyż jako pierwszy w historii skoczek skoczyłem na tej skoczni „setkę”. Turniej był więc do wygrania. Drugi skok zakończył się moim upadkiem. Nie wiem co się stało. Padłem jak skoszony. Prawdopodobnie najechałem na kamień lub jakąś przeszkodę, gdyż śnieg na skocznię w Bischofshofen był przywożony ciężarówkami z gór. Sędziowie za upadek odjęli mi 30 punktów. W całym konkursie wygrał Fin Kankkonen. Ja byłem siódmy[8].

Wyniki konkursu skoków – Bischofshofen „Paul Ausserleitner Schanze” - TCS 1963/64

Imię i nazwisko skoczka

Kraj

Skok 1

Skok 2

Nota łączna

1. Baldur Preiml

Austria

99 m

99 m

232,9 pkt

2. Veikko Kankkonen

Finlandia

92,5 m

97,5 m

218,7 pkt

3. Helmut Recknagel

NRD

96,5 m

96,5 m

218,1 pkt

3. Torbjoern Yggeseth

Norwegia

96,5 m

94 m

218,1 pkt

5. Dalibor Moteljek

Czechosłowacja

97 m

96 m

217,1 pkt

6. Otto Leodolter

Austria

95 m

91,5 m

215,3 pkt

7. Borys Nikołajew

ZSRR

93,5 m

95 m

210,2 pkt

41. Józef Przybyła

Polska

100 m

90 m

181, 0 pkt[9]

Warto jednak dodać, że polski skoczek był niesłychanie blisko wygranej. Noty za styl zaważyły. Józef Przybyła tak oceniał po latach tamten start, z perspektywy ponad 40 lat, dostrzegając jednak błędy w swoich skokach na Turnieju:
Myślę dzisiaj, że zaważyło to, że byłem zawodnikiem młodym i nieznanym. Dlatego sędziowie z pewnością dawali mi niższe noty za styl niż np. wielkim skandynawskim sławom, jak Kankkonen, Engan, czy Recknaglowi z NRD. Dostawałem po 15 – 16 punktów, gdy oni po 18-19 pkt. To byli zawodnicy doświadczeni i utytułowani, więc może stąd to wynikło. Muszę powiedzieć, że w tym okresie moje lądowanie nie było perfekcyjne. Wówczas przy lądowaniu telemark był bardzo głęboki, nieraz kolanem dotykało się narty, mój nie był na TCS tak doskonały, potem to poprawiłem i moje lądowanie było dużo pewniejsze. W późniejszym etapie kariery otrzymywałem już dużo lepsze noty za styl swoich skoków. Jeśli chodzi o lot to w tej fazie skoku też nie było perfekt. Mój lot nie był spokojny, narty mi falowały, wachlowały w powietrzu, tak jak teraz Adamowi Małyszowi i to tez pewnie było przyczyną tego, że noty były niższe. Ponadto ja charakteryzowałem się tym, że szeroko prowadziłem narty by łapać powietrze. Za to też sędziowie dawali niskie noty, liczyło się bowiem wąskie prowadzenie skokówek i ładne lądowanie – elegancja. Nigdy tego sam nie analizowałem, nawet z trenerem Kozdruniem też nie. Nawet nie mam wyników z tych zawodów
[10].
Warto się w tym miejscu zatrzymać i zapytać jak skakał Przybyła jednego z dawnych zawodników i sędziów skoków. Chodziło mi głownie o to, by znaleźć albo przynajmniej spróbować znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie mocno pytanie, które brzmi: dlaczego Przybyła, zawodnik, który przeskakiwał niektóre skocznie np. w Innsbrucku, Bischofshofen, nie wygrywał konkursów i dostawał tak niskie noty za styl? Znany sędzia narciarski z Zakopanego, także opiekun Józefa Łuszczka w pewnym okresie jego kariery sportowej, przewodnik tatrzański Antoni Marmol, tak wspominał wyśmienite skoki Przybyły:
Dlaczego Przybyła przegrał TCS 1963/64? A dlaczego Marusarz przegrał MŚ w Lahti w 1938 r.? Przez sędziów. W tamtym okresie zawodnicy próbowali różnych możliwości, by osiągnąć duże odległości, jedni szerzej, jak Przybyła, prowadzili narty. Szukali powietrza, by polecieć dalej niż inni. Przeskakiwali skocznie, i tam trudno było im ładnie wylądować. A sędziowie uważali wtedy, w latach 60., że jest to błąd i dawali im niższe noty za styl. W tym widziałbym przyczynę tego, że mimo, iż Przybyła skakał tak daleko, przeskakiwał niektóre obiekty to nie zawsze wygrywał w konkursie. Sędziowie dawali mu bardzo niskie noty za styl. Moim zdaniem było to niesłuszne działanie. Był to znakomity zawodnik, odważny, tak jak później Staszek Bobak z Zakopanego. Pamiętam też skoki Przybyły i Kocyana na MŚ w Oslo/Holmenkollen, gdzie na treningach zwłaszcza Kocyan prezentował się naprawdę wspaniale. Obaj byli świetnymi zawodnikami[11].
W  Konkursie Czterech Skoczni Przybyła startował pięć razy. W 1965 r. zajął wysokie 5 miejsce
[12], w 1967 r. był 9[13]. Rywalizacja była bardzo zażarta. Obecnie  startuje po czterech zawodników z każdego kraju. W latach 60. nie było eliminacji i startowało po 10-12 Finów, i tak samo Norwegów, po pięciu skoczków z ZSRR i NRD, nie licząc innych krajów (patrząc na wyniki widać że lista startowa obejmowała nieraz, nie tak jak teraz 50-60, ale nawet powyżej 80 skoczków). Przybyła walczył, jak równy z równym, z najlepszymi: Finami Kankkonenem, Immonenem, Norwegami Brandtzeagiem, Wirkolą, Niemcami Recknaglem, Neuendorfem, skoczkami ZSRR: Czakadze, Kamieńskim, Skworcowem i Iwannikowem.  Zająć miejsce w tak równej grupie sław było niezwykle trudno, ale Przybyła to potrafił. Przed Igrzyskami 1964 r. ostatnią eliminacją dla grupy skoczków prowadzonych przez trenera Kozdrunia był zakopiański Memoriał Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny na Wielkiej Krokwi. Przybyła po 100-metrowym skoku był w nim drugi, za Czakadze, przed Kamieńskim, Szamowem, Iwannikowem i Kowalenką z ZSRR. Zwyciężył też w Mistrzostwach Polski. To był sygnał, że Polak także na skoczniach w Innsbrucku i Seefeld będzie się z pewnością liczył.

ZIO Innsbruck (1964) – dziewiąty skoczek świata…

Przed otwarciem Zimowych Igrzysk olimpijskich w Innsbrucku najlepsi dziennikarze sportowi z całego świata, zastanawiali się: kto zwycięży na austriackich skoczniach? Stawiano na najlepszą „piątkę” Turnieju Czterech Skoczni 1963/64: Veikko Kankkonena z Finlandii, Norwegów Yggesetha i Engana, Baldura Preimla z Austrii, Immonena z Finlandii, Kowalenkę z ZSRR i Przybyłę. Znawcy zauważali także wzrost formy Recknagla, który na skoczni w Bischofshofen miał jeden z najdłuższych  skoków[14]. Przybyła do Innsbrucka jechał więc jako jeden z faworytów. Obok niego koledzy z reprezentacji Polski: Antoni Łaciak, Piotr Wala, Ryszard  Witke, Andrzej Sztolf i Gustaw Bujok. Tak więc w Austrii miało reprezentować barwy naszego  kraju sześciu  skoczków narciarskich[15]. 29 stycznia 1964 r., w dniu otwarcia IX Zimowych Igrzysk olimpijskich Józef Przybyła skończył 19 lat. - Skakałem wtedy bardzo dobrze, gdyby  mi ktoś powiedział przed Innsbruckiem, że nie zdobędę medalu olimpijskiego, to byłbym zdziwiony - wspominał. A jednak nie udało się. Zaczął olimpiadę pechowo. Na średniej skoczni w Seefeld złamał podczas treningu swoją nartę.

Wyniki olimpijskiego konkursu skoków – ZIO w Innsbrucku (1964) – konkurs na skoczni K 70 (tzw. „średnia skocznia”) 

Miejsce, imię i nazwisko skoczka

Pochodzenie - kraj

Skoki - nota łączna

1. Veikko Kankkonen

Finlandia

77, 80,79 m (229, 9 pkt)

2. Toralf Engan

Norwegia

79, 78,5, 79 m (226, 3 pkt)

3. Torgeir Brandtzaeg

Norwegia

73, 79, 78 m (222,9 pkt)

4. Josef Matous

Czechosłowacja

80,5, 77, 76,5 m (218, 2 pkt)

5. Dieter Neuendorf

DDR

78,5, 77, 75 m (214, 7 pkt)

6. Helmut Recknagel

DDR

75, 77, 75,5 m (210,4 pkt)

18. Józef Przybyła

POLSKA

78, 74, 73 m (203,2 pkt)

34. Antoni Łaciak

POLSKA

72,5, 74, 71 m (194,3 pkt)

22. Piotr Wala

POLSKA

74, 75, 74 m (201,0 pkt)

45. Ryszard Witke

POLSKA

67, 73,5 i 72 m (186,1 pkt)[16]

 

 

 

Józef Przybyła wspomina:

Podczas treningu  skoczyłem i wylądowałem, ale narta mi „uciekła” , wypięła się, w pędzie uderzyła w bandę i złamała się. A miałem tylko jedne narty wyczynowe. Rezerwowe narty polskie były gorszej jakości i źle mi się na nich skakało.  Nie „trzymały powietrza”. Zadzwoniłem więc do Polski, by mi przywieźli nowe „Poppy”. Pożyczył mi je kolega z kadry – Stefan Przybyła. Dostarczono je do Innsbrucka na dzień przed konkursem! Tak, że nie zdążyłem na nich poskakać. Na średniej skoczni byłem 18, chociaż pierwszy skok miałem bardzo udany i długo prowadziłem. Liczyłem na konkurs na dużej skoczni. Po pierwszej serii byłem czwarty. W drugiej byłem szósty. Miał  więc zadecydować trzeci skok, bo wtedy na ZIO oddawało się trzy skoki. Warunki się pogorszyły i ten ostatni,  trzeci skok, miałem najgorszy z wszystkich. Wiał  föhn – odpowiednik naszego halnego, było ciepło i ostatecznie zająłem dziewiąte miejsce. Czułem niedosyt, bo dla mnie to nie był z pewnością wynik, na jaki było mnie stać. W miesiąc po Innsbrucku był „rewanż”  na skoczni w Holmenkollen i tam byłem czwarty. To było potwierdzenie, że jestem bardzo mocny[17].
Na skoczni średniej w Seefeld tryumfował młody Fin – Veikko Kankkonen, zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni, przed Norwegiem Enganem i kolejnym reprezentantem „kraju fiordów” – Torgeirem Brandtzaegiem. Przybyła był 18., a pozostali Polacy: Wala na 22., Łaciak 34., a Witke na  45. pozycji.

 Wyniki olimpijskiego konkursu skoków – ZIO w Innsbrucku (1964) – konkurs na skoczni K 90 (tzw. „duża skocznia”)

Miejsce, imię i nazwisko skoczka

Pochodzenie - kraj

Skoki - nota łączna

1. Toralf Engan

Norwegia

93,5, 90,5, 73 m (230,7 pkt)

2. Veikko Kankkonen

Finlandia

95,5, 90,5, 88 m (228, 9 pkt)

3. Torgeir Brandtzaeg

Norwegia

92, 90, 87 m (227, 7 pkt)

4. Dieter Bokeloh

RFN

92, 83, 83,5 m (214, 6 pkt)

5. Kjell Sjoberg

Szwecja

90, 82, 85 m (214, 4 pkt)

6. Aleksander Iwannikow

ZSRR

90, 81,5, 83,5 m (213,3 pkt)

9. Józef  Przybyła

POLSKA

92, 87,5, 74,5 m (211,3 pkt)

15. Piotr Wala

POLSKA

86,5, 88, 80 m (205, 5 pkt)

26. Andrzej Sztolf

POLSKA

85, 82, 79,5 m (196,2 pkt)

35. Ryszard Witke

POLSKA

86, 78, 74 m (187, 3 pkt)[18]

Na Olimpiadzie w Innsbrucku (1964) na  dużej skoczni „Bergisel” Przybyła był dziewiąty. W konkursie na „dużej” skoczni brało udział 52 startujących zawodników. Dziewiąte miejsce to wynik najlepiej świadczący o pozycji Przybyły w światowej czołówce. Pierwszy skok miał bardzo dobry i mieścił się po nim w czołówce. Natomiast szanse na punktowane miejsce na tych Igrzyskach pogrzebał trzecim, bardzo krótkim skokiem na 74,5 metra. To było za mało, by marzyć o lokacie w punktowanej szóstce. Na dużej skoczni olimpijskiej  Bergisel zwyciężył fenomenalnie daleko skaczący i pięknie lądujący Norweg Toralf Engan (skoki 93,5, 90,5 i 73 m), przed  Veikko Kankkonenem (95,5 , 90,5 i 88 m) i swym rodakiem Torgeirem Brandtzaegiem (92, 90 i 87 m).
Potwierdzeniem przynależności Przybyły do światowej czołówki był fakt, że w sezonie olimpijskim został sklasyfikowany przez specjalistów FIS (na podstawie najlepszych 9 zawodów sezonu) jako czwarty skoczek świata. Takie listy najlepszych po każdym sezonie przygotowywał działacz FIS Belonożnik. Na Mistrzostwach Polski na rok 1964 był bezkonkurencyjny: wygrał na dużej[19] i średniej[20] skoczni. Zdjęcie polskiego skoczka aż dwukrotnie w tym okresie znalazło się na okładce „Sportowca”. Polak zajął tez dobre 13. miejsce na skokach w Lahti (1964), w konkursie w którym skakała światowa czołówka[21].
W 1965 r. passa sukcesów trwała nadal: w połowie lutego odbyły się w Zakopanem Mistrzostwa Polski, w otwartym konkursie skoków wygrał Przybyła (miał najdłuższy skok dnia - 99,5 m) przed Piotrem Walą i Ryszardem Witke[22]. Międzynarodowy konkurs skoków w „Pucharze Beskidów” przyniósł „Justkowi” kolejne zwycięstwo, zwyciężył zarówno w konkursie w Wiśle-Malince, jak i w Szczyrku na Skalitem. Przybyła pokonał wówczas tak dobrych skoczków jak Raška, Lesser i innych, z Polaków 6. miejsce wyskakał Erwin Fiedor, a 10. był Stanisław Murzyniak. W tym sezonie zwyciężył też w skokach Memoriale Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny w Zakopanem: Przybyła wygrał pierwszy konkurs a drugi Witke (Przybyła był w nim 4.), a skakali między innymi tak znakomici zawodnicy jak: Wirkola, Preiml, Raška i Matous. W 1965 r. wystartował w Zimowej Spartakiadzie Armii Zaprzyjaźnionych w Kawgołowie, start ten niebyt udał się „beskidzkiemu jastrzębiowi”, który był tam piąty. W 1966 r. startował w międzynarodowym otwartym konkursie o Wielką Nagrodę Tatr i zwyciężył (z najdłuższym skokiem na 103 m), przed Czechosłowakiem Doubkiem i Piotrem Walą. W Pucharze Beskidów triumfował tym razem sympatyczny Koba Czakadze (znakomity stylista), ale Przybyła wygrał konkurs na skoczni w Wiśle-Malince[23]. Ważny był też start w Pucharze Przyjaźni w Oberhofie, gdzie zajął w bardzo silnej stawce najlepszych skoczków z „demoludów” wysokie 8. miejsce (9. był Witke), ale w Brottedrode nasi zawodnicy ponieśli sromotną klęskę, a w Schmiedefeld Przybyła zajął dalszą lokatę i w sumie dalekie 20. miejsce w klasyfikacji łącznej. Wahania formy często towarzyszą skoczkom, nie ominęły one jak widać także „beskidzkiego jastrzębia”. W konkursie na Wielkiej Krokwi na Mistrzostwach Polski Przybyła wygrał konkurs, wyrównując skokiem na 103 m rekord Recknagla z FIS 1962 r., a pokonując wiele sław jak: Czakadze, Hubaca, Divila, Doubka i innych. Ciekawostka tych zawodów był fakt, że trzej skoczkowie: Doubek, Wala i Fin Vaisanen uzyskali taką samą notę i wszyscy trzej zostali sklasyfikowani ex aequo na tym samym miejscu. Taki fakt rzadko zdarza się na skoczniach narciarskich i jest wart przypomnienia.
Kolejnym ważnym startem był jego udział w mistrzostwach świata w Oslo-Holmenkollen, w roku 1966. I w pewnym sensie znowu brakło „uśmiechu” ze strony łaskawego losu, jakże potrzebnego w skokach narciarskich. – Wydawało mi się, że medal mam w kieszeni, bo na średniej skoczni po pierwszej serii byłem ex aequo na drugim miejscu. Chciałem bardzo wygrać te zawody. A wystarczyło tylko jeszcze raz normalnie, dobrze skoczyć. Trener i działacze mobilizowali mnie do długiego skoku. Chciałem wygrać, może za bardzo ... i nie wygrałem. W  próg,  w drugim skoku, trafiłem świetnie, wyleciałem wysoko, potem zamiast to wytrzymać, „dołożyłem” biodrami i narty mi uciekły, musiałem się ratować przed upadkiem  i skoczyłem tylko
71,5 m. Zająłem 13 miejsce[24]. Wygrał Norweg Wirkola, przed Japończykiem Takashi Fujisawą i Szwedem Kjellem Sjöbergiem. Natomiast konkurs skoków na dużej skoczni odbywał się w fatalnych warunkach atmosferycznych – we mgle. Byłem daleko – wspominał. Jak widać z wypowiedzi dawnego mistrza ważnym elementem walki o najwyższe lokaty jest spokój, którego na skoczni w Oslo nie miał jednak Przybyła, co jasno wynika z jego wypowiedzi. Gdyby zostawiono go samemu sobie, mógł się maksymalnie skoncentrować przed drugim skokiem konkursowym, i nie skakać na siłę, jak radzili niektórzy, lecz normalnie tak jak za pierwszym razem miałby pewnie medal. Dlatego nie dziwmy się Adamowi Małyszowi, gdy w przerwach między konkursowymi seriami nie chce z nikim rozmawiać, on wie, że koncentrację można szybko stracić i jest po „przysłowiowych zawodach”. Tak było w przypadku Przybyły w 1966 r. Wnioski nasuwają się same…
Po MŚ startował w zakopiańskim Memoriale i wygrał konkurs na Wielkiej Krokwi ze skokiem na 98,5 m, przed Austriakiem Golserem i Bachlerem, a w drugim konkursie był trzeci. Na zamykających sezon zawodach znowu odniósł sukcesy: na skokach w Moirana w Norwegii zajął trzecie miejsce, a w Helsinkach był 2. za mistrzem świata Wirkolą. Jak więc dobitnie widać, forma zjawiła się, niestety, po Mistrzostwach Świata FIS.

ZIO Grenoble 1968 - bez formy...

W 1967 r. był dobrze przygotowany do sezonu przedolimpijskiego: w Pucharze Przyjaźni w Wiśle był 6., Polska zajęła drużynowo 4. miejsce, a na Mistrzostwach Polski w Zakopanem wygrał konkurs na Średniej Krokwi, a na Wielkiej był 3. Świetnie wypadli Polacy w zakopiańskim marcowym memoriale: w 1 konkursie wygrał Kocyan, Przybyła był 3. (skoki 104 i 98 m), a w drugim był drugi. W Rauross w Norwegii Polacy pokazali się z dobrej strony: 6. był Witke, 7. Przybyła. W III. Mistrzostwach Armii Zaprzyjaźnionych był 3. w Oberhofie[25].  Na tych zawodach skakała czołówka skoczków z krajów socjalistycznych. Warto dodać, ze w ogólnej klasyfikacji punktowej polska drużyna skoczków zdecydowanie zwyciężyła.
Drugim startem olimpijskim Józefa Przybyły był występ we francuskim Grenoble w roku 1968. Wypadł tam najlepiej z polskich zawodników, mimo wcześniejszej kontuzji nogi. On uważa jednak, że w Grenoble był  zupełnie bez formy. - Na średniej skoczni była katastrofa. Wygrali Austriacy. Do południa na skoczni był lód, tory były zalodzone. Myśmy je oglądali i nasmarowaliśmy na lód. A w międzyczasie organizatorzy wyrównali wszystko, posypali próg solą i było „mokro”. Austriacy i Czechosłowacy przesmarowali na nowe warunki. My nie. Dlatego wypadli dobrze: pierwszy był Czechosłowak Raška, drugi Bachler, trzeci Preiml. Ja byłem dopiero 27
[26]
. Na dużej j skoczni byłem 14[27]. Mnie i Kocjanowi udał się tylko jeden skok. Śmialiśmy się potem, że gdybyśmy te najlepsze połączyli, to byłby medal.

Kariera sukcesami i znaczona…

W tym sezonie odniósł jeszcze wiele sukcesów. W Memoriale Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny Przybyła skakał pięknie na Wielkiej Krokwi. Po powrocie olimpijczyków do kraju  rozegrano w Beskidach na skoczniach w Wiśle i Szczyrku mistrzostwa Polski. Na obydwu skoczniach niepokonany był kombinator klasyczny Erwin Fiedor z Koniakowa, a Przybyła? Na skoczni w Wiśle-Malince Przybyła był 4[28], a na Skalitem w Szczyrku 2.[29]. Świetnie zaprezentował się na zakopiańskim memoriale Br. Czecha i H. Marusarzówny.  Rozegrano wtedy dwa piękne konkursy. Wygrał w drugim z nich[30] przed skoczkiem z NRD – Queckiem. Przy okazji pobił rekord skoczni i ustanowił nowy pięknym skokiem na 108,5 metra, poprawiając rekord Recknagla z 1962 r. o całe 5,5 m[31]. Ciekawe, że nasz skoczek tym razem otrzymał wysokie noty za styl: sędziowie dali od 17 do 19 nawet punktów i były to jedne z najlepszych not sędziowskich w tym konkursie. W pierwszym konkursie Horst Queck wygrał po skokach na 100,5 i 101 m, Przybyła miał dwa po 99,5 m. 4 był Ryszard Witke, 7. Wala, 9. Kocyan, a 10. Ligocki, tak więc nasi reprezentanci znowu pokazali się z dobrej strony. Przybyła wygrał także Puchar Beskidów. Na „mamucie” w Planicy ustanowił rekord Polski – skokiem na 143 metry. Zajął tam 14-lokatę, po skokach na 143 i 137 m, łącznie w dwudniowych lotach był 18, Kubica 27. i 29. Witke. - Skakałem już na tzw. nowej Planicy – wspomina. Wtedy rekord świata wynosił 154 metry – wspomina[32]. Wrażenia ze skoku na skoczni „mamuciej” w Planicy były tak wielkie, że zapadły głęboko w pamięci „Justka”.
Kiedy wybiłem się z progu skoczni wydawało mi się, że jestem ptakiem. Najmniejszy ruch groził „koziołkiem” i katastrofą. W piersiach zapierało. To było wspaniałe uczucie. Dla takiej chwili warto było skakać. Dwukrotnie skoczyłem  po 115 metrów. Przed trzecim skokiem „złapałem” potworną tremę. To było coś strasznego. Strach wtłaczał,  kotłował się we mnie. Z wieżyczki startowej widziałem jedynie morze mgły, wijącej się jak gdyby nad... przepaścią. Wszystko przestało dla mnie  istnieć. Jak z otchłani wyrwał mnie głos startera. Przemogłem się i pojechałem w dół. Na spotkanie z morzem mgły i ... strachem. Na ledwie widniejący próg skoczni... Nie  pamiętam jak skoczyłem i jak lądowałem. Kiedy spojrzałem na tablicę świetlną z wynikami  ujrzałem „143”. A więc skoczyłem 143 metry -  to był nowy rekord Polski w długości skoku narciarskiego. Byłem rekordzistą, znalazłem się w gronie ludzi ptaków
[33]. Przybyła o 10 m poprawił rekord Kocyana z Vickersund.
Wygrał też Puchar Przyjaźni na skoczniach Wisły, Szczyrku i Zakopanego, na który przyjechali najlepsi skoczkowie z NRD, ZSRR Czechosłowacji i Polski. W 1969 r. forma była już nieco słabsza, ale wystarczyła, by zwyciężyć w konkursie w Szczyrku podczas Pucharu Beskidów i w całym Pucharze, po bardzo ładnej walce z Igorem „Gari” Napalkowem. W zakopiańskim Memoriale był 2.i 9. Obydwa konkursy wygrał Manfred Wolf z NRD
[34] W Mistrzostwach Polski (Zakopane, 13.-17. lutego) zwyciężył na Średniej Krokwi [35], a na Wielkiej był 2[36], ex aequo z Józefem Gąsienicą-Danielem, dodajmy kombinatorem klasycznym, a nie skoczkiem narciarskim, ale tak właśnie skakali wtedy wychowankowie trenera kombinacji klasycznej, Tadeusza Kaczmarczyka. Śmiało rywalizowali z „rasowymi” skoczkami.
Po  raz drugi  startował  na Mistrzostwach Świata w  1970 r. – na obydwu skoczniach w Szczyrbskim Jeziorze zajął odległą 39. lokatę. Po tych zawodach wystartował tradycyjnie w zakopiańskim Memoriale i zajął 2. miejsce, za rewelacyjnie dysponowanym Manfredem Wolfem z NRD. W Zakopanem wiatr halny próbował pokrzyżować plany organizatorów, ale tym razem konkursu nie odwołano i wygrał w nim przyszły brązowy medalista ze Szczyrbskiego Jeziora, Stanisław Gąsienica-Daniel, przed Pawlusiakiem i Krzysztofiakiem. Przybyła był czwarty. W Wiśle Malince już nie wystartował. Na Mistrzostwach Polski 1971 r. (Wisła, 18-22 luty 1971 r.) był: 3.[37] na skoczni w Malince i 12. [38] na Skalitem. W sumie zdobył 6 tytułów mistrza Polski. Później (po roku 1971) nie znajdujemy w kronikach narciarstwa wyników Józefa Przybyły. Dlatego w Narciarstwie Polskim 1970-73 znajdujemy informację, że „Józef Przybyła – jeden z najwybitniejszych skoczków zakończył wspaniałą karierę. Teraz zamierza poświęcić czas szkoleniu swoich następców”. Konkretnej daty zakończenia kariery jednak nie podano, ale prawdopodobnie był to rok 1972. – W 1972 r. skakałem jeszcze na Mistrzostwach Polski w Zakopanem, a potem, z powodu kontuzji, nie wystartowałem w Memoriale, mimo iż byłem przewidywany przez trenera do tego startu – wspominał pan Józef[39].
Jak sam bohater ocenia swoją karierę sportową? Wysoko ocenia trenera kadry narodowej Mieczysława Kozdrunia. - Miał przygotowanie do wykonywania pracy trenera. Wprowadził letnie skoki na nartach  do wody. Chodziliśmy też podczas zgrupowań w Zakopanem na wspinaczki. Lataliśmy na szybowcach w Goleszowie. Duży procent treningu stanowiła akrobatyka i gimnastyka. Kozdruń zwracał uwagę na ogólną sprawność zawodników. Trening był przez to  bardzo wszechstronny. Ważna była kondycja. Dawniej nie było przy skoczniach  wyciągów i wychodziliśmy na start na piechotę. Około czterech razy do południa i tyle samo po południu. Taki trening wymagał kondycji – dodaje Pan Józef. Ciekawą ocenę  pracy trenera Kozdrunia wydał Sylwester Pancherz:
Na świecie zaczęto mówić o „polskiej szkole skoków” – coraz to nowy, rewelacyjny skoczek pojawiał się i odnosił sukcesy. Szkołę stworzył mgr Mieczysław Kozdruń – on odegrał dominującą rolę w usystematyzowaniu szkolenia, przebudowie obiektów, zbudowaniu szerokiej grupy kadry, z której wyrastali światowej klasy skoczkowie. Nie bez znaczenia była pomoc tak wybitnych fachowców jak Leopold Tajner – olimpijczyk, trener i wynalazca (skoki na lince, skoki z progu do jeziora), inż. Jerzy Muniak i inż. Jurand Jarecki – wybitni budowniczowie skoczni, wysoko oceniani w FIS[40].
W końcowym okresie lat 60. przyszło do kadry kilku młodych zawodników, którzy deptali mi po piętach - dodaje. Staszek Daniel, Tadek Pawlusiak, wreszcie Fortuna. W latach 70. wielkim talentem był Bobak, który był bardzo twardym zawodnikiem. Ja skakałem przebojowym stylem i przez to  przeskakiwałem skocznie. Skakałem ryzykownie, wykładałem się na narty, które „szukały” powietrza. Dzięki temu  miałem w skoku więcej powietrza – stwierdzał pan Józef.
Przybyłę przewidywano do wyjazdu do Sapporo, ale był po kontuzji, i nie brał udziału w eliminacjach. Na jego miejsce pojechał Wojciech Fortuna. I dobrze, że się tak stało – dodaje. Potem miał bardzo ciężki upadek na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. –
Upadłem na treningu, przy pięknej słonecznej pogodzie, nartę mi odbiło i otrzymałem nią bardzo silne uderzenie w głowę [41]. Po upadku na Krokwi musiał skończyć ze skakaniem. Odkleiła mu się bowiem siatkówka w prawym oku. Przeszedł pięć operacji w wyniku których oko uratowano, ale nic na nie widzi. Przeszedł wówczas na rentę, ale został przy sporcie. Był przez pewien czas asystentem trenera kadry narodowej Tadeusza Kołdera. Pracował z kombinatorami klasycznymi (w latach 1978-82). Szkolił tez młodzież (szkółka skoczków) w LKS Szczyrk (lata1985-92).  - Brakło jednak, jak to się często dzieje w naszych realiach, pieniędzy i klub zaczął się „rozlatywać”, więc odszedłem – wspomina. Dla polskich skoków przepracował, najpierw jako zawodnik, potem już w roli trenera, ponad 30 lat. Teraz stoi trochę z boku. – Nie jestem takim człowiekiem, by prosić, żeby mnie wzięto do pracy w klubie – dodaje. Sport dał mi jednak  dużo satysfakcji. Zwiedziłem też trochę świata[42]. Jest mistrzem sportu, odznaczony Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi, jest też zasłużonym działaczem LZS (3- krotnie znalazł się na 2. miejscu w plebiscycie najlepszych sportowców Ludowych Związków Sportowych). Jest żonaty (żona Maria), ma dwóch synów (Wacława i Sebastiana) oraz córkę Natalię.

Co dalej z polskimi skokami?...

Cieszy go bardzo sukces Adama Małysza. Ten chłopak pokazał światu, że mamy utalentowaną młodzież - mówi. Stwierdza, że niestety sukces Małysza nie „pociągnął” za sobą rozwoju skoków w Buczkowicach, Bielsku i Szczyrku. Te miejscowości mają już dni sportowej chwały raczej za sobą. - Jeszcze jak byłem zawodnikiem, to miał być położony igielit na skoczni w Szczyrku-Skalitem, miał być wyciąg. Na razie powstały tylko nowe metalowe schody. Sytuacja nie jest dobra. Decydują sprawy sprzętowe, a sprzętu prawie nie ma. Brakuje tego co najważniejsze - pieniędzy.
Inaczej jest w Wiśle: -
Wisła jedzie na „koniku” Małysza. Ale w pozostałych miejscowościach Beskidów nie ma zapotrzebowania na skoki. Sytuacja przypomina okres  po zwycięstwie Fortuny, kiedy po jego  złotym medalu wydawało się czego my w  skokach nie  zrobimy i czego  nie osiągniemy, spodziewano się „cudu”, a w praktyce  nie doszło do rozwoju tej konkurencji. Aby wychować zawodnika potrzeba okresu ok. 10 lat. Wiślanie chcą wybudować skocznię w Malince. To dobra inicjatywa[43]. Pana Józefa cieszył też fakt, że coraz lepiej skacze jego wnuk – Fabian Malik, syn reprezentanta Polski Janusza Malika. - Niech bawi się w sport. Ma ku temu predyspozycje, a jaki będzie, tego nikt nie wie. Skakał już na Krokwi. Mamy utalentowaną młodzież, jeśli poprzemy ją środkami, to będą wyniki. Tylko taka droga prowadzi do sportowego  sukcesu – stwierdza na koniec Józef Przybyła[44]. Mieszka nadal w Buczkowicach koło Szczyrku i pomaga zięciowi w prowadzeniu warsztatu stolarskiego[45].Gdy mówi o skokach to widać, że „beskidzki jastrząb” ciągle gdzieś podświadomie przeżywa to co było, swoje skoki, olimpiady, MŚ, loty, życie spędzone na skokówkach. Zmarł w sobotę 21 marca 2009 r. Dzisiaj pożegnaliśmy w Buczkowicach wielkiego sportowca, skoczka narciarskiego, ale i fantastycznego człowieka. Nie mogąc wziąć udziału w uroczystościach pogrzebowych chcę pożegnać człowieka, którego znałem, podziwiałem i któremu nie zdążyłem już przesłać wyników olimpijskich konkursów: żegnaj „Justku” i niech Ci śniegi lekkie będą..."


                [1] Młodzieżowe MP w konkurencjach klasycznych, Zakopane 1961, wyniki skoków otwartych, pierwsza szóstka: 1. Wiktor Sobański (Start Zakopane) – 31,5, 33,5 m, 199 pkt, 2. Adam Krzysztofiak (SN PTT) – 27, 31 m, 197,8 pkt, 3. Józef Daniel (Start Zakopane) – 31,5, 33,5 m, 197,5 pkt, 4. Józef Majerczyk (SN PTT) – 31,5, 35 m, 196,9 pkt, 5. Józef Przybyła (LKS Klimczok) – 32,5, 36 m (to był najdłuższy skok), 195,6 pkt, 6. Edward Janica (LKS Klimczok) – 33, 33,5 m194,9 pkt, wyniki za: Narciarstwo Polskie 1961, s. 35.

[2] Relacja z  pierwszego skoku Józefa Przybyły na  Wielkiej Krokwi w Zakopanem z: art. Bogusława Barwińskiego, „Beskidzki jastrząb”, „Sport” nr 100 (10931) z 28 kwietnia 2001 r.

                [3] Fabryka nart „Poppa” znajdowała się w NRD i produkowała znakomite skokówki, skakała na nich przez wiele lat (od lat 50 do 70) czołówka zawodników NRD, a także Polacy, między innymi bohater tego tekstu, ale także np. mistrz olimpijski Wojciech Fortuna. W zbiorach Muzeum znajdują się narty skokowe „Poppa”, model „Aeroblitz” w kolorze czarnym na pomarańczowym plastiku, 6-rowkowe, bardzo ciężkie, w każdym razie dużo cięższe od obecnie używanych nart do skakania. Na narcie kalkomania z sukcesami tych nart (zaznaczono podobizny medali ZIO i MŚ) począwszy od ZIO 1960 do zawodów w lotach w Planicy 1969, gdzie rekord świata ustanowił Manfred Wolf. Zawodnicy na tych nartach zdobyli 18 medali ZIO i MŚ w tym okresie, co potwierdza, że były to najlepsze skokówki świata tamtych lat. Fabryka „Poppy” nie istnieje obecnie, jest to teraz fabryka nart „Germina”, która to Firma także produkuje nadal narty skokowe. Skaczą na nich także zawodnicy i zawodniczki w Polsce.

                [4] Z wywiadu z Józefem Przybyłą z 25 lipca 2001 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski. W zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem.

[5] J. w.

                [6] J. w. Przybyła był w Ga-Pa trzeci: po skokach na 84 i 86,5 m (ten drugi był najdłuższy w konkursie), z notą 216,6 pkt, wygrał Kankkonen, który Polaka wyprzedził o ok. 9 punktów, dokładnie 9,1 pkt, a więc po raz kolejny zaważyły noty za styl! – przyp. W.S

                [7] Wyniki TCS 1963/64, konkurs na skoczni „Bergiel” w Innsbrucku, wyniki za: Die Vierschanzen-Tournee von 1952 bis 2001/2002, materiały prasowe z biura zawodów. Jak widać Przybyła był 3. w tym konkursie, mimo skoku, który był rekordem skoczni. Z pewnością nie wygrał przez 2. skok konkursowy, który był zbyt krótki, wystarczyło skoczyć o 4 - 5 m dalej, by konkurs wygrać, ale nie udało się – przyp. W.S. Ponadto był zawodnikiem nieznanym i, jeśli chodzi o noty sędziowskie, „płacił frycowe” tzn. otrzymywał od sędziów stosunkowo niskie noty za styl (przez niezbyt pewne lądowanie). Kankkonen był za to wielkim stylistą, był bardziej znany i chociaż skakał w tym konkursie tak samo daleko jak Przybyła (łączna długość 2 skoków 181,5 m), to jednak wygrał (zaważyły więc noty za styl).

[8] Z wywiadu z Józefem Przybyłą z 25 lipca 2001 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski. W zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem. Klasyfikacja generalna TCS 1963/64 przedstawiała się następująco: 1. Veikko Kankkonen (Finlandia) – 867,2 pkt, 2. Torbjoern Yggeseth (Norwegia) – 851,6 pkt, 3. Baldur Preiml (Austria) – 839,2 pkt, 4. Aleksander Iwannikow (ZSRR) – 837,0 pkt, 5. Antero Immonen (Finlandia) – 836,0 okt, 6. Piotr Kowalenko (ZSRR) – 830,2 pkt, 7. Józef Przybyła (Polska) – 828,2 pkt. Widać jasno z tego zestawienia, że gdyby nie upadek w Bischofshofen to Przybyła miał realne szanse nawet na miejsce na podium (a nawet na zwycięstwo) w TCS, upadek pozbawił go co najmniej 30. punktów i w rezultacie zajął i tak wysokie 7. miejsce – przyp. W.S. Do czasów Adama Małysza żaden polski skoczek nie był tak bliski zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni.

                [9] Wyniki TCS 1963/64, konkurs na skoczni w Bischofshofen, wyniki za: Die Vierschanzen-Tournee von 1952 bis 2001/2002, materiały prasowe z biura zawodów. Znowu pechowy skok, mimo rekordu skoczni (100 m) przez upadek Przybyła traci szansę na wygranie Turnieju 4 Skoczni, mimo iż drugi skok był aż o 10 m krótszy od pierwszego, rekordowego! Noty sędziowskie za upadek były w tym czasie tak mocno restrykcyjne, że Polak zajmuje dopiero 41. pozycję.

                [10] Wywiad telefoniczny z Józefem Przybyłą z 12 sierpnia 2006 r. Wywiad przeprowadził i opracował Wojciech Szatkowski

                [11] Z wywiadu z Antonim Marmolem w dniu 10 sierpnia 2006 r. Wywiad przeprowadził Wojciech Szatkowski (Muzeum Tatrzańskie).

[12] W Konkursie Czterech Skoczni na przełomie 1964/65 r. Józef Przybyła zajął następujące miejsca; 11 w Oberstdorfie, 15 w Garmisch-Partenkirchen, 3 w Innsbrucku i 22 w Bischofshofen – 5. miejsce w ogólnej klasyfikacji – za: L. Fischer, M. Matzenauer, J. Kapeniak, Kronika śnieżnych tras, Warszawa 1977, s. 81. Nie skakał już jednak tak przebojowo i daleko jak rok wcześniej, za wyjątkiem konkursu w Innsbrucku, gdzie miał najdłuższe skoki – przyp. Autora

                [13]    Polak zaliczył 5. startów w TCS: 3 razy był w łącznej klasyfikacji w „10” najlepszych: zajmując 5, 7 i 9. miejsce w klasyfikacji generalnej, w poszczególnych konkursach 3. razy stanął na podium na 3. miejscu – przyp. W.S.

[14] Art. Krzysztofa  Blautha „Norwegowie, Finowie i kto jeszcze?” w: „Sportowiec”, nr 3 (685) z 14 stycznia  1964 r.

[15] Skład reprezentacji Polski  na IX. ZIO w Innsbrucku z: „Sportowiec” nr 5 (687) z 28 stycznia 1964 r., s. 8-9.

[16] Wyniki polskich skoczków na ZIO w Innsbrucku z: Z. Głuszek, Leksykon polskich olimpijczyków 1924 – 98..., biogramy zawodników: Józefa Przybyły, Piotra Wali, Andrzeja Sztolfa i Ryszarda Witke.

[17] J. w.

[18] Wyniki konkursu skoków na dużej skoczni – ZIO 1964 (Innsbruck) – ze zbiorów p. Harryego Bodö (historyka narciarstwa klasycznego z Finlandii), w zbiorach  autora. Przybyła nadal otrzymywał niskie noty od sędziów, co było wywołane niepewnym lądowaniem (brakiem telemarku) np.  skok na 92, 5 m noty: 16.0, 17,5, 16,5, 16,0 i 16,5 pkt, podczas gdy Engan miał noty od  18,5 do 19,0 pkt, a w trzecim skoku Przybyła otrzymał noty nawet 14,0 i 15,0 pkt, a więc bardzo niskie – przyp. W.S

[19] Wyniki MP 1964, skocznia K 70 – 1. Józef Przybyła, 2. Józef Kocjan 3. Piotr Wala

[20] Wyniki MP 1964, skocznia K 90 – 1. Józef Przybyła, 2. Piotr Wala, 3. Ryszard Witke

[21] Wyniki konkursu skoków w Lahti, 1964, „Salpausselka Ski Games”, pierwsza szóstka i wyniki Polaków: 1. Veikko Kankkonen (Finlandia), 2. Torgeir Brandtzaeg (Norwegia), 3. Niilo Halonen (Finlandia), 4. Josef Matous (Czechosłowacja), 5. Pauli Ukkonen (Finlandia), 6. Timo Kivelä (Finlandia)….13. Józef Przybyła, 32. Erwin Fiedor, 47. Józef Kocyan, za: Results, ski jumping of the Salpausselka Ski Games 1923-2000, materiały  p. Harry Bodő.

                [22] Ludwik Fischer, Józef Kapeniak, Marian Matzenauer, Kronika śnieżnych tras, Warszawa 1977, s. 82.

                [23] Puchar Beskidów 1972, Międzynarodowe Zawody Narciarskie, folder do zawodów, s. 15. Zwycięzcy Pucharu Beskidów w skokach za lata 1958 – 1971.

                [24] Wyniki Przybyły na MŚ w Oslo 1966, K 70, 13. miejsce: skoki na 78 m, 71,5 m, ten drugi skok konkursowy zadecydował o tym, że Przybyła nie sięgnął po medal tych MŚ, gdyż po pierwszej serii  był ex aequo drugi, znowu zadecydował styl, w 2 skoku fatalne noty (błąd w powietrzu o mało nie zakończył się upadkiem): 14, 14, 15, 15, i 15, a więc noty bardzo niskie, przeciętnie o 2,5 – 3 punktów mniej od najlepszych – przyp. W.S.

                [25] Wyniki otwartego konkursu skoków w Brotterode na „Inselbergschanze”, 1. Neuendorf (NRD) – 79, 84 m, 223,6 pkt, 2. Kowalenko (ZSRR) – 78, 82 m, 214,4 pkt, 3. Przybyła (Polska) – 78, 81 m, 212, 5 pkt, za: III Zimow Spartakiad Armii Zaprzyjaźnionych w Zakopanem, biuletyn, brak daty wyd.

                [26] W olimpijskim konkursie na skoczni 70 m w St. Nizier, 11 lutego 1968 r. Józef Przybyła zajął 27 miejsce, ze skokami na 72,5, 71 m, z notą 193,7 kt.

                [27] W konkursie olimpijskim  na skoczni 90 m w St. Nizier, 18 lutego 1968 r. Józef Przybyła był najlepszym z Polaków, zajął 14 miejsce ze skokami na 98, 90,5 m, z notą 199,2 pkt. Ponownie noty za styl za obydwa skoki były bardzo niskie, od 15 do 16 pkt.

                [28] Wyniki otwartego konkursu o Mistrzostwo Polski, 25 lutego 1968 r., skocznia w Wiśle-Malince, najlepsza szóstka: 1. Erwin Fiedor (ROW Rybnik) – 65,5, 87,5 m, 201,1 pkt, 2. Andrzej Sztolf (SN PTT Zakopane) – 74, 78 m, 194,7 pkt, 3. Józef Kocyan (WKS Zakopane) – 70, 79 m, 188 pkt, 4. Józef Przybyła (LKS Klimczok) – 66, 5, 81 m, 186,9 pkt, 5. Ryszard Witke (Śnieżka) – 64, 82 m, 183,3 pkt, 6. Tadeusz Pawlusiak (BBTS) – 64, 83 m, 181,2 pkt, wyniki oryginalne ze zbiorów TZN, w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego.

[29] Wyniki otwartego konkursu skoków o Mistrzostwo Polski, 23 lutego 1968 r. na skoczni w Szczyrku Skalitem: 1. Erwin Fiedor (ROW Rybnik) – 73, 72 m, 215,8 pkt, 2. Józef Przybyła (LKS Klimczok) -

                [30] XXIII. Międzynarodowe zawody Narciarskie o Memoriał Br. Czecha i Heleny Marusarzówny, 8-10.03.1968, najlepsza szóstka: 1. J. Przybyła (Polska) – 96,5, 108,5 m, 236,3 pkt, 2. Horst Queck (NRD) – 98, 102,5 m, 232 pkt, 3. Bohumil Doleżał (Czechosłowacja) – 96,5, 92,5 m, 204,9 pkt, 4. Laszlo Geller (Węgry) – 97, 97 m, 203,9 pkt, 5. Andrzej Sztolf (Polska) – 93,5, 93,5 m, 202,1 pkt, 6. Marian Ligocki (Polska) – 89,5, 98 m, 202,1 pkt…8. Ryszard Witke (Polska) – 89, 96 m, 199 pkt, wyniki oryginalne z zawodów, ze zbiorów TZN, w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego.

                [31] Józef Przybyła w 1968 r. dwukrotnie poprawiał rekord Wielkiej Krokwi, miał 108,5 i 109 m, patrz: lista rekordzistów Wielkiej Krokwi im. Stanisława Marusarza w Zakopanem w: Wojciech Szatkowski, Od Marusarza do Małysza, Zakopane 2004, s. 397.

[32] Rekordzistą świata był wtedy, od 1967 r. Reinhold Bachler (Austria) – osiągnął on 154 m na skoczni  w Vikersund w Norwegii (loty miały miejsce 12. marca 1967 r.), za: W. Biedroń, Na światowych  skoczniach i trasach świata. Narciarstwo klasyczne,  Krosno 2000, s. 268. rekord Bachlera z wykazu rekordzistów świata za stroną: WWW.skijump-db.net/Record/Longest_hist.htm, gdzie znajduje się wykaz wszystkich rekordzistów świata w długości skoku.

[33] Za: Puchar Beskidów-Szczyrk – Wisła - 1978, XXI Międzynarodowe zawody narciarskie o Puchar Beskidów, wydawnictwo PZN, Szczyrk 1978.

                [34] Wyniki Memoriału Br. Czecha i H. Marusarzówny, 1969, Zakopane, I konkurs, najlepsza szóstka: 1. Wolf (NRD) – 105, 111,5 m, nota  245 pkt, 2. Przybyła (Polska) – 102,5, 105,5 m, 239,5 pkt, 3.  Daniel-Gąsienica (Polska) – 99, 106,5 m, 233,5 pkt, 4. Pawlusiak (Polska) – 96, 105 m, 228,2 pkt, 5. J. Daniel (Polska) – 220,8 pkt, 6. Kroebl (Austria) – 218,9 pkt. W drugim konkursie Przybyła był już daleko – na 9 miejscu. Memoriały były w konkurencji skoków narciarskich bardzo silnie obsadzone przez międzynarodową stawkę i naszą czołówkę krajową, która miała przez organizowanie tej imprezy sportowej kontakt z czołówką światową, za: Narciarstwo Polskie 1969, s. 28.

                [35] Mistrzostwa Polski seniorów w skokach narciarskich, 1969, Zakopane, konkurs na Średniej Krokwi, najlepsza szóstka zawodników: 1. Józef Przybyła (LKS Klimczok) – 71, 63 m, 208,6 pkt, 2. Jan Bieniek (WKS) – 67,5, 67,5 m, 202,7 pkt, 3. Józef Gąsienica-Daniel (Start Zakopane) – 69,5, 62,5, 200,4 pkt, 4. Jan Kawulok (Start Wisła) – 67, 61,5 m, 196,3 pkt, 5. Erwin Fiedor (ROW Rybnik) – 67, 61,5 m, 196,3 pkt, 6. Tadeusz Pawlusiak (BBTS) – 74, 66,5 m, 194,5 pkt (sklasyfikowano 30. zawodników, startowało 66.), za: Narciarstwo Polskie 1969, biuletyn informacyjny PZN, s. 15.

                [36] Mistrzostwa Polski seniorów w skokach narciarskich, 1969, Zakopane, konkurs na Wielkiej Krokwi, najlepsza szóstka zawodników: 1. Tadeusz Pawlusiak (BBTS) – 103, 102,5 m, 242,5 pkt, 2. Józef Gąsienica-Daniel (Start Zakopane) – 100,5, 100 m, 226,5 pkt, 2. Józef Przybyła (LKS Klimczok) – 101,5, 99 m, 226,5 pkt, 4. Ryszard Witke (Śnieżka Karpacz) – 99, 96 m, 216,8 pkt, 5. Wiktor Sobański (Wisła-Gwardia) – 101, 93 m, 215,4 pkt, 6. Stanisław Murzyniak (WKS) – 98, 97 m, 215,3 pkt (sklasyfikowano 37 zawodników, startowało 38), za: Narciarstwo Polskie 1969, biuletyn informacyjny PZN, s.16

                [37] Wyniki MP 1971, skocznia w Wiśle-Malince, najlepsza szóstka: 1. Adam Krzysztofiak (WKS Zakopane) – 79,5, 78,5m, nota 218,4 pkt, 2. Tadeusz Pawlusiak (BBTS) – 78,5, 75,5 m, 215,8 pkt, 3. Józef Przybyła (LKS Bystra) – 78,5, 75,5 m, 210,3 pkt, 4. Ryszard Witke (Śnieżka) – 76,5, 75,5 m, 208 pkt, 5. St. Gąsienica-Daniel (Wisła-Gwardia) – 74, 75,5 m, 206 pkt, 6. Józef Gąsienica (SN PTT) – 78, 75 m, 293,9 pkt, ukończyło 51. zawodników, za: Narciarstwo Polskie 1970-73, s. 43.

                [38] Wyniki MP 1971, skocznia w Szczyrku –Skalitem, najlepsza szóstka: 1. Jan Kawulok (Start Wisła) – 76, 74 m, 221,3 pkt, 2. ST. Daniel-Gąsienica (Wisła-Gwardia) – 75,5, 75 m, 220,6 pkt, 3. Ryszard Witke (Śnieżka) – 73, 74 m, 213,5 pkt, 4. Janica (BBTS) – 76,5, 72 m, 213,4 pkt, 5. Lech Nazarkiewicz (WKS Zakopane) – 70,5, 76 m, 213,2 pkt, 6. Józef Kocyan (LKS Wisła) – 72,5, 71 m, 206,9 pkt….12. Józef Przybyła (LKS Bystra) – 77,5, 74 m, 192 pkt, za: Narciarstwo Polskie 1970-73, s. 43.

                [39] Z wywiadu telefonicznego z Józefem Przybyłą z 12 sierpnia 2006 r.

                [40] Za: Narciarstwo Polskie, 1970-73, Sylwester Pancherz, Polska szkoła skoków.

                [41] Z wywiadu z Józefem Przybyłą z 25 lipca 2001 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski. W zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem. Bohdan Tuszyński podaje, że groziła mu ślepota, przeszedł też kilka operacji i wreszcie, po wielu perturbacjach, przyznano mu rentę inwalidzką. Nie mógł tez wrócić do wyuczonego zawodu szlifierza kryształów, więc pozostał przy sporcie – przyp. W.S.

                [42] Z wywiadu z Józefem Przybyłą z 25 lipca 2001 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski. W zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem.

                [43] J. w.

                [44] J. w.

[45] Józef Przybyła – narciarz – skoczek. Kluby: LZS Bystra, WKS Zakopane. Olimpijczyk: 1964 – Innsbruck – 18 na skoczni K 70, 9 na skoczni K 90., 1968 – Grenoble – 27 na skoczni K 70, 14 na skoczni K 90. Mistrzostwa Świata: 1966 – Oslo/Holmenkollen – 13 na skoczni K 70. 30 na skoczni K 90, 1970 – Szczyrbskie Jezioro – 39 na skoczni K 70 i 39 na skoczni K 90, Trzykrotny rekordzista Polski w długości skoku – do 143 m (1969) w Planicy, 6. krotny mistrz Polski w skokach: na skoczni  K 70  (1964, 1966, 1967, 1969) i K 90 (1964, 1966). Trzykrotny wicemistrz kraju i trzykrotny brązowy medalista MP. Trzykrotnie na 2 miejscu wśród najlepszych sportowców LZS (1964, 1967, 1969). Turniej Czterech Skoczni: 1964 – 7, 1965 – 5, 1966 – 9, 1967 - 9. Zwycięzca Pucharu Beskidów 1964, 1969 r. Zwycięzca konkursów: 1964 – Wisła-Malinka, Szczyrk-Skalite, 1966 – Wisła-Malinka, 1969 – Szczyrk-Skalite (4. zwycięstwa). Rekordzista skoczni na Skalitem –1964 – 73,5 m, rekordzista skoczni w Wiśle-Malince – 1964 – 81 m, rekordzista Wielkiej Krokwi – 1968 – 108,5 m, 109,5 m. Publikacja Puchar Beskidów Szczyrk – Wisła 1978, na s. 25 podaje, że Józef Przybyła był ponadto rekordzistą skoczni w Rożnowie, Harrachovie (obie Czechosłowacja) i Oberwiesenthal (NRD), ale nie udało się tych danych potwierdzić. Dane za: W. Zieleśkiewicz, Encyklopedia sportu. Gwiazdy zimowych aren, Warszawa 1992.
 

I Strona główna I Wiadomości I Kultura I Sport I Pogoda I Turystyka I Narty I Kościół I

I Radio Alex I Głos Ameryki I Z peryskopu... I DH Zakopane I Telefony I Apteki I

I Reklama I Ogłoszenia I Muzyka I Video I Galeria I Archiwum I O Watrze I