MIESZANIE W PRĘDKOŚCIACH

Z policyjnych statystyk dowiadujemy się, iż co trzeci wypadek spowodowany jest nadmierną prędkością. Fachowo nazywa się to „niedostosowaniem prędkości do warunków ruchu”, ale wszyscy i tak wiemy, że praktycznie chodzi o zbyt szybką jazdę.

Wydawałoby się, że znane wszystkim znaki „ograniczenie prędkości” (B-33) powinny regulować prędkości pojazdów tak, aby nie dochodziło do wypadków. Więc gdy znak ogranicza prędkość do 40 km/godz., to kierowcy nie powinni jechać szybciej. Tego wymagałyby nie tylko przepisy, ale i logika...

Skoro nadmierna prędkość powoduje tak wiele wypadków na polskich drogach, to znaki regulujące prędkość powinny być znakami traktowanymi poważnie. Należałoby się więc spodziewać, iż nie będą one używane bezkrytycznie, przy byle jakiej okazji, ale wyłącznie w miejscach naprawdę uzasadnionych i do tego z racjonalnie uzasadnioną liczbą kilometrów. Jeżeli nie należy przekroczyć 40 km/godz., to niech to wynika z konkretnej przyczyny, a nie będzie ograniczeniem na zapas. Jeżdżąc po polskich drogach ma się niejednokrotnie wrażenie, iż ci którzy ustawiają znaki nigdy nie siedzieli za kierownicą...

A zatem stosowanie znaków „ograniczenie prędkości” (B-33) powinno podlegać żelaznej konsekwencji, by móc następnie kierowców zdyscyplinować do właściwych prędkości. Natomiast same policyjne akcje wraz z nakładaniem mandatów, bez zmian w oznakowaniu, będą skuteczne tylko do pewnych granic. Bowiem jednym z zapalnych punktów lekceważenie prędkości przez kierowców jest właśnie nieadekwatne jej ograniczanie poprzez znaki. Dodatkową kwestią jest szafowanie tymi znakami w rejonach robót drogowych.

Zamieszczone tu zdjęcia prezentują przekrzykujące się nawzajem znaki ograniczające różnie prędkość - praktycznie przecząc sobie. Bez wątpienia brak logiki w zestawach znaków, a zatem w sterowaniu prędkością na danej drodze przyczynia się do tego, iż kierowcy nie traktują tych znaków poważnie. I nie jest żadnym argumentem, czy usprawiedliwieniem fakt, iż „mieszanie w prędkościach” zdarza się głównie przy okazji robót drogowych.

Napotykamy też ograniczenia, jak widoczne na zdjęciu po prawej. Można je potraktować jako powtórzenie znaku (co uczyni go łatwiej dostrzegalnym), czyli przypomnienie - zdublowanie komunikatu , iż po wyjechaniu z „obszaru zabudowanego” obowiązuje ograniczenie do 40 km/godz. I w tym przypadku powtórzenie może być pożyteczne, a czasem pożądane.

I jeszcze jeden przykład, który już nie mieści się w kategoriach „znakowego bałaganu” spowodowanego robotami drogowymi.

W załączonej na zdjęciu sytuacji mamy do czynienia z zestawem trzech ograniczeń prędkości. Po pierwsze wjeżdżamy w „obszar zabudowany” (D-42), które w ciągu dnia nie zezwala nam na przekraczanie prędkości 50 km/godz., natomiast nocą możemy jechać do 60 km/godz.

Równocześnie serwuje się ograniczenie do 40 km/godz., chociaż zgodnie z ukrywającą się w gałęziach krzaku tabliczką pod znakiem, dotyczy ono wyłącznie samochodów ciężarowych.

Jakby tego było mało, kilkanaście metrów dalej mamy ograniczenie do 50 km/godz., które kasuje ograniczenia poprzednie - no może nie dotyczy ono ciężarówek. I znów w niedużej odległości wjeżdżamy na skrzyżowanie (o ruchu okrężnym), które kasując ograniczenia ze znaków „ograniczenia prędkości” (B-33) przywołuje do obowiązku nie przekraczania prędkości wynikających z „obszaru zabudowanego” (D-42). Trudno takiego oznakowania nie nazwać „mieszaniem w prędkościach”, a ściślej mieszaniem w oznakowaniu, a zatem i w poważaniu oznakowania przez kierowców.


[listopad 2007]

  następny...