NAKAZ BYCIA W RUCHU

W niektórych miastach, zwłaszcza w takim mieście jak Zakopane sezon turystyczny trwa prawie cały rok. Jego nasilenie jednak pulsuje bardzo nierównomiernie. Można powiedzieć, iż przeciętnie na jednego mieszkańca przypada zazwyczaj jeden do dwóch przyjezdnych. Oczywiście są dni gdy jest ich mniej - zwłaszcza w listopadzie, ale za to w okresach nasilonego sezonu na mieszkańca przypadać będzie trzech, albo i nawet pięciu turystów.

Za powyższą liczbą idzie również ilość samochodów z zewnątrz. Ulice są zwykle zatłoczone, na głównych arteriach stoi się w korkach i najczęściej nie ma gdzie zaparkować. Braki miejsc parkingowych dotyczą nie tylko centrum miasta, ale i wielu rejonów w których są różne atrakcje oraz miejsc, z których wyrusza się na spacery, czy na górskie wycieczki. Nie mówiąc już o zimowych perypetiach, gdy na ulicach zalegają zwały śniegu, a narciarze ze swoim sprzętem podjeżdżają pod narciarskie wyciągi.

W konsekwencji zapotrzebowanie na miejsca parkingowe jest bardzo duże. Przede wszystkim w wielu miejscach brak miejsc do zaparkowania przed sklepem spożywczym, w okolicy banku, przy poczcie, czy nawet przed apteką - takich miejsc dla chwilowego postoju.

Zatem parkowanie na chodniku bywa najczęściej rodzajem przysłowiowej „uszczelki”, zwłaszcza dla postojów krótkoterminowych. Niestety zarówno mieszkańcy danych ulic, jak i władza bronią się przed takim pozostawianiem samochodów poprzez montowanie w chodnikach słupków. Blokują tym samym możliwość krótkich postojów, a miasto staje się coraz mniej przyjazne i to zarówno dla mieszkańców, jak i dla przyjezdnych.

Bez wątpienia mieszkańcy danej posesji mogą sugerować co będzie najlepsze dla ich odcinka ulicy, gdzie powinny być zakazy parkowania, tak by mogli swobodnie przejść do sklepu, do centrum itp. I robią to, jednak nie zawsze dzieje się to w interesie miasta.

Najczęściej wymuszają na radnych konieczność stawiania tu i tam słupków na chodniku, aby ukrócić „swawolę” parkowania przyjezdnym. Podobnie biznesmeni, z których jedni chcą mieć pusty chodnik przed swoja placówką, a inni mający parking w pobliżu dbają głównie o to, by ich parking - jako że płatny - był pełny. Wynikiem szpalery słupków zmuszające w wielu momentach do ciągłego bycia w ruchu, gdzie niejednokrotnie trudno nawet wysadzić pasażera...

Dodatkowo problemy się piętrzą na ulicach o małym natężeniu ruchu. Według art.49.1.7) Prawa o ruchu drogowym „zabrania się zatrzymania pojazdu na jezdni przy jej lewej krawędzi, z wyjątkiem zatrzymania lub postoju pojazdu na obszarze zabudowanym na... jezdni dwukierunkowej o małym ruchu”. Z kolei Rozporządzenie... w sprawie znaków... głosi, iż „zakaz wyrażony znakiem B-36 (zakaz zatrzymywania się)... dotyczy tej strony drogi, po której znak się znajduje”. Przykład takiej sytuacji pokazujemy na zdjęciach poniżej.

Wynik tych przepisów jest następujący: chcąc zatrzymać się po lewej stronie ulicy o małym natężeniu ruchu należy sprawdzić czy na drugim końcu ulicy nie znajduje się przypadkiem zakaz (bowiem na logiczność w oznakowaniu raczej liczyć nie można). Jednak w przeciętnym mieście przytłaczająca ilość kierowców-mieszkańców zna konfiguracje oznakowania. Natomiast w turystycznym, gdzie przebywa się kilka lub kilkanaście dni przydałoby się mieć do czynienia z oznakowaniem czytelnym, a więc obustronnym. A tymczasem mamy do czynieni z sytuacją nieco niepoważną...

Ponadto wiadomo zwyczajowo, to znaczy wiedzą wtajemniczeni, iż w miejscach niektórych „zakazów zatrzymywania się” (B-36) można parkować samochód i ani policjant, ani straż miejska nie będą wyciągać konsekwencji z niestosowania się do znaków. Natomiast w innych, pokrewnych miejscach nieprzestrzeganie tych zakazów zaraz grozi mandatem.

I podczas gdy mieszkaniec Zakopanego jest takich miejsc świadomy, to przyjezdny bardzo łatwo może wpaść w pułapkę. Skoro można stać na jednym zakazie (zdjęcie po lewej), to przecież można stać i na drugim (po prawej). Na wygląd obydwa miejsca są pokrewne, a stopień zagrożenia dla ruchu wydaje się być równie mały w obydwu przypadkach parkowania.

Inną, dość dotkliwą bolączką są braki możliwości zatrzymania się w niektórych miejscach, i to nie na jakikolwiek postój, co na wysadzenie pasażera. Linia ciągła (poniżej po lewej) przechodzi natychmiast w zakaz zatrzymywania się. Biorąc pod uwagę potrzeby pasażerów, to wyraźnie odczuwa się brak przystanku, przykładowo w rejonie tego skrzyżowania. Trudno nie wysadzić zwłaszcza kogoś starszego, bo będzie musiał iść dodatkowo 300, 400 metrów.

Zatem wysadzanie pasażerów odbywa się zaraz po opuszczeniu ronda (skrzyżowania o ruchu okrężnym), jeszcze na końcu ciągłej linii, tuż przed zakazem zatrzymywania się, który jest dla kierowców psychologicznie sygnałem mocniejszym od linii ciągłej.

W ostatecznym rozrachunku znak zakaz zatrzymywania się w jednych miejscach jest po to, by się nie zatrzymywać, a w innych by nie parkować. Tak jakby do tych obydwóch funkcji nie było odpowiedniego oznakowania, a dodatkowymi tabliczkami nie dałoby się mniej więcej zgodnie z potrzebami problem uporządkować. Cóż, zapewne zbyt skomplikowane!

[lipiec 2007]

  następny...