W sierpniu 2001 roku minęło 20 lat od słynnego sprzeciwu robotniczego zakończonego powstaniem Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Solidarność". My Podhalanie postawieni na straży południowych rubieży Najjaśniejszej Rzeczypospolitej także umieliśmy dać twardy odpór w stosownym czasie - w sierpniu tego samego 1980 roku. Kiedy na sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej w Nowym Sączu miało być uchwalenie rozszerzenie granic Tatrzańskiego Parku Narodowego o rejon Magury Witowskiej na zachodzie i do drogi Kośne Hamry - Bukowina Tatrzańska na wschodzie grupa ok. 150 ludzi z miejscowości od Czarnego Dunajca po Białkę Tatrzańską skutecznie temu przeszkodziła. Potem delegacja udała się do Warszawy, co poskutkowało powołaniem w listopadzie 1980 roku Międzyresortowej Komisji Roboczej w sprawie TPN.
Kilka miesięcy później - 8 czerwca 1981 roku na zakopiańskiej górnej Równi Krupowej została odprawiona przez ks. Biskupa Juliana Groblickiego Msza Święta na rozpoczęcie redyku owiec w Hole, czyli w Tatry. Tak to wtedy owce ponownie wróciły, tam gdzie pasły się od kilkuset lat. Za rok w 20-lecie tej uroczystości należałoby przybliżyć trochę szczegółów wydarzenia i osób, które wiodły wtedy prym. Wiele osób już nie żyje. To właśnie wtedy nuciliśmy śpiewkę kończącą mój wiersz, a dziesięć dni później na halach tatrzańskich pasło owce kilku baców - patriarchów Podhala: Jan Murzański z Gronia na Rusinowej Polanie, Józef Galica - Grzilok na Kopieńcu (pasła tam też krowy Danuta Skupień ze Suchego), Franciszek Strączek - Gromada na Kalatówkach - Kondratowej, Józef Słodyczka - Byrtuś na Niżnej Kominiarskiej Polanie i w Lejowcu, Andrzej Zięba - Gał na Niżniej Polanie Chochołowskiej, którego kilka lat później odwiedził na szałasie Ojciec Święty Jan Paweł II.
Komisja Międzyresortowa po roku pracy w dniu 25 listopada 1981 roku ustaliła i podpisała w imieniu Rządu przebieg północnej granicy Tatrzańskiego Parku Narodowego, jednakże trzy tygodnie później, to jest 13 grudnia, został wprowadzony w Polsce stan wojenny. Piszący te słowa znalazł się wtedy w obozie dla internowanych, w Areszcie Śledczym w Załężu k/Rzeszowa. Siedem lat trwały próby złamania na duchu Polaków. Jednak ku zaskoczeniu ówczesnej nomenklatury, stan wojenny dla Podhalan był pobudką wzywającą do obrony wolności. W służbie dla tej góralskiej ślebody przyszło mi stanąć na czele jako Prezes Związku Podhalan w dniu 11 maja 1981 roku, i funkcję tę pełniłem nieprzerwanie aż do roku 1993 - cały czas starając się służyć ludziom, ucząc się i namawiając innych do wzięcia pokornej odpowiedzialności za ojcowiznę.
W tych czasach Skalne Podhale, czyli pięć gmin wchodzących w skład obecnego powiatu tatrzańskiego, od lat uznawane było za najsilniejszy ośrodek prawicy polskiej. Powodem tak dużego poparcia była przede wszystkim wiara - w szerokim rozumieniu tego słowa - więc: głęboko zakorzenione w umysłach górali wartości chrześcijańskie, poczucie podległości wobec władzy duchowej, potępienie komunizmu jako systemu skierowanego przeciw Kościołowi i człowiekowi, a także: przywiązanie do tradycji oraz pielęgnowanie historii regionu. Ugrupowania i partia działająca na tym terenie nie posiadając takiego wpływu na społeczeństwo musiała się z tym liczyć. Związek Podhalan aż do połowy lat dziewięćdziesiątych miał "rząd dusz" - zwłaszcza podczas wyborów, będąc doskonałym uzupełnieniem dla Kościoła, który podtrzymywał na duchu. Organizacja ta w tym niełatwym przecież czasie potrafiła połączyć osoby o różnych charakterach, temperamentach i umiejętnościach w grupę zwartą, potrafiącą wziąć odpowiedzialność we własne ręce i faktycznie działającą. To działanie doprowadziło w końcu do sytuacji, w której nic bez tych dwóch instytucji nie mogło się wydarzyć.
Wokół nich tworzyły się zalążki organizacyjne tworzące wśród ludzi podstawy pod samorządzenie się w nowej, przyszłej rzeczywistości. Utworzyliśmy Niezależny Samorządny Związek Zawodowy "Solidarność" Rolników Indywidualnych, z ramienia którego startowałem w pierwszych wolnych wyborach parlamentarnych do wolnego Sejmu. Walka o dusze trwała jednak dalej. Przytoczyć tu można wiele przykładów na to, jak chciano rozbić jedność góralską, ograniczyć możliwości decydowania o własnym życiu. Przypominam sobie torpedowanie inicjatywy zmierzającej do powstania Geotrermii Podhalańskiej - instytucji, która teraz ratuje tatrzańskie środowisko, wykorzystując do ogrzewania domów gorącą wodę. Gdyby nie determinacja wielu osób - w tym p. profesora Juliana Sokołowskiego i moja - region nasz nie byłby tak czysty. Pamiętam też próby roszad personalnych w Komisji Międzyresortowej, aby decydować o kształcie polityki tatrzańskiej - zakończone sukcesem ówczesnych władz, które dążyły do usunięcia tych "niewygodnych". Do dzisiaj w niektórych kręgach podhalańskiej elity funkcjonuje pogląd o zbędności powiatu tatrzańskiego. W 1994 roku, będąc burmistrzem Gminy Tatrzańskiej świadomie dążyłem do podziału jej na trzy odrębne: Zakopane, Kościelisko i Poronin - i przekonywałem, że łatwiej będzie zatroszczyć się o swoje, a w przyszłości ubiegać się o powiat tatrzański. To moje ubieganie się o powiat wcale nie wynikało z mojej ambicji, lecz aby móc lepiej zadbać o nasze dobro jakim są Tatry. Jeżeli ta troska komuś przeszkadzała i nadal przeszkadza - może to oznaczać jedynie brak sumienia i litości dla tych umęczonych Tatr, a przede wszystkim niezrozumienie mentalności górali, którzy zawsze będą kierować się wolnością i poszanowaniem dla ojcowizny.
Zauważyłem, że cały czas trwają walki nie tyle ze mną, lecz z moją osobowością, nie siłą argumentu, ale argumentem siły. I któż wyjdzie zwycięski z takiej konfrontacji?
W tej sytuacji - jako Senator Rzeczypospolitej Polskiej - staram się inaczej służyć mojemu regionowi. Jako Przewodniczący Komisji Ochrony Środowiska, poprzez prace w tejże komisji dążę do wymuszenia wręcz aktywności samorządów lokalnych przy inwestycjach proekologicznych, staram się pomagać w przyznawaniu funduszy na budowę kanalizacji, wodociągów, kolektorów i całych oczyszczalni, elektrowni wodnych dla potrzebujących gmin - z tej senatorskiej perspektywy widzę, jak wiele jest do zrobienia, i jak wiele przedtem zaniedbano. Sukcesem mym, który traktuję jako osobisty, jest doprowadzenie do zakończenia budowy Zespołu Zbiorników Wodnych Czorsztyn-Niedzica-Sromowce, budowy Zbiornika w Klimkówce. Są to najpoważniejsze inwestycje naszego regionu, które zredukowały do zera zagrożenie powodziowe zlewni Dunajca, nie mówiąc już o tym jakie walory turystyczne zyskały gminy wokół tych zbiorników. Jako Przewodniczący Międzyparlamentarnej Grupy Polsko - Słowackiej staram się wypracować modelowe rozwiązania dla współpracy przygranicznej tych krajów. Jak bowiem mamy chronić nasze Tatry bez porozumienia z naszymi najbliższymi sąsiadami? Jest to szansa nie tylko dla Słowacji, ale też szansa na rozwój dla nas samych. Stąd właśnie zaangażowałem się w prace nad tworzeniem projektu Tatrzańskiego Kompleksu Turystycznego obejmującego m.in. transgraniczny Tatrzański System Komunikacji, gdyż jest to jedyna droga do proekologicznego rozwoju naszego i słowackiego regionu wokół Tatr. Oczywiście te prace nie są wyalienowane. Wchodzą w skład całościowej strategii w ramach Konwencji Karpackiej i prac nad programem "Zielone Karpaty".
Wszystkiego tego podjąłem się z myślą o poprawie życia w tatrzańskich dziedzinach. Sprawy formalno - prawne idą w dobrym kierunku, jednak niepokoi mnie brak efektów pracy nad zmianą sposobu myślenia w patrzeniu na ojcowiznę. Dążę od wielu lat do zlikwidowania chorego mechanizmu myślenia, który drąży zwłaszcza młode pokolenie Podhalan. Takie coraz bardziej powszechne załamywanie rąk, oczekiwanie, że ktoś za nas zrobi całą robotę może nas wszystkich zaprowadzić na manowce. I wtedy trzeba będzie śpiewać:
Boze nos Boze nos,
Nie opuscojze nos...
A może lepiej zanieść modły o potrzebne dary Ducha Św., niż opuszczać w potrzebie ręce?
Franciszek Bachleda - Księdzularz
powrót