Echo niosło się daleko. Nutki odbijały się od ciemnych lasów, płynęły hen, ku przyglądającemu się z góry Giewontowi, i wracały ku tysiącom zgromadzonych u jego stóp i wracały ku tysiącom zgromadzonych u jego stóp. Zdawało się, że jak w pieśni - śpiywajom Regle z nami. W uszach tłumów, które tego dnia przybyły na stadion wybiegu Wielkiej Krokwi, dźwięki te nie milkną do dziś.
Napisałem słowa "witacki" - przyznaje Franciszek Bachleda - Księdzularz - Jestem z tego dumny, a szczęścia z tego, że je śpiewano właśnie naszemu Ojcu Świętemu, nie da opisać się słowami. Cieszę się, że powracacie do tego tematu, może kiedyś, przy innej okazji opowiem więcej. Wszystko wie pani Matejowa.
Maria Mateja Torbiarz jest szefową referatu kultury zakopiańskiego urzędu miasta. Koordynacją przygotowań papieskiej wizyty zajmowało się Biuro Promocji z jej szefową Elżbietą Chodurską - mówi pani Maria. Mi przypadło w udziale zorganizowanie góralskiej kapeli, która przygrywałaby w czasie liturgii mszy. Oczywiście miała to być "muzyka" godna chwili. Na początku mówiliśmy o, bagatela, 150 smyczkach. 6 czerwca zagrało 176. Od razu wpadliśmy na pomysł, aby Ojca Świętego przywitać pieśnią powitalną - "witacką". To góralski zwyczaj, że ważnych gości podejmuje się odpowiednią do okoliczności pieśnią. Zaproponowałam rozpisanie konkursu na poezje śpiewaną z okazji mającej nastąpić wizyty. Jej plon nie przyniósł jednak spodziewanych rezultatów. W kategorii gwarowej nie przyznano pierwszego miejsca. Trzeba było więc sięgnąć po profesjonalistę. Franciszka Bachledę - Ksiedzularza znałam od dawna. Znałam jego wiersze, wybijające się wśród innych piszących w gwarze, pokazujące jego inne oblicze, człowieka wrażliwego i uczciwego. Złapałam za telefon i zadzwoniłam. Nie od razu się zgodził. Zasłaniał się brakiem czasu, nawałem prac związanych z działalnością polityczną. Ale w końcu ustąpił. Po jakimś czasie dał mi pierwsze dwie zwrotki, następne dwie - o ile pamiętam - podyktował przez telefon. Zaproponował też melodię. Starą góralską "nutę", która nie była skojarzona z frywolnymi, jak to często w muzyce podhalańskiej, tematami i "niegodnymi" miejscami, w których się ją śpiewało i grało. Kiedy to było? Chyba gdzieś w marcu...
(przedruk z Gazety Krakowskiej z dnia 6 lipca 1999 autor: Zbigniew Ładygin)