I Strona główna I Wiadomości I Kultura I Sport I Pogoda I Turystyka I Narty I Kościół I

I Radio Alex I Głos Ameryki I Z peryskopu... I DH Zakopane I Telefony I Apteki I

I Reklama I Ogłoszenia I Muzyka I Video I Galeria I Archiwum I O Watrze I
Od Marusarza do Małysza.

"Trener z "magiczną" chorągiewką..." - Apoloniusz Tajner.

Apoloniusz Tajner.Jego charakterystyczny ruch chorągiewką przed każdym skokiem Adama Małysza zna już niemal każdy z Polaków. Chorągiewka idzie w dół, Adam Małysz rusza z belki startowej, wybija się mocno z progu, skacze hen, na sam dół. Taki scenariusz z ogromną radością oglądamy już od dwóch sezonów. Oprócz talentu Adama Małysza wielką rolę w budowie jego życiowej formy spełnił trener - Apoloniusz Tajner. Jego wielką zasługą jest także stworzenie zespołu w skład którego wchodzą - fizjolog prof. Jerzy Żołądź i psycholog - dr Jan Blecharz. Wszyscy oni, wraz z trenerami Tajnerem i Fijasem są współtwórcami ogromnego sukcesu polskich skoków.
W zakopiańskim Centralnym Ośrodku Sportu rozpoczęło się zgrupowanie polskich skoczków narciarskich. Przyjechała do COS-u grupa ośmiu skoczków, na czele z Adamem Małyszem. Na sali gimnastycznej zastałem naszego "asa" i jego kolegów. Biegali. Adam Małysz - mistrz świata, biegł na czele grupy. Za nim Skupień, Mateja i pozostali. Moim rozmówcą był jednak nie Małysz, ale Apoloniusz Tajner - pierwszy trener polskich skoczków.

* * *

Apoloniusz Tajner.Jest obecnie jednym z najbardziej znanych trenerów w naszym kraju. Nieodłącznie związany z osobą Adama Małysza. Zacznijmy jednak od czasów, kiedy sam był zawodnikiem. Pochodzi z niezwykle usportowionej rodziny, w której tradycje uprawiania wyczynu splotły się z pracą trenerską. Rozpoczął ją z grupą kombinatorów klasycznych. Obecnie jest trenerem kadry narodowej skoczków i osiągnął z nimi wspaniały sukces. Sprawia wrażenie człowieka niezwykle oddanego temu co robi, w pełni profesjonalnego, ale i otwartego. Jeszcze jedną, bodaj najważniejszą cechą charakteru Apoloniusza Tajnera jest jego spokój i kontaktowość. I to zarówno w stosunku do zawodników, jak i dziennikarzy. Rozmowę z nim rozpocząłem od przypomnienia tradycji skakania w rodzinie Tajnerów:

Uprawianie narciarstwa w rodzinie zaczął mój ojciec Leopold Tajner. Urodził się on 15 maja 1921 r. Zaczął się zajmować skokami już przed II wojną światową. W Wiśle była wtedy niewielka skoczeńka. Latem zaś Leopold Tajner latał na szybowcach. Był uczestnikiem Zimowych Igrzysk olimpijskich w 1948 r. w St. Moritz i po raz drugi w 1952 r. w Oslo. Ojciec startował w barwach "Watry" Cieszyn i "Budowlanych" Goleszów. Po zakończeniu kariery sportowej był wieloletnim trenerem skoczków, między innymi wychowywał swojego o 15 lat młodszego brata - Władysława. Władysław Tajner startował na ZIO w 1956 r. w Cortina d Ampezzo i w 1960 r. w Squaw Valley, gdzie miał z jechać z "Dzidkiem" Hryniewieckim, ale ten niestety złamał kręgosłup. Potem skakali też Alojz i Jan Tajnerowie, ale oni w sporcie narciarskim doszli tylko do poziomu juniora. W ich ślady poszli synowie Alojza: Józef, Henryk, Tadeusz i Andrzej Tajnerowie. Doszedłem do nich ja i myśmy w "piątkę" skakali przez kilka lat.
Od małego wyrastałem w atmosferze skoków. Byłem dosyć ciężki i ojcu wydawało się, że ze mnie skoczka nie będzie, ale potem mnie "wyciągnęło", wyrosłem i zacząłem skakać. Zresztą wtedy nie zwracało się takiej uwagi na wagę, jak obecnie. Startowałem w barwach klubów; ROW Rybnik i "Olimpia" Goleszów. Zacząłem skakać w wieku 6 - 7 lat na "prawdziwej" skoczni. Najdłuższy skok w moim życiu oddałem na Wielkiej Krokwi - było to 109 metrów i chłopcy się trochę śmieją z tej mojej odległości. Bo wszyscy skoczyli dalej: Fijas - 194 m, Małysz - 218,5 m, Mateja - 201,5, m Skupień - 190 m, Kruczek - 186 m. Mój syn - Tomisław na "mamucie" w Planicy osiągnął - 185 m i też mnie przeskoczył. Byłem w kadrze juniorów i seniorów w kombinacji norweskiej. Moim trenerem był zakopiańczyk - Tadeusz Kaczmarczyk, a w skokach Janusz Fortecki i Lech Nadarkiewicz. Karierę zakończyłem w 1980 r. Zacząłem wtedy szkolić grupkę skoczków. W latach 1983 - 90 prowadziłem kadrę olimpijską w kombinacji i kombinatorów w "Olimpii" Goleszów.

Zapytany o okoliczności w jakich przejął kadrę narodową skoczków odpowiada:

Po olimpiadzie w Nagano "padła" atmosfera w grupie skoczków. A jak to się stało, zaczęły się kłótnie, sytuacja była bardzo napięta. Chłopaków trenował Mikeska. Nie było wtedy rozwiązania. Pełniłem wówczas funkcję wiceprezesa do spraw sportowych PZN i sporo godzin spędziliśmy nad tym, jak wynikłą sytuację rozwiązać. Nawet nie myślałem, że wrócę do zawodu trenera. Zresztą warunki były wtedy inne. Teraz mamy komfort, wsiadamy w samochód, jedziemy i jesteśmy w ciągu jednego dnia w dowolnym punkcie Europy. Chłopaków przejąłem w 1999 r. Byłem blisko ich grupy i dlatego się podjąłem funkcji trenera. Złożyłem ofertę do PZN, złożyli je też trener Kołder, Pawlusiak, była nawet oferta ze Słowenii. Ofert było kilka, ale wybrano mnie. Wydaje mi się, że z "przymróżeniem oka". I tak to zaskoczyło. Muszę powiedzieć, że dobrze poszło. Wydawało mi się nawet, że wcześniej będzie można obudzić możliwości Małysza. Ale to widocznie tyle musiało potrwać. Bywało różnie. Po Mistrzostwach Świata w lotach w Vikersund (2000) w Norwegii, gdzie Małysz był 16, a Skupień i Mateja w "30", Zarząd PZN zrugał mnie jak małego chłopca, chcieli mi nawet cofnąć możliwość wyjazdu do Stanów Zjednocznych.
Gdyby nam nie wyszło, to być może musiałbym zrezygnować z funkcji trenera. Liczono, że będę "cucotwórcą" i szybko będzie wynik. I w Ameryce, podczas konkursu na Iron Mountain, nastąpił "przełom": Czwarty był tam Małysz, szósty Skupień. W drugim konkursie, który się z powodu złych warunków atmosferycznych (wiatr), nie skończył się, Adam pokazał się również bardzo dobrze. Był w tym sezonie 12 w Oslo, 7 w Planicy i wszystko szło do przodu. Jestem z tym chłopakiem i innymi na co dzień i widzę doskonale, czy ktoś "opada", czy jego forma "idzie do przodu". I w tej chwili, to dalej idzie naprzód. Jest ciągle lepiej i lepiej. Ja nie wiem, gdzie to zajdzie.
Takiej sutyacji nie było od 30 lat. Żeby ta czołowa "siódemka" prezentowała tak wyrównany poziom. Owszem, Małysz jest przed nimi, ale oni są bliziutko. Taki przykład, w ubiegłym roku byliśmy na zgrupowaniu w Ramsau i Adam skakał dobrze. Oddawał skoki z rozbiegu numer 16, a pozostali z rozbiegów numer 20 - 22. Teraz Adam skacze to samo co przed rokiem z rozbiegu nr 13, a oni z 16, czyli z tego, z którego chodził Adam w zeszłym roku. Mamy to wszystko opisane, a skocznia się przecież nie zmieniła. Co to oznacza? Że Adam jest na najwyższym pułapie, a reszta grupy dokonała dużego postępu.

Najważniejszym sprawdzianem dla Małysza i jego trenerów miały być Mistrzostwa Świata w fińskim Lahti, które trener Tajner wspomina w sposób następujący:

Do Lahti jechaliśmy w gronie faworytów. Podchodziliśmy do tego startu, jak do kolejnych zawodów, a nie mistrzostw świata. Spokojnie. Dziennikarzy mieliśmy na szczęście z dala od siebie i nikt nam nie "mieszał" w głowach, że to Mistrzostwa Świata, trzeba walczyć o medal itd. I były medale. Adam na dużej skoczni zdobył srebro i przegrał pierwszym skokiem, bo gdzieś o 30 cm za wcześnie odbił się z progu. Myśmy to potem wielokrotnie analizowali i stracił do złota jakieś dwa metry. W drugim skoku Schmitt miał rewelacyjne warunki nośne, wiatr od przodu, a Adam tylko połowę tego co niemiecki skoczek. Adam bowiem miał podczas skoku ciszę, chorągiewki leżały, warunki nośne były więc dużo gorsze. Był to jego bardzo dobry skok, ale Schmitta jednak nie przeskoczył.

Duży wpływ na to co się dzieje wokół Adama mają media. Media urabiają, jak plastelinę, ludzi, którzy oglądają skoki. Większość reaguje tak, jak się ich ukształtuje. W polskiej prasie sportowej pojawiło się wiele złośliwych uwag. Niektórzy potraktowali srebrny medal Małysza jako porażkę. Starali się zdyskredytować i obniżyć wagę tego sukcesu. Sam Małysz mówił - "pozwólcie mi się nacieszyć tym medalem". Trener Tajner ma na ten temat własne zdanie:

To było akurat bardzo złośliwe i według mnie zrobione na czyjeś polecenie. Nie wierzę, że to był jakiś przypadek. Skojarzenie Adama z Gołotą, pisanie "największy polski przegrany", to jest po prostu świństwo. Ale jeśli się weźmie pod uwagę, że właściciele "Tempa" są na Zachodzie, to widać, że komuś zależało, by w Polsce nie cieszono się z tego srebrnego medalu tak, jak na to zasługiwał. Ktoś chciał z tego zrobić porażkę. Złośliwe uwagi skończyły się po złotym medalu na średniej skoczni! To było zwycięstwo w stylu Adama. Wyraźne. Warto zwrócić w tym momencie uwagę na to, że kilka konkursów Adam jednak przegrał, mimo, że miał w nich jedne z najdłuższych, bądź najdłuższe skoki. Fińska publiczność odbierała nas bardzo dobrze. Zresztą wszędzie tak było. Zaczęło się na Turnieju Czterech Skoczni, w którym wiadomo już było, że Austriak nie wygra. Wtedy jakby publiczność przerzuciła swoją sympatię na Adama. Pojawiła się też pewna niechęć Polaków do Niemców. Nie wiem skąd się to bierze.

Tajner oczywiście nie zdradza tajemnic sukcesu swojego podopiecznego. Wiadomo jednak, że wspólnie z zespołem trenerów i naukowców dokonał poważnych zmian w ilości i jakości treningu skoczków narciarskich.

Trening należy prowadzić zupełnie inaczej. Przede wszystkim mniej objętościowo i wykorzystując dłuższe przerwy treningowe. Dłuższe przerwy w trakcie trwania jednostki treningowej i zadawanie bodźców czytelnych dla mięśni...Kształtowanie siły i mocy jest głównym celem przygotowania fizycznego, które odbywa się od maja do października. Potem, już od listopada poprzez okres startowy trening jest ustawiony tak, żeby podtrzymać te cechy, które zostały wypracowane wcześniej. Podkreślić należy, iż błędu popełnionego w okresie przygotowawczym nie można już poprawić, gdyż w okresie startowym nie ma na to czasu.
Trening fizyczny w skali roku obejmuje: przygotowanie ogólne ok. 160 - 170 godzin, przygotowanie ukierunkowane ok. 80 godzin i przygotowanie specjalne ok. 40 godzin. Najpoważniejsze zmiany, jakie zostały wprowadzone, polegają na ograniczeniu objętości na rzecz jakości, wydłużeniu przerw wypoczynkowych. Poza tym zwracamy szczególną uwagę na odpoczynek zawodników między treningami, który jest jednym z elementów przygotowań. Jeżeli przerwy przeznaczone na odpoczynek są źle wykorzystywane, jest to znacznym błędem .

Tajner ograniczył też liczbę skoków, oddawanych w okresie letnim na skoczniach igielitowych, na rzecz ćwiczeń w salach gimnastycznych. Zespół trenerski opracował ćwiczenia imitacyjne, których zadaniem jest poprawa najważniejszego momentu w oddawanym skoku - odbicia. Trening techniczny zajmował rocznie od 370 do 400 godzin .
Wszystkie te działania miały na celu jeden cel - odniesienie sukcesu. I udało się go zrealizować - Adam Małysz został najlepszym skoczkiem świata w 2001 r. i powtórzył ten sukces rok później. Ma więc w swoim sportowym dorobku dwie "Kryształowe Kule".
Małysz na wielu obiektach skakał już poza strefę bezpieczeństwa, "na równe". Ustanowił w sezonie 2000/2001wiele rekordów na skoczniach całego świata. Trener Tajner czuwa jednak nad sytuacją, by jego najlepszy skoczek nie nabawił się kontuzji. Rekordy skoczni zaczęły się od pamiętnego konkursu na olimpijskiej skoczni w Garmisch-Partenkirchen.

W Garmisch Partenkirchen ustanowił rekord, którego się chyba już nie pobije. Potem było Willingen i Trondheim, gdzie wylądował już prawie na płaskim. Na skoczniach K 120 strefa bezpieczeństwa ciągnie się w granicach 20 m długości od punktu K. Tam nachylenie wynosi ok. 29 stopni. Dopiero za tą strefą jest gwałtowne przejście i robi się prawie płasko: 27, 26, 25 stopni. I lądowanie w tej strefie jest bardzo niebezpieczne. W Trondheim lądował na zeskoku o nachyleniu 27 stopni i aż go przytrzymało. W Willingen tak samo - 27 stopni. Inne ekipy nas podglądają. Oni mają lepiej rozpracowanego Małysza niż my! Na kongresie w Salzburgu, po konkursie w Bischofshofen w styczniu 2001 r., Kojonkoski i Lipburger pokazywali komputerowe symulacje skoków Małysza. Chcemy robić podobne analizy co oni, dlatego do naszego zespołu dołączamy biomechanika. Zresztą my też już od dwóch lat filmujemy najlepszych skoczków świata, szukamy prawidłowości: co oni robią, że tak dobrze skaczą? A oni trenują w tunelach aerodynamicznych, wkładają w trening masę pieniędzy.

Głównym rywalem Adama Małysza w zeszłym sezonie był Martin Schmitt. Zapytany o jego nowe, podobno "cudowne" narty, które miały dać mu zwycięstwo nad Małyszem, trener Tajner odpowiada:

Firma "Rossignol" wykonała dla niego specjalne narty z bardziej elastycznymi dziobami, bo podpatrzyli takie u Adama i uznali, że to ma znaczenie dla długości skoków. Po raz pierwszy Schmitt skakał na nich podczas Pucharu Świata w Hakubie: wtedy wygrał, a Adam miał upadek i był ósmy. To był moment, gdy Niemcy odetchnęli. Myśleli, że wszytsko "wraca do normy", tj. Schmitt będzie wygrywał jak dawniej. Potem przyszedł jednak "zimny prysznic", bo Adam wygrał dwa konkursy w Sapporo, a Schmitt nie wszedł do "50", a drugi raz nie zakwalifikował się do "30". On na tych nartach startował potem w Lahti. Adam skacze na "Elanach". W sumie sześciu chłopaków skacze na nartach "Elan", a dwóch na "Fischerach".

Zapytany o przyszłość skoków w Polsce, trener Tajner uważa, że sukces Małysza spowoduje rozwój konkurencji skoków narciarskich w naszym kraju:

Już tak się stało, mimo, że od końca sezonu zimowego minęły zaledwie trzy miesiące. Ten sukces spowodował, że zwiększyło się zainteresowanie młodzieży tą dyscypliną. Po za tym kolejne UKS-y (Uczniowskie Kluby Sportowe) będą doposażane w sprzęt sportowy. Nastąpi remont skoczni w Wiśle-Malince. Bardzo ruszyła ta sprawa, dokumentacja jest już zakańczana. W Zakopanem odbędzie się Puchar Świata w skokach. Teraz skokami żyje cała Polska. To wszystko efekt sukcesu Małysza. Zwłaszcza widać wzrost zainteresowania skokami w Wiśle. Wisła to chyba jeden z niewielu klubów w kraju, który ma trenera na stałym etacie i który dobrze pracuje z młodzieżą. Jest nim Jan Szturc, a pomaga mu Mirosław Kędzior. Ale w chwili obecnej już potrzebują pomocy, bo przychodzi im na trening 42 - 45 chłopców. A wykonać trening we dwójkę z tak dużą grupą jest niezwykle ciężko. Chłopcy się wymieniają sprzętem sportowym i mają chęć do treningu.

Wielką zasługą Tajnera było włączenie do cyklu przygotowawczego polskiej reprezentacji psychologa dra Jana Blecharza i znanego fizjologa profesora Jerzego Żołądzia. Co prawda byli oni zatrudniani w okresie wcześniejszym, kiedy trenerem reprezentacji był Paweł Mikeska, ale w dużo mniejszym stopniu pracowali z grupą niż teraz.
"Trenuj umysł jak ciało"
Jan Blecharz jest w "teamie" polskich skoczków odpowiedzialny za ich przygotowanie mentalne. Bardzo ważne, bo czasy, kiedy nie przywiązywano doń żadnej wagi dawno się skończyły. Jan Blecharz uważa, że umysł można i trzeba trenować tak samo jak ciało. Harmonijne połączenie umiejętności fizycznych i psychicznych zawodnika decyduje o jego powodzeniu. Dr Blecharz od dawna jest związany ze sportem i wspomina:

Uprawiałem lekkoatletykę, najpierw w "Unii" Tarnów, potem w AZS Kraków. Byłem biegaczem na średnich dystansach. Nie osiągnąłem jakiś sukcesów, ale poznałem "smak" sportu. Po zakończeniu studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim rozpocząłem pracę ze sportowcami, między innymi z Renatą Mauer-Różańską. Moja przygoda ze skoczkami narciarskimi rozpoczęła się przed Zimowymi Igrzyskami w Nagano. Był to jednak kontakt sporadyczny, ale poznałem całą grupę. Ta na serio moja praca zaczęła się, gdy grupę zaczął prowadzić Piotr Fijas, a potem Apoloniusz Tajner. Od tego momentu rozpoczęła się systematyczna współpraca. Wkrótce dołączył profesor Jerzy A. Żołądź i powstał team o którym dzisiaj głośno. Obowiązuje w nim zasada partnerstwa, wzajemnego szacunku, ustalania pewnych planów. Powstała w ten sposób, mam wrażenie, unikalna grupa na skalę światową.
Obowiązują mnie zasady tajemnicy zawodowej i pewne rzeczy, które robimy pozostają między nami. Być może kiedyś po latach pewne nasze metody ujawnimy. Tajemnica sukcesu Adama Małysza polega na dobraniu pewnych metod naukowych i ich zastosowaniu. Uważam, że psychikę możemy trenować jak ciało. Rozwój musi być równomierny. Sport dzisiejszy jest bardzo wymagający i związany z maksymalnym wysiłkiem psychicznym i fizycznym. Rywalizacja toczy się na oczach milionów ludzi, przy ogromnej presji. To wszystko wymaga odpowiednich przygotowań psychicznych. Sport dzisiaj rozpatruje się w kategoriach pracy i to perfekcyjnej. Dlatego uważam, że pozostawienie zawodnika samego w takiej sytuacji jest wręcz niehumanitarne. Start w zawodach najwyższej rangi niesie za sobą nie tylko koszty energetyczne, lecz również wyczerpuje zawodnika w sensie energii psychicznej. Trzeba więc mu pomóc w odnowie i regeneracji. My lansujemy pogląd, że budujemy zawodnika kompletnego. Widzimy człowieka, a nie automat do oddawania skoków, który chcemy wykorzystać. Twierdzimy, że sport ma przygotować tego młodego człowieka także do późniejszego życia. Sport wyrabia przecież w człowieku cechy charakteru pożądane we współczesnym społeczeństwie: dyspozycyjność, konsekwencję w dążeniu do celu, nastawienie, że tylko rzetelna praca da mi efekt. Przecież medalu olimpijskiego, czy z mistrzostw świata nie zdobywa się bez ciężkiej, systematycznej pracy.

W swoich publikacjach dr Blecharz dużo pisze o stanie psychiki, który określa jako - flow - przepływ. Ten swoisty stan najwyższej koncentracji jest zdecydowanym sojusznikiem w zdobywaniu sukcesów polskich skoczków.

Stan flow jest stanem idealnej koncentracji, kiedy koncentrujemy się na określonym zadaniu. Gdy z jednej strony mamy poczucie zrelaksowania naszego ciała, a z drugiej koncentrujemy się na zadaniu, a nie na dystraktorach .Zawodnik ma wtedy poczucie lekkości wykonania, jakby rzeczy dzieją się same. Z drugiej strony ma poczucie lekkości sytuacji. Stan flow jest dostępny nie tylko sportowcom. Ludzie często doznają stanu flow w pracy zawodowej. Większosć jednak wchodzi w taki stan w sposób przypadkowy. W sporcie profesjonalnym chodzi o to, by taki stan uzyskiwać w danej chwili, na konkretnych zawodach - zwłaszcza mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich. Myślę, że w ubiegłym sezonie Adam Małysz najlepiej potrafił wyzwalać ten stan i najlepiej potrafił się koncentrować. Dalszej pracy wymagają Mateja, Skupień i młodzi zawodnicy. Ja osobiści jestem bardzo zadowolony z pracy w tym teamie. Tutaj wielka rola przypada trenerowi Tajnerowi, który jest człowiekiem bardzo otwartym i umie kierować chłopcami. Bo fakt, że ja z profesorem Żołądziem mogłem wykorzystać pełnię swego warsztatu, to jego zasługa. Wielka jest też rola trenera Piotra Fijasa. Po prostu zebrała się czwórka ludzi, idących do jednego celu.
To wszystko w połączeniu z ogromnym talentem Adama Małysza dało fenomen, bo o fenomenie Małysza można już mówić. My się cieszymy, że jest sytuacja, która stymuluje nas do aktywności. Nie zapominamy bowiem, że nasi rywale są wielcy. To są świetni zawodnicy, świetnie zorganizowane teamy, jak niemiecki, fiński, austriacki czy japoński. Dysponują oni wielkimi środkami, wykształconymi ludźmi i nie możemy "spoczywać na laurach", lecz stale pracować. Trzeba cały czas być czujnym i podejmować nowe wyzwania. W tej chwili wszyscy patrzą na nas, gdzie jedziemy, jak trenujemy i co robimy. To wszystko świadczy o tym, że jesteśmy "pod lupą", ale podejmujemy wyzwania. Nie mamy innego wyjścia.

Zapytany jak ocenia obecną grupę dr Blecharz odpowiada:

Myślę, że mamy do czynienia z bardzo ciekawą grupą. Jest Adam Małysz, grupa starszych zawodników - jak Skupień i Mateja i młodsi - Pochwała, Tajner i Bachleda. Jest to więc mieszanina dojrzałości, rutyny i młodości. Ci młodsi mają w Małyszu wzór do naśladowania, co tworzy dobrą dynamikę grupy. Jeśli chodzi o Adama Małysza to jest on w obecnej chwili sportowcem profesjonalnym. Jest człowiekiem odpornym psychicznie. Okazuje się, że poradził sobie z tą ogromną popularnością, co jest bardzo trudne. Jest bardzo życzliwy kibicom, ale nieraz te przejawy popularności są uciążliwe. Ale kibice chyba to rozumieją. Wolą przecież oglądać Adama zwycięskiego, daleko skaczącego. Przypadek Adama Małysza pokazuje, że sport nadal łączy ludzi i dostarcza im naprawdę pozytywnych emocji. Może być czysty, spontaniczny. Co więcej, przykład Adama Małysza pokazał ile jest w nas tęsknoty za sukcesem, autentycznością. I myślę, że jest to jeden z mechanizmów zjawiska zwanego "małyszomanią". To przejdzie do historii. Ponadto Adam nadal jest naturalny, sukces go nie odmienił. Jest taki jaki był i to też jest wielkie. Pokazał też, parafrazując już pewne wyświechtane hasło, że "Polak potrafi". Że Polak jest dobry, nawet najlepszy na świecie. Okazało się, że ciężka praca i wysiłek dają taki a nie inny efekt .
W Adamie jest moc!
Kolejnym można rzec "filarem" zespołu pracującego z polskimi skoczkami jest profesor Jerzy Andrzej Żołądź. Z zawodu fizjolog i pracownik krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego, zdobył za granicą bogate doświadczenie i zajmuje się "mocą" mięśni Adama Małysza i pozostałych polskich skoczków. Podczas międzynarodowej konferencji "Sporty zimowe u progu XXI wieku oraz tradycje i perspektywy Zakopanego", zorganizowanej w czerwcu 2001 r., profesor Żołądź przedstawił współczesne metody badań wydolności fizycznej sportowców. Zarysował badania mechanizmów fizjologicznych zachodzących w mięśniach sportowca i ich historię, przedstawił też najnowocześniejsze dokonania w tej dziedzinie jak np. metodę spektroskopii, czyli pobierania próbki mięśnia u sportowca. Profesor Żołądż stworzył też słynną już platformę do ćwiczeń odbicia. Wszystkie te metody, zarówno stosowane przez psychologa i fizjologa wskazują na to jak właściwą drogę wybrał Polski Związek Narciarski zatrudniając obydwu fachowców do teamu polskich skoków. Trener Apoloniusz Tajner w sposób następujący wypowiada się o współpracy z fizjologiem i psychologiem.

Współpraca układa się bardzo dobrze. Nasz układ oparty jest na partnerstwie, koleżeństwie i przyjaźni. Dlatego dobrze jest to przyjęte przez zawodników. Mamy jednolity wpływ na grupę. Wszyscy zawodnicy mają w nas jednakowo mocne oparcie. Mocnym filarem zespołu jest też drugi trener - Piotr Fijas. Tworzymy wszyscy wyjątkowo zgrany, równy zespół.

Zapytany o skocznie olimpijskie w Park City, położone niedaleko Salt Lake, trener odpowiada:

Byliśmy tam przez cztery dni. Przez trzy dni była śliczna pogoda, ale wiało i przerywano konkurs. Są tam zmienne wiatry, które mocno mieszają. Raz był wiatr z przodu, raz z tyłu. Konkurs był nawet przerywany. Austriak Loitzl skoczył wtedy 134 m, to był rekord skoczni i myśmy z fińskim trenerem Miką Kojonkowskim zaprotestowali, by w tych warunkach przerwać konkurs, bo na górze byli jeszcze najlepsi, w tym Małysz. I wówczas Adam poszybował na 133,5 m, z mocno obniżonego rozbiegu.

Przed Igrzyskami trener wypowiadał się o składzie kadry skoczków. Sprawa była otwarta - miały zadecydować i zadecydowały wyniki sportowe. Liczył, oprócz Małysza, na dobrą dyspozycję Skupnia i Mateji.

Sprawa olimpiady jest otwarta. Nie chcę oceniać szans, gdyż po to pracujemy, by osiągnąć wyniki, A nie oczekujemy już miejsc w "dziesiątce", tylko mamy szansę powalczyć o medale. Będziemy o nie walczyć. Pod tym kątem przygotowujemy chłopaków i jest "pełna mobilizacja" całego zespołu. Ale jak to się ułoży nie wiadomo. Nie wiadomo, jakie będzie skład piątki na Zimowe Igrzyska Olimpijskie do Salt Łąkę City. Jest ich w tej chwili ośmiu i nie wiadomo, poza Małyszem, który się zakwalifikuje. O tym PZN zadecyduje w grudniu. W tym roku liczę bardzo na Skupnia i Mateję. On ciągle nie pokazuje tego co potrafi. Ale złapał już pewną stabilizację, ma już dość takiego przeciętniactwa. Trzykrotnie w ostatnim sezonie wszedł do "10" najlepszych na świecie. Na treningach zaczyna skakać pojedyncze skoki na poziomie Adama. Nadal jest ścisła współpraca z psychologiem i fizjologiem i myślę, że to da rezultaty. Pora już na Roberta. To przecież piąty skoczek mistrzostw świata w Trondheim. Powinien mieć tam medal. Jedno "zawalenie" przy lądowaniu i stracił wtedy, w Trondheim, medal. Brakuje mu trochę stabilizacji w technice. Nie potrafi na razie tego, co umie Adam - oddać dwóch świetnych stylowo i dalekich skoków. Warunki fizyczne ma lepsze od Małysza, ale brakuje mu powtarzalności. Adam jest kompletnym zawodnikiem. Wszystko ma na najwyższym, światowym poziomie. Technikę, przygotowanie fizyczne - wszystko na najwyższym poziomie. Potrafi perfekcyjnie skakać skok za skokiem. Skacze teraz trochę słabiej niż w zimie, czasami popełnia błąd, polegający na zbyt wczesnym odbiciu. Ale to jest chyba normalne, bo naprawdę bałbym się gdyby był teraz w swojej najwyższej formie.

Przejawem popularności Adama Małysza jest "małyszomania". Każdy kibic chce mieć jego autograf, każdy dziennikarz marzy o relacji z jego ust. Powoduje to jednak, że Małysz prawienie ma wolnego czasu i ciągle jest "oblężony" przez dziennikarzy. Może to mieć negatywne wyniki i dlatego trener odseparował Adama od dziennikarzy i fanów.

Było źle po sezonie. Bo po tak ciężkim sezonie, chcieliśmy spokoju i odpoczynku, a jego zupełnie nie było. Co z tego, że Adam był w domu, jeśli prawie przez cały czas odwiedzały go "procesje". Jego teść naliczył pod domem ponad 800 autokarów, w każdym po 50 osób. Niektórzy ludzie zbierali nawet kamienie sprzed domu Adama! Adam najlepiej odpoczywa na zgrupowaniach. Ma treningi, realizuje program psychologiczny, który zadaje mu psycholog dr Jan Blecharz. Ma kontakt tylko z zawodnikami. Nie ma wokół niego dziennikarzy. To jest dobre, bo brakuje naprawdę nam spokoju. W Salt Lake City na pewno powalczymy o wysokie lokaty.

Przedolimpijskie obietnice trenera Tajnera znalazły swoje odbicie w olimpijskich wynikach. Z Salt Lake City Małysz i grupa Tajnera powróciła z dwoma olimpijskimi medalami i szóstym miejscem w konkursie drużynowym. Takiego sukcesu w skokach narciarskich nie odnieśliśmy nigdy wcześniej, za wyjątkiem olimpijskiego złota Fortuny. Kolejnym celem trenera Tajnera i jego zespołu jest przygotowanie reprezentacji Polski do Mistrzostwa Świata w Valle di Fiemme i walka Małysza o kolejną, już trzecią, "Kryształową Kulę". Trener Apoloniusz Tajner i tym razem podjął rękawicę.

(Powrót)
 

I Strona główna I Wiadomości I Kultura I Sport I Pogoda I Turystyka I Narty I Kościół I

I Radio Alex I Głos Ameryki I Z peryskopu... I DH Zakopane I Telefony I Apteki I

I Reklama I Ogłoszenia I Muzyka I Video I Galeria I Archiwum I O Watrze I