STRONA GŁÓWNA

                                          ZAKOPANE - STOLICĄ SPORTÓW ZIMOWYCH

 

 

 
 

JÓZEF GĄSIENICA SOBCZAK

 

Janosik z karabinem 7.62 mm...

 

(opowieść o Józefie Gąsienicy-Sobczaku)

 

Kieby nos tu było

Takik chłopców seści,

To by my te Tatry

W kawołki oznieśli

 

(przyśpiewka góralska)

 

Jest jedynym polskim narciarzem, obok nieżyjącego już Stanisława Marusarza, który uczestniczył w czterech Zimowych Igrzyskach: 1956, 1960, 1964, 1968. Był niesłychanie sprawny fizycznie. Oprócz narciarstwa, w którym osiągnął światowe wyniki, potrafił rzucać kulą (jego życiowy rekord wynosi 13 m), świetnie skakał wzwyż i był lekkoatletą. Jego koledzy wspominają też jego wyczyny taneczne, jak choćby wbieganie po ścianie budynku aż do sosrębu – belki podtrzymującej strop w góralskiej chałupie. Jego naturalna sprawność fizyczna znalazła swoje ujście w dyscyplinach trudnych, wymagających  samozaparcia i lat tytanicznej wręcz pracy – biegach narciarskich i biathlonie.

Na początku naszej rozmowy w jego w Kościelisku Pan Józef stwierdził “Mój dziadek, Jan Gąsienica-Sobczak, był strzelcem wyborowym w armii austriackiej, a ja zostałem biegaczem i biathlonistą”. Najpierw biegał na nartach, a z czasem oddał się biathlonowi, osiągając w tej właśnie dyscyplinie sportowej światowe wyniki. Sport to szczęście w jednych zawodach i pech w drugich – wszystko to przeżył Józef Gąsienica-Sobczak na narciarskich trasach swojej sportowej kariery. Największe szczęście to tytuł wicemistrza świata z Ga-Pa z 1966, kiedy przywiózł do kraju dwa srebrne medale, jeden  w biegu indywidualnym i drugi w sztafecie. Największy pech spotkał go podczas zawodów olimpijskich w Innsbrucku, kiedy po upadku przestawił mu  się celownik karabinka.. i zajął 20. miejsce. Mówi “najbardziej żal mi tego startu olimpijskiego i myślę o nim do dzisiaj”. Jest z pewnością legendą polskiego biathlonu –  olimpijczykiem z rodziny o niezwykłych w skali światowej tradycjach narciarskich.
 

Urodził się 9 lipca 1934 r. w Kościelisku. Jako młody chłopak lubił siedzieć obok starszych mężczyzn z rodziny i słuchać ich niezwykłych opowieści o I wojnie światowej, froncie włoskim, polowaniu na capa w holak i innych męskich zajęciach. Przysłuchiwał się tym opowieściom i myślał, że on – Józef Gąsienica - Sobczak, młody chłopak z Kościelisk, też chce w życiu  dokonać czegoś na miarę opowieści, których słuchał. A ponieważ od małego kochał narty i marzył, by na nich startować i ścigać się z innymi, a z czasem poznał też broń, więc został biegaczem narciarskim, a potem biathlonistą. I w tym ostatnim sporcie osiągnął światowe wyniki, pod opieką trenera Stanisława Zięby.  Jest dowodem na to, że młodzieńcze marzenia się spełniają. Trzeba tylko trochę im pomóc.

Kozdy jeden Gąsienica cosi mo”  - mówi Pan Józef i pokazuje swój dom i gazdówkę, którą nadal się zajmuje. To prawda, ale on, Józef Gąsienica-Sobczak, ma coś jeszcze – niezwykłe sportowe wspomnienia z wielu lat startów w reprezentacji Polski. Początki jego kariery sportowej to pierwsza połowa lat 50.: zapisałem się do sportu i zacząłem uprawiać narciarstwo z ciekawości świata – wspomina - liczyłem, że dostanę dres i  buty. No i tak się stało. Wcześniej na Groniku zrobiliśmy z bratem  boisko, to były trzy miesiące pracy i wtedy zostaliśmy z bratem wpisani do klubu CWKS Zakopane. Dostałem z klubu, pamiętam to dokładnie, wysokie buty wojskowe i w tym biegało się na suche zaprawy. Potem poszedłem do wojska. Trenowałem, bo liczyłem, że mnie ściągną z wojska do Zakopanego. I tak się stało, bo zacząłem osiągać coraz lepsze wyniki. W Memoriale im. Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówy startowałem już w sztafecie reprezentacyjnej. Uczestniczyłem też jako biegacz-reprezentant Polski w dwóch Zimowych Olimpiadach, w 1956 r. w Cortinie d Ampezzo  i  w 1960 r. w Squaw Valley w Stanach Zjednoczonych[1].

Cortina 1956 i Squaw Valley 1960

Pamiętam mój pierwszy start olimpijski - w Cortinie d Ampezzo (1956). Tam startowałem w sztafecie i muszę powiedzieć, że mieliśmy ogromnego pecha. Józek Rubiś pobiegł na “wystrzał”  i złamał nartę. Ja wystartowałem, pamiętam był zjazd i trasa zakręcała na mostek. Niestety spadłem z tego mostku do potoka i zajęliśmy wtedy 9. miejsce. Za to w rok później, na wielkich zawodach FIS w Garmisch-Partenkirchen reprezentacyjna sztafeta w której biegł Sobczak zajęła trzecie  miejsce – to był świetny wynik tym bardziej, że były to zawody w randze nieoficjalnych mistrzostw świata. Józef Gąsienica-Sobczak jako biegacz narciarski uczestniczył w jeszcze jednych Zimowych Igrzyskach -  w Squaw Valley (1960). Jednak starty w biegach i brak satysfakcjonujących wyników w tej konkurencji zniechęcały go coraz bardziej. O zmianie konkurencji zadecydował ostatecznie w roku 1961. Miał wtedy 28 lat i kilkuletnią karierę biegacza w reprezentacji Polski. Zbliżał się FIS w Zakopanem I właśnie przed tamtymi pamiętnymi zawodami, za sprawą biathlonu, prawie że został zdyskwalifikowany. W przeddzień startu na “trzydziestkę” trener zarządził swobodny dzień, bez żadnej obowiązującej “porcji” przebiegniętych na nartach kilometrów. Sobczak przypiął jednak narty i udał się do Kir, do swojego domu  i prosto z marszu wygrał bieg biathlonowy na 20 km, po czym zdążył jeszcze wrócić do Zakopanego. Awantura wybuchła następnego dnia, kiedy działacze zażądali surowych sankcji dla miłośnika biathlonu. Wtedy też postanowił zmienić dyscyplinę i zajął się biathlonem. Wybór okazał się trafny, gdyż w tej konkurencji osiągnął już światowe wyniki. Do uprawiania biathlonu zachęcił go także Stanisław Szczepaniak – jeszcze jeden słynny biathlonista z Kościelisk.

 Początki biathlonu w Polsce były trudne: nasi biathloniści korzystali w tym okresie ze skonstruowanego jeszcze w XIX wieku karabinka Mosina, który do biathlonu się nie nadawał – był bardzo ciężki i przydługi, więc sprawiał zawodnikom wiele kłopotów. W tajemnicy przed trenerem, pułkownikiem Ziębą, u znajomego stolarza wiercili kolby, by pozbyć się zbędnych kilogramów. Ciężki karabin obijał im plecy, tworząc siniaki, a nawet rozległe rany. Dlatego zawodnicy naszywali sobie pod kombinezony paski materiału, by chociaż trochę ochronić kręgosłup. Nie wiedzieli, czy tak można, więc czynili to potajemnie, bez wiedzy trenera. Potem już w porozumieniu z trenerem Ziębą, opracowano we współpracy z rusznikarzami z Radomia sposób na spiralne frezowanie lufy karabinu. Okres “odkryć” zakończył się, gdy klub WKS Zakopane otrzymał nowe karabiny z ZSRR, porównywalne z najlepszymi na świecie. I wtedy nasi zawodnicy zaczęli odnosić sukcesy.

 Sobczak zadebiutował na biathlonowych trasach na Mistrzostwach Świata w Umea (25 luty 1961 r.), zdobywając od razu 13. miejsce w biegu na 20 km i 5. miejsce w klasyfikacji  drużynowej. Należał z bratem Stanisławem do pierwszego pokolenia polskich biathlonistów, obok niego startowali w tym okresie: Józef Rubiś, Ludwik Zięba, Stanisław Szczepaniak, Stanisław Łukaszczyk “Zbójnik”, Stanisław Styrczula. Wszyscy byli przyjaciółmi i dzisiaj po latach Pan Józef lubi spotkać się z wymienionymi wyżej zawodnikami i powspominać dawne czasy.

Po pierwszych udanych startach  udało się dla kadry polskiego biathlonu uzyskać kilka dobrych karabinów CW kalibru 7.62 mm. Po frezowaniu luf ich waga obniżyła się do 5 kg. Dzięki lepszej i bardziej nowoczesnej broni Polacy zaczęli odnosić sukcesy. Nie było wtedy nawet właściwej strzelnicy i ustawiano polową na Białym Potoku, Nędzówce, Krzeptówkach i jeszcze raz na Białym Potoku. Dopiero w połowie lat 60. zaczęto budowę stadionu biathlonowego na Kirach. W tym samym okresie - w 1964 r. Sobczak zakwalifikował się na Zimowe Igrzyska w Innsbrucku.

Innsbruck (1964)

W Innsbrucku w Seefeld startowali wśród ponad 50. zawodników Polacy: Stanisław Szczepaniak, Józef i Stanisław Gąsienica-Sobczakowie, Józef Rubiś, Stanisław Styrczula. Byli dobrze przygotowani do zawodów olimpijskich i liczyli na miejsce w czołówce, a może i na medal? “Nadchodzi Olimpiada w Innsbrucku (1964 r.). Józek wylosował 27. numer startowy. Rozpoczął bieg w szalonym tempie. Na drugim kilometrze dogonił już Japończyka Yamakę, który wystartował  o minutę przed nim, później mijał jednego zawodnika po drugim. Polak był również w doskonałej formie strzeleckiej, toteż wiązano z nim duże nadzieje. Do pierwszej strzelnicy pozostało już tylko około 300 metrów, ale przedtem trzeba było pokonać na nartach dość stromy zjazd. Józek dobrze jeździł na deskach, ale wjechał w jakąś koleinę i przewrócił się. Nie był to żaden groźny upadek. toteż błyskawicznie się pozbierał i mknął do stanowiska strzeleckiego. Na pierwszym strzelaniu, Sobczak był zawsze bezbłędny, toteż i tym razem był pewien swego. Błyskawicznie uregulował oddech, przygotował karabin i zaczął mierzyć do tarczy. Ku jego największemu zdumieniu, strzał był niecelny. Przy drugim maksymalnie się skoncentrował, ale również było pudło. Józek zamarł z przerażenia. Co się dzieje? Myślał, ale dopiero po dwóch następnych niecelnych strzałach uprzytomnił sobie, że podczas tego niewinnego upadku, gdy karabin uderzył o śnieg, musiał się przestawić celownik. Tak było w istocie, ale na pierwszym strzelaniu Józek zarobił aż 8 minut karnych i stracił wszelkie szanse. Gdy po konkurencji spokojnie analizowano sytuację okazało się, że Sobczak uzyskał 5. czas dnia w biegu narciarskim, co przy jego normalnie bezbłędnym strzelaniu, dawało mu srebrny medal olimpijski, a przy jednym niecelnym strzale brązowy medal. To był wielki pech, Józek ciężko przeżywał to olimpijskie niepowodzenie i w końcu 20. miejsce w konkurencji[2].

Józef Gąsienica-Sobczak wspomina po latach, że najbardziej żal mu tego nieudanego olimpijskiego startu. “Do dzisiaj to pamiętam. Na zjeździe było oblodzenie i przewróciłem się do tyłu, ale szybko się wyzbierałem i pobiegłem na strzelnicę. Mierzę dokładnie – pudło...5 strzałów niecelnych – podcięło mi nogi. Koledzy z reprezentacji wołają: Leć Józek! - dopiero na trzecim strzelaniu zrozumiałem, że to celownik, ale cłek był w telim ogniu walki,  wcas o tym nie pomyśloł – gorzko wspomina tamte chwile. Żałuje do dzisiaj tego nieudanego startu olimpijskiego, a w rozmowie przeżywa go bardzo mocno, jakby chciał cofnąć to co się stało. Niestety jest to niemożliwe. Ale w tym samym roku spotkały go także szczęśliwe chwile, gdyż poślubił Zofię z domu Marusarz. Państwo Sobczakowie mają troje dzieci: Wojciecha (ur. 1966 r.), Danutę (ur. 1969 r.) i Macieja (ur. 1976 r.).

Elverum (1965) i pierwszy medal dla polskiego biathlonu

 Józef Gąśienica-Sobczak miał szczęście do biathlonowych mistrzostw świata: w 1963 r. w Seefeld w Austrii w konkurencji indywidualnej zajął 13. miejsce, a w klasyfikacji drużynowej 5. miejsce, w składzie Józef Rubiś, Stanisław Szczepaniak i Stanisław Styrczula. W 1965 r. w Elverum (Norwegia) był już 6. w biegu na 20 km a w sztafecie po porywającym strzelaniu (Sobczak miał 20 trafień na 20 strzałów). Niestety pobiegł jak na swoje możliwości słabiej i musiał zadowolić się szóstym miejscem. 3. miejsce zajęli Polacy w klasyfikacji drużynowej: Stanisław Szczepaniak – 10., Józef Rubiś – 13. i Stanisław Łukaszczyk – 24. Ten start był tym cenniejszy, że wreszcie zawodnicy zdobyli  medal. Analizując wyniki warto zauważyć bardzo wyrównany poziom polskich zawodników, z których trzech weszło do czołowej  “15”

 

Wyniki biegu na 20 km – MŚ – Elverum (1965)

 

Zawodnik - miejsce

Pochodzenie - kraj

 Czas

1. Olaf Jordet

Norwegia

1.23.34.9

2. Puzanow Nikołaj

ZSRR

 -

3. Tyrvainen Antti

Finlandia

 -

6. Sobczak Józef

POLSKA

1.27.05.9

10. Szczepaniak Stanisław

POLSKA

1.28.51.8

13. Rubiś Józef

POLSKA

1.29.15.2

24. Łukaszczyk Stanisław

POLSKA

1.33.51.2[3]

 

Szczyt możliwości sportowych i najlepszy wynik w karierze Józefa Gąsienica-Sobczaka przypadł na mistrzostwa świata w Garmisch-Partenkirchen w roku 1966. Warto dodać, że przed tymi zawodami czołówka polskiego biathlonu, w tym także Sobczak, otrzymała nową broń strzelecką, nowe radzieckie karabiny BJ kalibru 7,62 mm, a następnie BJ “Wostok”, kalibru 6,5 mm a także karabinki małokalibrowe do celów szkoleniowych. Wyposażeni we właściwy i stojący na najwyższym, światowym poziomie sprzęt polscy zawodnicy sięgnęli po medale na Mistrzostwach Świata. Sobczak był wtedy w wysokiej formie co potwierdził startem w zawodach biathlonowych w Oberhofie (NRD) 21 stycznia 1966 r., gdzie zwyciężył. To zapowiadało jego dobry występ w Garmisch-Partenkirchen. I nie zawiódł...

Biathlonowe mistrzostwa świata w Garmisch-Partenkirchen (1966)

            To był największy, można powiedzieć życiowy sukces biathlonisty z Kościelisk – srebrny medal na mistrzostwach świata w biathlonie w Ga-Pa w 1966. w konkurencji indywidualnej i srebro w sztafecie – te wyniki świadczą najlepiej o sile polskiego biathlonu w tamtych czasach. “Było to 4 lutego. Do walki o tytuł mistrza świata w konkurencji indywidualnej stanęło 54 zawodników, w tym 4. Polaków. Na zawody przyjechała garstka miejscowej Polonii, która serdecznie dopingowała naszych zawodników. Mniej więcej w połowie dystansu i po dwóch strzelaniach sytuacja była już jasna. Najlepiej spisywali się Norweg Istad, reprezentant ZSRR Gundarcew, Szwed Olsson i Polak Józef Gąsienica-Sobczak, toteż wśród nich głównie upatrywano kandydatów do medali. Walka była niesamowicie zacięta. Po trzech strzelaniach Polak minimalnie prowadził przed Istadem, Gundarcew i Olsson przestali się liczyć w przetargu o złoty medal, gdyż wolniej biegli od dwóch pierwszych zawodników. O wszystkim miało zadecydować ostatnie strzelanie i gdyby Józek strzelał na zero punktów karnych mógł zostać mistrzem świata. Niestety, doświadczony Istad miał zdrowsze nerwy”. Warunki na trasie były trudne – mgła. A w tamtym okresie zawodnicy strzelali z odległości 150 m i nadejście mgły w momencie strzelania decydowało o pozycji. Chwilami widoczność była lepsza i można było zobaczyć cel, dokładnie przymierzyć i trafić. Na dwóch pierwszych stanowiskach Sobczak był “bez pudła”. Na trzeciej strzelnicy zawodników dopadła mgła. Polak dwa razy, nie chcąc czekać, strzelił na “wyczucie” – jedna z tych pocisków  o milimetry minął cel, ale nie był w celu.  Przegrał złoty medal z Istadem zaledwie o 55 sekund. Sobczak pokonał tej miary zawodników co Melanin i wielu innych, stanowiących w tym okresie czołówkę światowego biathlonu.

 

Wyniki biegu na 20 km z czterokrotnym strzelaniem – MŚ – Garmisch-Partenkirchen

 

Zawodnik - miejsce

Pochodzenie - kraj

Czas

1. Istad Jon

Norwegia

1.38.21.8

2.Sobczak Gąsienica Józef

POLSKA

1.39.19.9

3. Gundarcew Władimir

ZSRR

-

7. Szczepaniak Stanisław

POLSKA

1.45.00.7

10. Łukaszczyk Stanisław

POLSKA

1.45.33.6

14. Stopka Józef

POLSKA

1.46.16.1[4]

 

W kilka dni później znowu walczył wraz z kolegami o miejsce medalowe, w pojedynku z najlepszymi na świecie, i zajął drugie miejsce. Pobiegł na ostatniej czwartej zmianie. Jest to pozycja bardzo odpowiedzialna, od niego zależał kolor medalu , czy będzie srebro czy brąz. Naciskali na niego  świetni zawodnicy: Szwed Holmfrid Olsson i zawodnik ZSRR. Sobczak nie zawiódł pokładanych w nim nadziei, miał dwie rundy karne, ale pobiegł wyśmienicie – finiszował z przewagą 1 minuty 35 sekund przed Szwedem Olssonem i prawie 2,5 minuty przed Melaninem. To świadectwo tego, że młodzieńcze marzenia się spełniają. Wynik w Garmisch-Partenkirchen pozwala także twierdzić, że Sobczak w tym okresie należał do absolutnej światowej czołówki, do trójki najlepszych: obok Melanina, Puzanowa i Jordeta i Istada. W sztafecie Polacy (wszyscy zawodnicy WKS) także stanowili zgrany i bardzo wyrównany zespół na najwyższym światowego[5].

Można powiedzieć, że były to najlepsze dni jego sportowej kariery w biathlonie, konkurencji jakby dla niego stworzonej, stanowiącej połączenie dwóch jego pasji – nart i karabinu. Na półce jego domu w Kościelisku znajdują się w niebieskich pudełkach dwa srebrne medale z MŚ w Garmisch-Partenkirchen.

W 1968 r. Sobczak wystartował w Zimowych Igrzyskach w Grenoble. Tak wspomina swoją drugą olimpiadę w biathlonie: W 1968 r. startowałem w Grenoble – tam znowu pech, źle działał karabin i w Grenoble właściwie zakończyłem karierę zawodnika. Ostatnim ważnym startem Józefa Gąsienicy-Sobczaka na biathlonowych trasach był udział w Mistrzostwach Świata w Zakopanem w roku 1969. Spodziewano, że znajomość strzelnicy i tras pozwoli reprezentantom naszego kraju na świetny wynik. Niestety nie udało się. Zdenerwowanie, by wypaść jak najlepiej przed własną publicznością spowodowało, że polska sztafeta zajęła dopiero 6. miejsce, a w biegu na 20 km Sobczak był 20. W tym samym roku zdecydował się na zakończenie kariery. Potem pojechałem do Ameryki, a obecnie zajmuję się gazdówką – wspomina Pan Józef.

Za metą

Józef Gąsienica-Sobczak mieszka nadal w rodzinnym Kościelisku. To miejsce, gdzie się urodził, wychował i to jest JEGO Kościelisko. Ziemia, którą szczególnie ukochał. Ma obecnie 67 lat. Lata uprawiania sportów i treningów uczyniły jego organizm prawdziwie niezniszczalnym i zahartowanym. Jest nadal pełen humoru, dowcipny, zdaje się nie starzeć. Zimą czasami rusza na narty. Mimo 67 lat nadal ciężko pracuje fizycznie, wożąc do domu drzewo ze swojego lasu na Sobczakówce. Zajmuje się też domowym obejściem i gazdówką. Biathlonem interesuje się jego córka Danuta Michalik, autorka pracy o olimpijczykach, biegaczach i biathlonistach z klubu WKS Zakopane. Warto dodać, że pierwsze kroki w biatlonie w UKS[6] Kościelisko stawia także jego wnuczka, Karolina. Może będzie talentem na miarę swojego dziadka. Józef Gąsienica-Sobczak jest też dowodem na to, że długo można zachować sprawność fizyczną i umysłową, cieszyć się życiem oraz  być człowiekiem traktującym je z lekkim przymróżeniem oka. Na wesoło.

 

Wyniki sportowe Józefa-Gąsienicy-Sobczaka: narciarz-biegacz, biathlonista. reprezentował klub WKS Legia Zakopane. Olimpijczyk: 1956, 1960, 1964, 1968. 3. krotny medalista MŚ seniorow  w biathlonie (2 medale srebrne i 1 brąz), mistrz Polski w biegu sztafetowym 4 razy 10 km (1967), 2. krotny wicemistrz kraju w tej konkurencji (1964, 1966), wicemistrz Polski w biegu na 30 km (1962).

Igrzyska olimpijskie: 1956 - 44. w biegu na 15 km, 9. w sztafecie 4 razy 10 km, 1960 – 34. w biegu na 30 km, IO w biathlonie: 1964 – 20. w biegu na 20 km, 1968- nie ukończył biegu na 20 km. MŚ w biathlonie:, 1961 – 13. na 20 km, 5. drużynowo, 1962 – 18. na 20 km i 6. drużynowo, 1963 – 13. na 20 km, 5. drużynowo, 1965 – 6. na 20 km, 3. drużynowo, 1966 – 2. na 20 km, 2. w sztafecie 4 razy 7, 5 km. 1967 – 49. na 20 km i 6. w sztafecie , 1969 – Zakopane 20 km – 20 miejsce , sztafeta – 6. miejsce[7].

 


[1] Z wywiadu z Józefem Gąsienicą-Sobczakiem z 25 czerwca 1999 r. i 28 września 1999 r.

[2] J. Fischer, J. Kapeniak., M. Matzenauer, Kronika śnieżnych tras, Warszawa 1977, s. 202).

 

[3] Wyniki MŚ w Elverum (1965 r.) z: S. Zięba, Krótka historia dwuboju zimowego (w WKS Legia Zakopane 1950 – 1980 (materiały niepublikowane).

 

[5] Wyniki biegu sztafetowego z MŚ w Garmisch-Partenkirchen – 1966

1 sztafeta: Norwegia: Nordkild Ivar, Jordet Olaf, Istad Jon, Tveiten Regnar

2 sztafeta POLSKA: Rubiś Józef, Łukaszczyk Stanisław, Szczepaniak Stanisław, Sobczak Gąsienica Józef

3 sztafeta: Szwecja: Ohlin Sture, Petrusson Olle, Eriksson Sten, Olsson Holmfrid

 

[6] UKS – Uczniowski Klub Sportowy

[7] Dane z W. Zieleśkiewicz, Gwiazdy zimowych aren, encyklopedia sportu, Warszawa 1992, s. 36.

 

Wojciech Szatkowski

Muzeum Tatrzańskie